Kojarzycie to uczucie, kiedy nauczyciele wysługują się wami, jakbyście byli zatrudnieni jako sprzątaczki na pełen etat? Ja aż za dobrze.
Byłam właśnie w drodze po mop, który znajdował się w schowku, przy wyjściu na dach szkoły. Lepszego miejsca po prostu nie mogli wymyślić. Więcej schodów także by się przydało. I ogrzewanie, bo w środku lata, w Kalifornii, naprawdę bywa mroźno.
Dotarłam na miejsce z uśmiechem na twarzy. Zapaliłam światło i rozejrzałam się po niezwykle ogromnym pomieszczeniu.
No dobra, koniec z tym dniem sarkazmu.
Widziałam tam właściwie wszystko, z wyjątkiem tego przeklętego mopa, którym miałam wytrzeć rozlaną kawę pani Gilbert - matematyczki. Chyba bardzo chciała zapewnić mi trochę rozrywki podczas tej niezwykle nudnej lekcji.
- Tego szukasz?
- Boże! - w rogu pomieszczenia ujrzałam...Luka? W ręce trzymał obiekt moich poszukiwań.
- Skąd...wiedziałeś? - wydukałam zdezorientowana sytuacją, w której się obecnie znajdowałam.
- Nie wiem, co jest z tą babą nie tak, ale tylko ona na każdej lekcji rozlewa kawę i tylko ona na każdej lekcji wysyła kogoś do schowka. Z resztą...tak właśnie odkryłem to miejsce. Chwała pani Gilbert!
Podeszłam do niego i wzięłam mop w swoje ręce. Pominę fakt, że prawie zabiłam się o te wszystkie miotły.
- Dzięki za...mop - tak Haley, to zabrzmiało bardzo romantycznie.
- Jasne - nawet zobaczyłam mały uśmiech na jego twarzy.
-Skierowałam się do drzwi, w celu opuszczenia pomieszczenia oraz tej dziwnej sytuacji, w której się znajdowałam.
- Mogę cię o coś spytać? Jak bardzo żałosny jestem? Tylko szczerze - zaśmiał się.
- No wiesz... - zastanowiłam się. - W tej chwili to taka solidna dziesiątka.
- W skali...?
- W skali na dziesięć.
- To właśnie chciałem usłyszeć.
- Serio?
- Serio.
- W takim razie co sprowadza tak żałosną osobę do tak żałosnego miejsca w tak żałosnych okolicznościach?
- Tak, już załapałem - przesunął się, robiąc trochę miejsca dla mnie.
Popatrzyłam na niego pytająco, o on tylko skinął głową.
Usiadłam tuż obok Luca.
Nie ma pojęcia, dlaczego to zrobiłam. Mogłam nie zostać tam ani chwili dłużej, ale chciałam. Mogłam go wtedy nie wysłuchać, ale chciałam. Bardzo chciałam.
- Czy czułaś się kiedyś tak żałośnie, że czekałaś tylko, aż ktoś ci wykrzyczy w twarz, że jesteś żałosna? I nie mogłaś znieść faktu, że nikt tego nie robił? Swoją drogą dzięki, jesteś pierwsza.
Wiedziałam, o czy mówił. Aż za dobrze wiedziałam.
- Bo dlaczego mamy się okłamywać? Jestem żałosny. To zdanie twierdzące. Przyznaję to. Ty powiedziałaś to pierwsza, więc teraz jest mi łatwiej przyznać się przed samym sobą. Jestem żałosny.
- Jesteś.
- Jestem.
- Wciąż jesteś.
- Wciąż przyznaję.
- Skończmy.
- Skończmy.
- Może teraz ustalimy, dlaczego jesteś tak bardzo żałosny? Bo wiesz, nawet na tytuł żałosnego trzeba sobie zasłużyć.
- Dlaczego jestem żałosny? - przeszły mnie ciarki, kiedy na mnie spojrzał.
- Tak.
- Dlatego, że przez tak długi czas nie potrafiłem przyznać, że taki właśnie jestem.
- Okej, to dobry argument.
- Cieszę się, że to powiedziałem. Jestem żałosny. Fajnie to brzmi.
- Jesteś żałosny - zobaczyłam uśmiech na jego twarzy. Szczery uśmiech. Prawdziwy uśmiech.
- Z twoich ust brzmi to nawet lepiej. Żałosny - to cały ja.
- To co zrobimy, żebyś już nie był taki żałosny?
- Nic. Takim się po prostu trzeba urodzić.
Usłyszałam dzwonek, który tutaj brzmiał jedynie jak cichy pomruk. Podniosłam się z podłogi i skierowałam w stronę wyjścia.
- Luke?
- Tak?
- Nie jesteś żałosny.
- Wiesz, ile razy przed chwilą powiedziałaś, że...
- Nie ważne ile. Ważne, że to nie prawda. Jesteś...właściwie nie wiem, jaki jesteś, ale na pewno nie żałosny. Jesteś po prostu człowiekiem. Nie jesteś żałosny. Tyle razy, ile powiedziałam, że jesteś żałosny, tyle razy mówię, że nie jesteś i dokładam jeszcze jeden. Nie jesteś żałosny.
----------
Julcia!!! Odliczanie skończone!
Nawet chciałam policzyć ile razy padło słowo "żałosny", ale mi się odechciało haha.
Po tych czterech dniach codziennego dodawania rozdziałów, muszę trochę odetchnąć, ale nie zostawiam was na długo.
xx
CZYTASZ
New Beginning|| l.h
FanfictionNowe początki są często przebrane za bolesne końce. ~Lao Tzu~