Obudziłam się, a do moich uszu dotarł melodyjny śpiew ptaków. Pogoda za oknem była przepiękna. Nie za gorąco, nie za zimno. Idealnie na spędzanie czasu na zewnątrz. Chyba szykuje się długi spacer- pomyślałam podekscytowana, po czym przeciągnęłam się na łóżku.
Następnie mój palec wylądował na białym przycisku mojego telefonu. Na wyświetlaczu ujrzałam 6:30. Tak, jestem rannym ptaszkiem.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i przypomniałam sobie, że miałam zadzwonić do brata. Sięgnęłam po telefon i w tej samej chwili zdałam sobie sprawę, że w Nowym Jorku jest teraz 8:30. Wzięłam też pod uwagę to, że jest sobota. Co ja w ogóle wygaduję? Były wakacje, więc każdy dzień to sobota! Wniosek z moich obliczeń był taki, że mój brat jeszcze smacznie spał. Nie, on smacznie chrapał.
Wzruszyłam ramionami i usłyszałam dźwięk wybieranego połączenia.
- Halo?- usłyszałam zaspany głos Issac'a.
- No hej braciszku. Słyszałam, że chciałeś ze mną pogadać- odparłam niewinnie.
- Jasne, tylko może nie o czwartej nad ranem!- krzyknął zirytowany. Wiedziałam, że nienawidził, gdy się go budziło, no ale cóż, taka rola rodzeństwa.
- Isaac, u ciebie jest 8:30, nie przesadzaj. Wyjrzyj za okno, jaki piękny dziś dzień! Wyjdź na zewnątrz, poobcuj z naturą. Co z tobą?- zachęcałam go z być może przesadnym entuzjazmem. Dobra robota, Haley- uśmiechnęłam się i w myślach przybiłam sobie piątkę.
- Isaac, halo. Nie odpowiesz mi nic obraźliwego?!?!- oburzyłam się jego postawą. W odpowiedzi usłyszałam jedynie dźwięk informujący o zakończeniu połączenia. Brawo! Tak się właśnie traktuje młodszą siostrę.
Nie pozostało mi więc nic innego, jak przygotowanie śniadania. Zawarłam kiedyś z tatą taką niepisemną umowę, z której wynika, że ja zajmuję się przyrządzaniem śniadań, a na niego przypada przygotowanie reszty posiłków. Lubiłam nasz układ, bo w końcu co lepszego miałam do roboty o 7:00 rano?
Zabrałam się za przygotowanie domowych zapiekanek. Na pieczywo nałożyłam całą gamę warzyw- zaczynając od pieczarek , a kończąc na papryce. Przypruszyłam wszystko żółtym serem i wstawiłam do piekarnika.
Wyjmowałam właśnie wspaniale pachnące pyszności z piekarnika, gdy w tle leciał kawałek Shawna Mendesa- "Air"
- "And I, I'm trying hard to breathe, but you suffocating me, this time I'm comming up for air"- śpiewałam mój ulubiony fragment, rozkładając zapiekanki na talerze.
- No proszę, ktoś tu chce być jak ojciec- wzdrygnęłam się i odwróciłam w stronę taty.
Uwielbiałam patrzeć na ludzi tuż po przebudzeniu. Mieli w sobie taką naturalność i niewinność. Zupełnie jak małe dzieci.
- No proszę. Ktoś tu chce być jedynym artystą w tym domu- odpyskowałam ze śmiechem.
- Haley, błagam cię. Oczywiście, że jedynym artystą w tym domu jestem JA- ostatnie słowo wymówił bardzo powoli wskazując na siebie palcem .
No cóż, muszę żyć z tym, że mój tata zachowuje się czasami, czytaj ZAWSZE jak małe dziecko. Jeśli mam być szczera, wcale mi to nie przeszkadzało. Przynajmniej przy nim czułam, że życie nie jest takie złe. Właśnie dzięki niemu obraz świata w moich oczach nie przybrał jeszcze całkiem szarego koloru.
- Dobra Andrew, nie gadaj tylko jedz.
- Myślę, że to dobry pomysł- uśmiechnął się jak małe dziecko i popędził w stronę jedzenia.
_______Dotarłam na plażę i stwierdziłam, że jest tu dziś wyjątkowo tłoczno.
Kolejny fakt- nienawidzę tłumów. Wywołują one u mnie uczucie wewnętrznego duszenia. Lepsze jednak to niż siedzenie w domu. Wyszukałam więc wzrokiem możliwie jak najspokojniejsze miejsce i udałam się w tamtym kierunku.
Jak to możliwe, że woda każdego dnia przybierała inny odcień błękitu? Dzisiaj było to coś zbliżonego do szafiru.
Nagle moje bose stopy straciły kontakt z podłożem.
Piłka? Naprawdę? Ugh, miałam dość tych dzieciaków, które uważały się za pseudo piłkarzy, siatkarzy, cokolwiek. Wręcz nie mogłam znieść tego okrągłego czegoś, zwanego piłką. No dobra, nie miałam nic do piłek, dopóki nie wchodziły mi one w paradę. Dokładnie tak, jak w tej chwili.
- Dzieci, jeśli nie potraficie posługiwać się piłką, to po prostu tego nie róbcie. Czy to takie trudne?!- wypaliłam zirytowana, podczas gdy mój nos urządzał sobie randkę z piaskiem.
Jeśli jesteście ciekawi, to tak. Mieć piasek w nosie to wspaniałe uczucie. Mogłabym tak spędzić resztę życia.
- Cóż, myślałem, że wiek dziecięcy mam za sobą już od dawna. Hmm, no może nie od dawna, ale jakiś czas na pewno- usłyszałam rozbawiony głos. Męski rozbawiony głos. To definitywnie nie był dziecięcy rozbawiony głos! Pomocy?!
Zdezorientowana odważyłam się odwrócić w stronę mojego rozmówcy.
Po pierwsze- czułam się przy nim jak mrówka, jak taka bardzo mała mrówka.
Po drugie- jego nogi były...wow, chyba nabawiłam się kompleksów.
Po trzecie- jego klata. Myślę, że paradowanie bez koszulki w jego przypadku powinno być niedozwolone, karane dożywociem. W końcu chyba nie chcieli narazić miliona nastolatek na zawał z przyczyn niewyjaśnionych.
Nie, żeby mnie to dotyczyło. Oczywiście, że nie.
- Będziesz tak siedziała i mi się przyglądała? Nie żeby mi to przeszkadzało, ale fajnie by było gdybyś jednak wstała. Wtedy możesz kontynuować swoje zajęcie- jego ta sytuacja naprawdę bawiła!
Chłopak wyciągnął do mnie rękę. Postanowiłam zachować resztki godności, chociaż resztki i podniosłam się o własnych siłach.
Mogłam teraz stwierdzić, że jasnowłosy chłopak był ode mnie o głowę wyższy.
- Zrób zdjęcie, starczy na dłużej- czy ja dobrze słyszę?! Myślałam, że ten tekst przestał być modny, no nie wiem...od razu kiedy został wymyślony?!
- Nie stać cię na lepsze teksty?- odpowiedziałam, a mój poziom irytacji sięgał zenitu. Sama się sobie dziwiłam, że byłam bardziej zirytowana jego zachowaniem niż zawstydzona.
- Nie stać cię na bycie miłą dla dzieci grających w siatkę?- muszę przyznać, że sposobie w jaki układał usta podczas mówienia było coś...pociągającego? Sama nie umiałam stwierdzić, dlaczego tak przykuwał moją uwagę, aczkolwiek przyznaję bez bicia, był przystojny.
Nie zmieniało to jednak faktu, że nie chcąc dłużej ciągnąć tej żenującej rozmowy odwróciłam się na pięcie, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu.
- Rozumiem twój ból. Piasek w nosie i te sprawy. Spokojnie, po prostu umyj go dokładnie wodą. Tylko pamiętaj, upewnij się, że to woda. Ja kiedyś popełniłem ten błąd...Zaufaj mi, wiem co mówię- chłopak przypominający Azjatę wypowiadał te słowa z takim współczuciem, jakbym co najmniej przebiła sobie śledzionę. Na koniec poklepał moje ramię w geście współczucia i uśmiechnął się niemrawo. Wydawał się uroczy i taki...nie z tego świata.
Widząc jego minę miałam niemałą ochotę się roześmiać. Zachowałam jednak powagę i wydukałam jedynie:
- Yyy, jasne, dzięki- obdarzyłam go szczerym uśmiechem i skierowałam się w stronę domu.
Boże, co mnie jeszcze dzisiaj spotka?!
____________________________________
Calum i Luke wkraczają do akcji!
Kto się cieszy? xD
Do następnego xx
CZYTASZ
New Beginning|| l.h
FanfictionNowe początki są często przebrane za bolesne końce. ~Lao Tzu~