Rozdział IV

136 9 3
                                    

"Nie wiem, czemu to coś się tobą zainteresowało, lecz byłabym ostrożna. Nigdy wcześniej nikomu to nie pomogło."

Głupia!

Łuk błyskawicy przeleciał obok mnie, roztrzaskując stary zegar po drugiej stronie biura, w którym się chowałam. „Poradnik Przetrwania na Pustkowiach" był pełen przydatnych wskazówek. Porad dotyczących odzyskiwania surowców, cały rozdział na temat min i dużo więcej! Były w nim też jednak te mniej przydatne. Po przeczytaniu rozdziału „Jak Sprawić, By Przedwojenna Technologia Ziemnych Kucyków Pracowała Za Ciebie", moją pierwszą myślą, gdy natrafiłam na ruiny Ironshod Firearms, było wejście do środka i sprawdzenie czy była tam jakaś technologia, którą mogłam skłonić do pracy.

Zamiast tego uwięziłam się w labiryncie pełnym zabójczych robotów i automatycznych wieżyczek, uciekając dopóki nie znalazłam się w tym biurze, znajdującym się wysoko ponad poziomem fabrycznym, skulona w narożniku. I prawie bez amunicji. Gdybym nie znalazła tej apteczki w ubikacji dla pracowników, zginęłabym próbując przejść przez drugie piętro.

Jak mogłam być aż tak głupia?

Poniżej, trzy roboty jeździły dokoła, szukając mnie. Były to z grubsza przypominające kucyki maszyny, na gąsiennicowych podwoziach, ze szklanymi kopułami zawierającymi prawdziwe mózgi. Starałam się nie myśleć, że kucyki, które je zbudowały mogły użyć przy ich konstrukcji mózgów innych kucyków. Było to zbyt okropne. Nawet robienie tego z mózgami zwierząt byłoby podłe. W dodatku wyglądało na to, że dwieście lat nieprzerwanego działania nie wpłynęło dobrze na ich psychikę.

Przestań się chować. Chcemy tylko cię zabić za wkroczenie na prywatny teren!

Otóż to.

Ich głos, pomimo wyraźnej sztuczności, brzmiał jakby należał do młodej klaczki, przez co były jeszcze bardziej przerażające. Na szczęście, poręcze na kładkach prowadzących do tego biura były zbyt wąskie, by mózgoboty mogły się do niego dostać.

Głębszy, rozkazujący głos rozbrzmiał w pomieszczeniu.

W imieniu Ministerstwa Technologii, poddaj się, pasiasta szumowino!

Skrzywiłam się za rzędem metalowych szafek, gdy pokój wypełnił się płomieniami!

Niestety, tego samego nie można było powiedzieć o innym typie robota strażniczego, na który tutaj natrafiłam. To coś z wieloma kończynami wyglądało jak wielki metalowy pająk, a wiele z jego odnóży kończyło się różnymi rodzajami broni, takimi jak piła tarczowa czy miotacz ognia. Co gorsza, te przeklęte maszyny potrafiły latać!

Wyjęłam z juków obydwa posiadane przeze mnie granaty i poczekałam aż płomienie znikną. Metalowe szafki za moimi plecami zaczynały nieprzyjemnie grzać moje plecy, a gorące powietrze paliło moje płuca. W momencie, gdy miotacz ognia wyłączył się, wyjrzałam zza narożnika i lewitowałam oba granaty tuż obok metalowego potwora, wyciągając zawleczki po drodze. Gdy tylko mnie spostrzegł, robot uniósł pulsującą zielono broń wyglądającą jak róg jednorożca. Magiczny płomień wystrzelił z niego i przeciął powietrze wystarczająco blisko, by przypalić mój policzek. Ładunek trafił w stary wentylator stojący na biurku za mną, który przez moment zalśnił zielenią, a następnie roztopił się! Schowałam się z powrotem upuszczając granaty.

Eksplozja zatrzęsła całym pomieszczeniem. Usłyszałam przeraźliwy jęk, gdy część kładki na zewnątrz opadła. Robot zmienił się w bezużyteczną stertę złomu. Większość pomostu prowadzącego dalej była nienaruszona, lecz uginała się niebezpiecznie. Nie byłam pewna czy utrzyma moją wagę.

Demontując co tylko mogłam z zniszczonego robota-pająka, rozważałam moje opcje. Nie mogłam tkwić tam bez końca. Jeśli poruszałabym się szybko, opuściłabym pomost zanim dopadłyby mnie mózgoboty. Ich broń nie była zbyt celna. Lecz pierwsze kilka jardów chodnika zostało częściowo oderwanych i chwiało się alarmująco. Im dłużej na nie patrzyłam, tym mniejszą miałam ochotę postawić na nich kopyto.

Fallout: EquestriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz