Otwieram oczy. Wyglądam za okno.
- Plażo, nadchodzę- zanuciłam.
- Zaraz po tym jak odwiedzisz szkołę? Jak najbardziej- w drzwiach stał nie kto inny jak Andrew. Ten sam człowiek, dzięki któremu w sekundę, ze stanu "życie jest piękne", przeszłam do "zabijcie mnie. A nie, wiecie co? Sama to z chęcią zrobię" Jak tu go nie kochać. No powiedzcie, jak?
- Tato, wiesz co? Mam lepsze rozwiązanie. Obudzisz mnie jak znów będą wakacje. Za równiutkie dziesięc miesięcy. Nastawiłabym budzik, jednak pech chciał, że się zepsuł. No ale od czego mam ciebie, prawda?- wypowiadałam te słowa, wracając do łóżka. Do zobaczenia za jakiś czas kochani!
- O nie, Haley. Ani mi się śni. Zdasz maturę, pójdziesz na studia i będziesz wspaniałą pisarką, jak twój ojczulek.
- Tatku, wiesz że nie będę pisarką.- powiedziałam delikatnie, wychylając głowę spod kołdry.
Najgorsze było to, że gdy myślałam o swojej przyszłości, o tym co będę robiła, jak to będzie wyglądać, widziałam...nic. Pustka, po prostu pustka. Wiele osób od dawna posiadało pasje, zainteresowania, dokładnie ukierunkowaną przyszłość, Nie, ja nie byłam jedną z nich. Jedyne co wiedziałam to to, że chce być szczęśliwa. Sęk w tym, że nie miałam pojęcia jak tego dokonać...
- No dobrze, dobrze, nie naciskam- uśmiechnął się. Jeśli zastanawiacie się, dlaczego podkreślałam prawie każdy jego uśmiech, odpowiedź jest prosta. Jeden z nich był wywołany podekscytowaniem, drugi tryskał energią, a jeszcze trzeci dodawał mi otuchy. Każdy był dla mnie czymś w rodzaju najwspanialszej nagrody, jaką kiedykolwiek mogłabym otrzymać. Uwielbiałam momenty, w których się uśmiechał, a szczególnie te, kiedy wiedziałam że powodem tego uśmiechu jestem ja. Myślę, że gdy pomyślicie sobie o osobie, którą kochacie, będziecie wiedzieli o czym mówię.
- A teraz weź się w garść i idź się szykować. W końcu jesteś moją córką, to musi coś znaczyć!
- Jasne, już wstaję- spójrzmy prawdzie w oczy- przed szkołą nie uciekniesz. Najwyżej dorwie cię w najgorszych koszmarach.
Widziałam Andrew znikającego za drzwiami, gdy nagle odwrócił się tak szybko, że na mojej twarzy poczułam podmuch wiatru.
- Ale to z pisarką to jeszcze przemyślisz?- zapytał z nadzieją w głosie.
- Tak tato, przemyślę- pokręciłam głową przewracając oczami i w głowie zabrałam się za wymyślanie mojej dzisiejszej kreacji.
----------
Stałam przed lustrem przyglądając się bardzo dokładnie swojemu odbiciu. Czy czarne spodnie i narzucona na koszulkę w odcieniu butelkowej zieleni bluza, to dobry strój na rozpoczęcie nowego rozdziału w życiu ? Cóż, to musiało wystarczyć. Założyłam jeszcze na nogi białe trampki, przeczesałam opadające na ramiona włosy, a na ramię zarzuciłam torbę i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Pełna wątpliwości, rozkoszując się dodającym otuchy słońcem ruszyłam do samochodu.
Wpatrując się w mijane po drodze palmy, budynki, ludzi, zastanawiałam się co mnie tam czeka? Czy znajdzie się choć jedna osoba, która się mną zainteresuje i nie będzie traktowała mnie jak powietrza?
W starej szkole miałam dwójkę przyjaciół. Oddanych, prawdziwych. Tak, do czasu. Kiedy zaczynasz się staczać, potrzebujesz pomocy. Musisz zbudować się na nowo. Oni nie chcieli tracić na to czasu. Nie chcieli tracić czasu na mnie.
Nie ważne. To już nie są przyjaciele.
- Haley, jesteśmy! Gotowa na rozpoczęcie nowej przygody?- zjawiliśmy się tu za szybko, zdecydowanie za szybko. Oczywiście, że nie jestem gotowa!
CZYTASZ
New Beginning|| l.h
FanfictionNowe początki są często przebrane za bolesne końce. ~Lao Tzu~