Prolog

46 2 0
                                    

Tak, więc witam was przy prologu drugiej części. Postanowiłam, że nazywać się będzie Nienarodzeni cz.II:Przetrwanie.

Myślę, że nie jest najgorszy tytuł, a kto wie może będzie trójka ;* Z wstępu to chyba tyle, bo nie wiem co jeszcze mogłabym powiedzieć. Nie chcę was trzymać w niepewności, więc zapraszam już do czytania :D

Dedykuję Wiktorii Juszczyk, która tak szybko przeczytała pierwszą część:D

Dwa tygodnie wcześniej

Arivan siedziała na ławce, gdy nadleciał duży czarny kruk i zrzucił na jej nogi list. Od razu miała złe przeczucia, ale mimo to otworzyła go, nie patrząc na Lukasa, który zaciekawiony siedział obok jej. Ręce trzęsły jej się trochę, ale starała się być twarda. Gdy tylko zaczęła czytać, wezbrała w niej fura:" Witaj dziewczyno mam dla ciebie nie miłą wiadomość. Może zapomniałem ci powiedzieć przy spotkaniu, że twój chłopak nie jest tym kim był, ale wiesz nie było za bardzo czasu. W dodatku byłaś taka nie miła. Ale tego już na pewno się domyśliłaś. Od razu ci mówię, że jeśli będziesz go chciała leczyć magią to po prostu zabijesz go. W jego żyłach płynie moja krew i to zmodyfikowana. Dlatego ma tak piękne wspomnienia o tobie. Jeżeli chciałabyś go odzyskać to musiałabyś dołączyć do mnie. Dam ci czas do namysłu, ale wiedz, że każdy dzień zwłoki to męczarnia dla tego chłopaka. A jak sama wiesz czasu nie ma za dużo. Namyśl się dziewczynko, czy chcesz być odpowiedzialna za jego śmierć, czy może umiałabyś poświęcić się dla niego. Uwierz razem moglibyśmy rządzić światem."

Kiedy skończyła czytać, złożyła list i z gniewem w oczach, jakiego nigdy w niej nie było spojrzała na Lukasa, który cierpliwie czekał. Teraz już wiedziała jaka jest odpowiedź na jego pytanie i wiedziała, że po niej nie będzie odwrotu. Nie chciała nawet zmieniać decyzji. To było jedyne wyjście i choćby zginęła spełni obietnicę. Uniosła dumnie głowę i skrzyżowała z nim spojrzenie, po czym głośno i dobitnie powiedziała:

-Przysięgam na moje czyste serce, że zabiję tego potwora i zmienię świat, albo oddam życie próbując.-po czym schowała list do kieszeni i czekała na reakcję mężczyzny. Gniew buzował w niej całej i miała ochotę wybuchnąć. Jednak wiedziała, że nie mogła. Musiała być twarda i nie dawać oznak jak przeraził ją fakt, że Samuel był otruty.

- Nieźle musiał cię wkurzyć ten list. Ale skoro jesteś pewna, a widzę, że jesteś to ufam ci i mogę zacząć przygotowywanie ludzi do szkolenia. Trzeba będzie zdobyć jak najwięcej sprzymierzeńców-odezwał się po chwili Blackwell z krzywym uśmiechem, patrząc na nią. Również uśmiechnęła się krótko, po czym wstała i spojrzała na niego krótko.

- Ufam ci, więc wiem, że dobrze się tym zajmiesz, a ja chcę odpocząć choć trochę-powiedziała,a ten skinął głową. Odwróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi pałacu. Kiedy tylko znalazła się za nimi odetchnęła głęboko i poczuła ciężar decyzji, jaką podjęła. Nie było już odwrotu, a ona wzięła na siebie los tych wszystkich osób i świata. Nie wiedziała czy da radę spełnić ich oczekiwania, ale była gotowa oddać za to życie, chociażby próbując. Gdy szła po schodach coś ją tchnęło, aby odwiedzić salę szpitalną. Nim pomyślała jej nogi już ją same tam niosły, a ona nie opierała się. Chciała go zobaczyć, choć znów mogło to skończyć się dla niej próbą zamordowania. Na tę myśl wzruszyła tylko ramionami i przyspieszyła kroku. Myślała o ich wspólnych chwilach i upojnych nocach. O jego słowach i gestach pełnych miłości. Był gotów zrobić dla niej wszystko, a teraz zabiłby ją przy pierwszej okazji. Doszła do drzwi i rozejrzała się. Lekarz dyżurujący spał w najlepsze w gabinecie,a pielęgniarek nie było widać. Niepewna weszła do środka i na palcach podeszła do łóżka. Samuel spał. Jego twarz wydawała się spokojna i zrelaksowana. Choć miał worki pod oczami, a kości policzkowe odznaczały się bardziej niż kiedyś to nie wyglądał źle. Odetchnęła z ulgą i przygryzła dolną wargę. Nim zdążyła się zawahać pochyliła się i złożyła pocałunek na jego skroni. To było ledwo muśnięcie, ale wystarczyło, aby chłopak się poruszył. Nie obudził się jednak, a na jego ustach wykwitł mały uśmiech, który pamiętała. Ten uroczy i piękny uśmiech. Ten który kochała i uwielbiała. Pamiętała go i tak tęskniła za tym. Ona również uśmiechnęła się na to i usiadła na skraju łóżka, uważając, aby go nie obudzić. Wpatrywała się w niego, gdy zauważyła, że się trząsł. Cały drżał, choć w pokoju było gorąco. W dodatku pocił się na skroniach i karku. Wyglądało to tak, jakby miał zły sen. Arivan nie wiedziała co zrobić, aby mu pomóc. Bała się go obudzić, ale nie mogła patrzyć jak się męczył. Niepewnie położyła jedną dłoń na jego rozgrzanym policzku i pogłaskała delikatnie. Trochę pomogło. Jednak wciąż się trząsł. Zaczął jakby przez sen szukać czegoś i nagle jego dłoń zacisnęła się na jej. Przestraszyła się, ale on położył ją sobie na klatce piersiowej i splótł ze swoją. Wtedy na dobre się uspokoił. Uśmiechnęła się lekko, że to mu pomogło i znów poczuła jak nadzieja w niej zaczęła wzrastać. Pochyliła się nad nim i szepnęła tak cicho, że tylko oni dwoje mogli to usłyszeć:

Nienarodzeni Cz.II :PrzetrwanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz