Rozdział 22

149 23 1
                                    

Kolejny dzień mijał mi na bezsensownym szwendaniu się po bazie. Zamiast robić coś pożytecznego, to okropnie się nudziłam i chodziłam z kąta w kąt. Chyba trzykrotnie przeszłam przez korytarz na drugim piętrze. Sądziłam, że jest wyjątkowo nudny jak flaki z olejem.

Miałam nadzieję, że gdy skończę szkolenie, to będę brała udział w misjach. Niestety próżne były te nadzieje. Wszystkie treningi miały pomóc mi się bronić przed zagrożeniem, a nie brać udział w czynnej walce. Rano Alicja, Karola i Rose wyjechały nim zdążyłam się z nimi pożegnać. Uważałam to za niesprawiedliwość. Im wolno się narażać, lecz to ja posiadałam najdoskonalszy gen Ulepszenia i gdyby dorwała mnie Organizacja Modyfikacji Genetycznej, to byłby to nie lada kłopot. To nie ma sensu, skoro Oskar miał już serum, o ile to prawda. Sądziłam, że to kolejny element jego planu, żeby nas zdezorientować. Wciąż mieliśmy szansę zapobiec katastrofie. Jeśli on udostępni serum, to życie ludzi będzie narażone na niebezpieczeństwo. Przecież tylko jedenastu Ulepszonych przeżyło proces przemiany. Tak samo będzie z innymi. Nie wiadomo, jaki odsetek ludzi umrze po podaniu serum. To będzie jeden wielki horror.

***

Znalazłam farby w dolnych hangarach i kilka pędzli. Siedziałam na podłodze korytarza i malowałam na ścianie wczorajszy widok z szczytu góry. Przyda się trochę kolorów w mym szarym życiu i wystrojowi wnętrza bazy. Usłyszałam czyjeś kroki za plecami. Obejrzałam się, korytarzem szedł Piotr ubrany w spodnie khaki i białą koszulkę na ramiączka. Przechodząc, zupełnie nie zwrócił na mnie uwagi. Westchnęłam cicho. Jeszcze jakiś czas temu te ramiona obejmowały mnie z czułością, a usta szeptały czułe słówka. Jak miałam zachowywać się w jego obecności? Ignorować czy traktować z dystansem? Ta sytuacja mnie przerasta.

Ponownie usłyszałam czyjeś kroki. Pomyślałam, że może Piotrek zawrócił, lecz to był tylko Pan Kotowski. Chciałam szybko wstać z podłogi, może nakrzyczy na mnie za niszczenie ścian. Powstrzymał mnie machnięciem dłoni i usiadł obok mnie.

– Ładny widok. – Wskazał na obraz.

– Tak, na żywo jest dużo piękniejszy.

Zapatrzył się w jeden punkt i jego uśmiech znikł jak za sprawą machnięcia różdżką.

– Mam dla ciebie, Roksano, złą wiadomość. Nie możesz dłużej tutaj zostać.

– To znaczy?

– KOS nie jest już bezpiecznym miejscem. Bardzo mi przykro, nie zdołam ciebie ochronić. Sama widziałaś, do czego to doprowadza. Opuścisz jeszcze dziś bazę i wyjedziesz na zachód kraju. Alex i Red pojadą z tobą.

– Alex?

– Tak zgodził się na moją prośbę. Masz coś przeciwko.

– Nie, ja tylko jestem zaskoczona.

– Jeszcze dziś wyjedziecie.

Wstałam i otrzepałam spodnie z kurzu. Skoro tak być musi, to wyjadę. Może to okazja, żeby zbliżyć się do Oskara i wypełnić mój plan. Lepsze to niż bezczynność.

– Ciocia wie?

– Tak w pełni się zgadza z moją decyzją.

– Dobrze, to pójdę spakować najpotrzebniejsze rzeczy.

***

– Roksano, chciałam się z tobą pożegnać. Wiesz tak na wszelki wypadek, gdybym ja..

– Ciociu, nawet tak nie myśl. Ani tobie ani mi nic się nie stanie i niedługo znów się zobaczymy. Obiecuję.

– Nie jestem dobra w czułych pożegnaniach. Chodź uściskam cię na szczęście i możesz już uciekać.

Po chwili uwolniłam się z jej niedźwiedziego objęcia i przeszłam przez bramę. Czułam, że widzę to miejsce po raz ostatni.
Na drodze stały dwa motory i chłopcy swobodnie opierali się o karoserię. Alex przybrał ten swój kpiący uśmieszek.

– Chłopaki będziemy jechać tym? – Wskazałam z niechęcią na motor.

– Masz coś przeciwko?

– Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.

– Księżniczko, to było pytanie retoryczne, tak na prawdę nie oczekiwałem odpowiedzi.

Przewróciłam oczami ciężko westchnęłam. On jest taki męczący.

– Ok, gdzie motor dla mnie?

– Przecież nie potrafisz nawet jeździć. Musisz jechać z którymś z nas.

– Nie ma mowy.

– Możemy już jechać? – wtrącił się zniecierpliwiony Red.

– Jasne – powiedziałam.

Zignorowałam wyciągniętą rękę Alexa. Z dumą usiadłam tuż za Redem i objęłam go w pasie. Obejrzałam się. Zobaczyłam na twarzy Alexa najgłupszą minę, jaką można sobie wyobrazić. Wyglądał na obrażonego i zaskoczonego w tym samym czasie. Trochę jak dziecko, któremu zabierze się sprzed nosa lizaka.

Bardzo smacznego lizaka.

Piotr

Nadal czułem pustkę w głowie. Żadne wspomnienia nie powróciły. Żałowałem, że je utraciłem. Czułem jakbym żył od nowa. Poznawał te same odczucia po raz drugi, a mówi się, że nie można wejść drugi raz do tej samej rzeki.

Chciałbym poznać trochę swoje stare życie. Może miałem rodzinę, bliskich, którzy się o mnie zamartwiają. Musiałem znaleźć osobę, która mi wszystko opowie.

Przeszedłem obok dziewczyny malującej na ścianie piękny obraz. Gdy zauważyłem, kim jest dziewczyna, przyspieszyłem kroku. Znów towarzyszyło jej to odstraszające uczucie. Czym prędzej się stamtąd zmyłem. Z ulgą stwierdziłem, że nie zwróciła na mnie swojej uwagi.

Zaczekałem przed windą na Coral. Miała poszukać w archiwum czegoś o moim życiorysie. Drzwi rozsunęły się i chwyciła mnie metalowa dłoń, która pociągnęła do środka. Coral powachlowała się plikiem papierów.

– Wiem, gdzie mieszkasz. Zaraz tam pojedziemy.

– Naprawdę? Jak nazywają się moi rodzice? Mam rodzeństwo?

– Twoi rodzice rozwiedli się kilka lat temu i mieszkasz tylko z mamą, Ewą. Masz też o rok młodszą siostrę, Monikę – odpowiadała na pytania, czytając z kartki. – Kapitan drużyny koszykarskiej. Nieźle.

– To ja lubię koszykówkę?

– Na to wygląda. Masz zdane prawo jazdy. Zawieziesz nas, bo ja nie panuje nad tym – wskazała na swoją sztuczną rękę.

Wsiadłem do samochodu. Prowadzenia auta się nie zapomina. Od razu wiedziałem jak mam kierować, to jak chodzenie. Coral tylko dawała mi instrukcje, gdzie mam skręcać.

– Dobra, to już tu – powiedziała Coral, zamykając mapę.

Na furtce widniał numer 326. Sądziłem, że jak zobaczę, to miejsce to wszystko sobie przypomnę. Zawahałem się.

– Cokolwiek się wydarzy, tu mieszka twoja rodzina. Ja bym oddała wszystko żeby poznać swoich bliskich. Nie masz czego się bać.

– Masz rację. Idę.

Wsiadłem z wozu, a razem za mną zrobiła to Coral i złapała mnie za rękę. Brama otworzyła się z lekkim skrzypnięciem. Przed domem rosło kilka Koło garażu leżała sflaczała piłka do kosza. Moja? Ścieżka wyłożona drobnymi kamyczkami prowadziła do drewnianego ganku. Drzwi od domu otwarły się z trzaskiem. Zobaczyłem dwie przestraszone kobiety. Jedna z nich miała czerwone włosy i rzuciła mi się na szyję. Nie wiedziałem, co zrobić. Trzymałem ręce z dala od niej. Dziwnie się czułem. Starsza kobieta otarła łzę z oka i wyciągnęła do mnie rękę.

– Piotruś... Gdzie byłeś przez ten czas? Wyszedłeś bez słowa. Bałam się, że coś ci się stało.

Delikatnie odsunąłem dziewczynę uwieszoną na mojej szyi. Spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Nic nie poradzę na to, że jej nie pamiętałem.

Polowanie  na Wilka|| W TRAKCIE POPRAWEKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz