rozdział 1

1.4K 40 1
                                    

Miałam jechać na szkolną wycieczkę tak jak co roku ale jednak nie była ona taka jak zawsze...

Mam na imię Ashley, chodzę do pierwszej klasy liceum, mieszkam w Nowym Yorku. Zajmuje się mną mój dwudziestoletni brat. Nasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym 3 lata temu. Tęsknię za nimi, Mike (tak miał na imię mój brat) też tylko nie pokazuje tego przy mnie. Po ich wypadku mieszkaliśmy półtora roku u babci. Potem zdrowie babci zaczęło się pogarszać i trafiła do szpitala. Tam zmarła. Mike był już dorosły więc wróciliśmy do naszego rodzinnego domu. Miałam problemy z nauką. Było blisko abym nie przeszła z klasy do klasy ale pozbierałam się i mi się udało. Zawsze uczyłam się dobrze nigdy nie miałam żadnego zagrożenia. Po tym wypadku naprawdę było ciężko. Mój brat pracuje aby tylko mieć na jedzenie, książki dla mnie do szkoły. W tym roku nauka szła mi tak jak zawsze. Kiedy nasza wychowawczyni powiedziała o wycieczce do Paryża na 5 dni, pomyślałam fajnie by było ale nie będę obciążała dodatkowymi kosztami mojego brata. Z klasy jechała moja najlepsza przyjaciółka Marta która pochodziła z Polski. Jechała też dziewczyna o imieniu Lara. Imię też typowo polskie ale ona od urodzenia mieszkała w Nowym Yorku. Byłyśmy sąsiadkami ale nigdy się nie lubiłyśmy. Z chłopaków jechał mój przyjaciel Louis oraz jego kolega Zayn. Z Louisem znaliśmy się od urodzenia. To on i Marta najbardziej pomogli mi się pozbierać po śmierci rodziców.

Po szkole dokańczaliśmy projekt z biologii o tym jak Ziemia jest niszczona przez ludzi. Mieliśmy pracować w grupach trzyosobowych lub czteroosobowych. W mojej grupie byłam ja, Marta, Louis i Zayn. Po szkole poszliśmy do mnie aby skończyć projekt. Udało nam się, kiedy wszyscy wyszli było coś koło 20.

-Ashley wróciłem! - zawołał mój brat, który wrócił z pracy.

-Jestem u siebie w pokoju! - odpowiedziałam.

Słyszałam wchodzenie po schodach i otworzyły się drzwi:

-Cześć siostrzyczko i jak projekt?

-Dobrze, jesteśmy z siebie zadowoleni.

-A jak w szkole?

-Dobrze.

-No to dobrze, ja idę się umyć i położyć. Jadłaś kolację ?

-Ok , jadłam zostawiłam ci kilka naleśników w kuchni.

- Dobra, tylko nie siedź za długo.

-Ok, dobranoc.

-Dobranoc.

Wiem co sobie myślicie jakie zgodne rodzeństwo, to jest nie możliwe. Jest tak od śmierci rodziców kłócimy się ale nie tak często jak przed wypadkiem. Nie powiedziałam mu o wycieczce, bo wiedziałam, że powie "jedź, pieniądze zawsze się znajdą" a on dobrze wie, że ja lubię tak wyjeżdżać.

*********************************************************

Tak jak co rano, wstałam poszłam do łazienki, ubrałam się i poszłam do szkoły. Po drodze spotkałam Louisa:

-Hej, gdzie masz plakat?- zapytał

-Hej, o jedy zapomniałam-odpowiedziałam

-To dalej, wracamy się po niego.

Kiedy doszliśmy, otworzyłam drzwi i Louis poszedł po plakat do mojego pokoju.

*pov Louisa*

Poszedłem do pokoju Ashley po plakat, kiedy wychodziłem zobaczyłem na biurku list a obok niego leżała żyletka. W liście było napisane:

"Mike, przepraszam cię ale nie wytrzymuję bez rodziców. Udaje, że wszystko jest okej ale tak nie jest. To wszystko mnie wykańcza. Nie potrafię się pogodzić ze śmiercią rodziców. Kiedy mnie znajdziesz pewnie będę już razem z nimi i będziemy na ciebie patrzyli. Uwierz mi teraz jest mi lepiej. Wiem, że ty, Louis i Marta robiliście dla mnie wszystko. Bardzo cię kocham i nigdy nie przestanę. Przekaż Marcie i Louisowi, że są najlepszymi osobami jakie spotkałam oraz przekaż Louisowi , że od zawsze byliśmy przyjaciółmi ale ja po śmierci rodziców zaczęłam czuć do niego coś więcej ale nie miałam odwagi mu tego powiedzieć, bo bałam się o naszą przyjaźń. Bardzo was kochałam i nigdy nie przestanę. <3

Wasza Ashley "

Kiedy to przeczytałem wyszedłem z jej pokoju, cały czas trzymając list w ręce. W głowie miałem te same myśli co dwa lata temu. Wtedy też próbowała popełnić samobójstwo, bo było jej ciężko się pogodzić ze stratą rodziców ale wyszła z tego. Teraz widzę, że nie. Udawała aby wszyscy mogli myśleć, że jest okej i aby w spokoju mogła się zabić.


-Louis idziesz?-zawołałam

On stanął przede mną z kartką w ręku, wtedy sobie przypomniałam, że zostawiłam na biurku mój list pożegnalny a obok żyletkę.


-Powiesz mi do cholery jasnej co to ma być?- zapytał się ze stanowczym tonem

Z oczu zaczęły płynąć mi łzy. On rzucił list na podłogę i mnie przytulił najmocniej jak potrafił. Ja wtuliłam się w niego i powoli się uspokajałam.

Kiedy się uspokoiłam:

-Powiesz mi dlaczego znowu chciałaś to zrobić?


<;<;<;<;<:

Jest pierwszy rozdział, myślę,że się wam spodoba.

Następny rozdział tej książki mam zamiar dodać jutro.

Gwiazdkujcie, komentujcie. :*

Do następnego.

Pomyłka przy porwaniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz