Rozdział.11.

6 0 0
                                    

      Pod wierzbą pomimo, że dochodził już wieczór wciąż było ciepło. Gałęzie sięgające ziemi, stanowiły szczelną osłonę przed zewnętrznym światem. A w środku niej była para zakochanych. Chłopak o brązowych włosach i niebiesko-szarych oczach, które miał akurat przymknięte. Jego wyrzeźbiony tors był odkryty, a koszulka leżała kawałek dalej. Miał na sobie tylko spodnie, ale nie wydawał się skrępowany.

Zaś na jego klatce piersiowej leżała głowa, której włosy były czekoladowe, a tęczówki w kolorze świeżej trawy. Wpatrywała się z nieśmiałym uśmiechem na ich splecione dłonie, które leżały na brzuchu Samuela.

Każde z nich było pogrążone we własnych myślach i wspominało wydarzenia z przed parunastu minut. Arivan nadal miała rumieńce na swojej twarzy, a jej bluzka była założona na odwrót. Nie przejmowała się tym jednak. Była szczęśliwa, że wyznał jej miłość. Po raz pierwszy od obicia go Lucyferowi, zobaczyła w jego oczach ten blask, który tak uwielbiała. Nic więcej jej nie było potrzeba. Żadnych słów ani nic. Wystarczył ten wzrok. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Całowali się namiętnie, on pieścił jej ciało i sprawiał, że co chwilę jęczała z rozkoszy. Był delikatny, czuły i kochany. Nie sprawił jej bólu. Kochali się długo i zapomnieli o wszystkim innym. W tamtych chwilach nie liczyła się wojna. Upadli czy śmierć. Byli tylko oni dwoje zatraceni w sobie.

Arivan brakowało tego odkąd straciła chłopaka. Myślała, że nigdy więcej tego nie doświadczy i przygotowała się na to. Samuel jednak zaskoczył ją i widziała, że był pewny. Nie zawahał się. Ani razu nie zaatakował jej, więc zupełnie zapomniała, że w jego żyłach krążyła krew najgorszych demonów z Piekła. Był po prostu jej chłopcem, którego tak mocno kochała i za którego gotowa była oddać swoje życie.

Uniosła głowę do góry i spojrzała na bruneta, który miał przymknięte oczy, a na polikach pojawiły się rumieńce. Wydawał się odpłynąć w myślach. Arivan nie potrzeba było żadnych słów. Wystarczyła jego obecność i możliwość patrzenia na niego bez żadnego strachu czy niepokoju.

- Co jest? - zapytał nagle Samuel, otwierając wzrok i skupiając go na niej. Uśmiechnęła się uroczo i pocałowała szybko w policzek. Wydawał się zawstydzony i zrobił jeszcze bardziej czerwony, ale może to tylko z wrażeń. Sama dziewczyna również była rozgrzana i wciąż nie uspokoiła do końca rozszalałego serca, któremu nadal było mało.

- Nic. Nadal nie dotarło do mnie co się przed chwilą stało - odpowiedziała nieśmiało, a on tylko wykrzywił usta w lekkim uśmiechu, po czym zapatrzył się na liście drzewa nad nimi. Wydawał się być zaniepokojony, zmartwiony czymś.

- Do mnie także - wyszeptał po dłuższej chwili milczenia, ale nie zerknął nawet na Wybrana, która czuła się przez to dziwnie skrępowana. Nie wiedziała co powinna zrobić. Odsunąć się od niego? A może przytulić mocniej? Znów pojawiał się mętlik w jej głowie, a skroniach nieprzyjemne pulsowanie.

- Samuel powiedz mi o co chodzi. Nie chciałeś tego? - powiedziała twardo Arivan i podniosła się do pozycji siedzącej, zasłaniając nagie piersi dłońmi i nie spuszczając wzroku z chłopaka, który również wpatrywał się w nią z tym samym uczuciem, co przed paroma minutami. Mimo wszystko coś go dręczyło i ona widziała to od razu.

- Chciałem, ale... - zaczął jednak przerwał. Nie miał pomysłu jak spleść odpowiednie zdanie i nie wyjść na kretyna. Bał się zrobić krzywdę i omal nie zrobił tego już wiele razy. Nie potrafił wybaczyć sobie tego i męczyło go to długi czas. Wolałby, aby była z innym i była bezpieczna niż z nim i narażona na ciągłe ataki, które mogły skończyć się jej śmiercią. Nie darowałby sobie tego, ale Wybrana nie miała zamiaru go zostawić. Był zbyt ważny dla niej i obiecała sobie walczyć o niego do samego końca.

Nienarodzeni Cz.II :PrzetrwanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz