Rozdział 41

124 16 1
                                    

– Wiesz, co jest najgorsze? Nie chciałem, żebyś była sama z nim, a ty po prostu mnie olałaś.

– To nie jest jej wina. To wszystko przeze mnie – stanął w mojej obronie Piotrek.

– Zamknij się. Powinienem ci mordę obić za to, że tknąłeś moją dziewczynę. Nigdy więcej to się nie powtórzy, zrozumiałeś? Wynoś mi się z oczu.

– Przepraszam cię, Roksano – powiedział i pobiegł korytarzem do swojej dziewczyny. Tej całej Coral.

Alex chwycił mnie za ramię i wciągnął do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Świetnie, teraz mnie chciał zamordować.

– Co ty sobie myślałaś? Chciałaś pomiziać się ze swoim byłym? Jak tak to, proszę bardzo, nie będę ci przeszkadzał.

– Alex to nie tak. To on mnie pocałował, ja go odepchnęłam już po fakcie. Przepraszam. Proszę uwierz, ja nic do niego nie czuję.

– Możesz przestać przepraszać? Ostatnio ciągle, to robisz. Lepiej zmień swoje podejście.

Odwrócił się i trzasnął za sobą drzwiami. Zostawił mnie samą. Boże, jaka ja byłam głupia. Czy ja zawsze muszę wszystko schrzanić? Miał rację ciągle tylko go przepraszałam i dalej popełniam błędy. Jednak to nie moja wina, że Piotrowi zebrało się na całowanie. Gdybym nie przeprowadziła go tutaj to nic by się nie stało. To było takie pokręcone. Najpierw mnie odrzucał, ranił w najbardziej dotkliwy sposób, a potem żarliwie całował. Już raz się z niego wyleczyłam, nie miałam zamiaru znowu zbierać kawałków serca i je ponownie sklejać. Zbyt dużo cierpienia mnie to kosztowało.

Ze złości kopnęłam w drzwi i pożałowałam tego, bo mocno zabolała mnie noga. Doczłapałam do krzesła i zdjęłam but. Rozmasowałam sobie bolącą stopę. Chyba nikt nie był taką kretynką. Tylko ja potrafiłam tak zrobić. Kuśtykając, poszłam wziąć prysznic. Zanim to zrobiłam, musiałam zdjąć bandaż, którym byłam obwiązana. Nie było to zbyt przyjemne. Myśląc pod prysznicem, tam powstają najlepsze pomysły, obmyśliłam ryzykowny plan na zlikwidowanie Oskara Raczyńskiego. Zrozumiałam, że nikt po za mną tego nie zrobi, po to się urodziłam. Czułam, że spadło na mnie ciężkie brzemię odpowiedzialności. Wszystkie złe rzeczy, które spotkały moich bliskich, wydarzyły się przeze mnie. Musiałam to zakończyć. Już nikt więcej nie zginie. Nie będzie strachu, bólu, cierpienia i poświęcenia życia w celu powstrzymania tego szaleńca. Czas zorganizować wielkie rodzinne spotkanie. Musiałam się do tego przygotować. Wytarłam się energicznie ręcznikiem, aż skóra zrobiła się czerwona. Ubrałam się w kombinezon treningowy. Spojrzałam na pierścionek połyskujący na moim palcu i z bólem serca położyłam go na biurku. Alex nie wybaczy mi tego, co właśnie miałam zamiar zrobić. Mogę zginąć i lepiej będzie, jak dostanie go ktoś inny. Alex zasługiwał na kogoś lepszego ode mnie. Ja go tylko zawodziłam. Z tą myślą wybiegłam z pokoju, czułam gromadzące się łzy w kącikach oczu. Znalazłam Rose siedzącą w swoim pokoju. Czytała książkę.

– Cześć, Rose.

– Przestraszyłaś mnie – podskoczyła na krześle. – Pali się, czy co?

– Nie, tylko chciałabym pożyczyć twój zegarek. Ja swój gdzieś zgubiłam, a chcę iść pobiegać.

Tak naprawdę potrzebowałam jej zegarka, bo miał nadajnik GPS i lokalizator. Gdybym zginęła, przynajmniej KOS pozna położenie sekretnej bazy OMG. Tak, więc pomyślałam nawet o takiej ewentualności.

– Jasne, pożyczę ci. Tylko masz mi go oddać. Przywiązałam się do niego.

– Ok, dzięki.

Wyszłam dumna z jej pokoju. Teraz miałam zegarek i przykrywkę, że niby wyszłam pobiegać. Szybko się nie domyślą, że znikłam w innym celu. Ze strzelnicy zabrałam pistolet, który schowałam za pasek spodni pod skórzaną kurtką. Pobiegłam też znaleźć kluczyki od jakiegoś samochodu. Dobra mniej więcej byłam gotowa. Zostało jeszcze jedna rzecz do zrobienia. Poszłam do sali przesłuchań, gdzie trzymali mojego brata. Przed drzwiami siedział jeden strażnik. Kurde, myśl Roksano, myśl.

– Hej, ty. Jestem siostrą tego więźnia. Chcę z nim porozmawiać, spróbuję coś z niego wycisnąć – powiedziałam nim to przemyślałam.

– Pułkownik nie pozwolił mi nikogo wpuszczać.

– Wiesz, kim ja jestem, tępa dzido? Za lekceważenie moich żądań możesz być wywalony z armii na zbity pysk i nigdzie już cię nie przyjmą. Stracisz dobrą renomę.

– Dobra, dobra. Nie krzycz już. Wpuszczę ciebie, tylko nikomu o tym nie mów.

– Jasna sprawa. – Poszło łatwo.

Sebastian siedział na pryczy z zawieszoną głową na piersi. Wyglądał już trochę lepiej. Naprawili mu nos i zszyli rozcięcie na brodzie.

– Mówiłem, że nie wiem, gdzie jest ta cholerna baza. Nie byłem tam.

– To szkoda, braciszku. – Szybko zerwał się i spojrzał na moją twarz.

– Teraz ciebie przysłali?

– Nie sama przyszłam. Mam do ciebie sprawę. Jak szybko możesz się skontaktować z Oskarem?

– Już, nawet teraz, ale po co ci to? Przecież i tak nie zdradzi ci położenia kryjówki.

– Mi nie potrzebna jest jego kryjówka. Chcę się z nim porozmawiać. Uznałam, że tocząc z nim wojnę nic nie wskóram.

– On nawet przede mną się ukrywa.

– Powiesz mu, że dam mu to, co tak bardzo pragnie w zamian za bezpośrednie spotkanie.

– Jesteś niepoważna i szalona.

– Widocznie mam coś po ojcu, to co mogę na ciebie liczyć?

– Dobra, ale oni mnie stąd nie wypuszczą.

– Zostaw to mnie – dałam mu znak, żeby był cicho.

Skradając się, zaatakowałam od tyłu strażnika. Walnęłam go w potylicę i zsunął się po ścianie, jak worek ziemniaków.

– Słodkich snów, kolego. Tak kończą ci, co nie wypełniają dokładnie swoich rozkazów. Trzeba było mnie nie wpuszczać. Sebastian spojrzał obojętnie na strażnika.

– Zabiłaś go.

– Jest nieprzytomny. Nie widzisz, kretynie, że oddycha? Nie mam czasu na dyskusję, musimy się teraz wymknąć. Wszyscy są teraz na kolacji. Załóż na siebie jego kurtkę i kaptur na głowę. Jak ktoś podejdzie, to ja się odezwę, ok?

– Ok. Chcesz się wydostać niezauważenie, ja też, więc mnie nie upominaj. Wiem, co robić.

– Ukatrupię cię, gdy coś schrzanisz.

Dotarliśmy aż do garażu i nikt nas nie przyłapał. Rzuciłam Sebastianowi kluczyki, ja nie umiałam kierować, dlatego też go ze sobą zabrałam.

– Hej, wy, gdzie jedziecie? – rozpoznałam ten głos. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam Elwirę. Jej darowali przesłuchania i mogła swobodnie poruszać się po ośrodku.

– Na przejażdżkę.

– Jadę z wami. – Wsiadła do wozu.

– Nie możesz, bo my...

– Roksano, nie cierpię ojca tak samo jak ty, więc wiem gdzie jedziesz. Chcę ci pomóc w tym, co planujesz zrobić. Prowadzę - wyrwała z ręki Sebastiana kluczyk. - Idziecie, czy mam drzeć się na alarm?

Nie miałam większego wyboru. Musiałam ciągnąć ze sobą swoje niesforne rodzeństwo.

Polowanie  na Wilka|| W TRAKCIE POPRAWEKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz