Rozdział 49

94 13 1
                                    

Alex

Razem z pięcioma agentami siedziałem na wypustce skalnej parę metrów nad wejściem do tajnej kryjówki Raczyńskiego. Było nas tylko pięciu, bo większa ilość mogłaby być szybko zauważona. Wynik naszej misji zależał tylko od nas. Mieliśmy na sobie maski gazowe, wiedzieliśmy, że nastąpi rzut bomb. Wtedy mieliśmy wykorzystać okazję i niezauważenie wedrzeć się do środka. Nareszcie usłyszałem ryk silników, nadlatywali. Dałem sygnał reszcie, żeby się przygotowali.

Spadły bomby, zapanował chaos. Nie traciliśmy czasu, szybko zjechaliśmy po linach i wpadliśmy do dużego hangaru. Sprintem przebiegliśmy puste pomieszczenie. W korytarzu rozdzieliliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę.

Pobiegłem korytarzem pierwszym z lewej strony i trafiłem do jakiejś sali, coś na kształt wykwintnego salonu. Za schodami zauważyłem przyczajoną postać, którą nie łatwo było wypatrzeć.

– Alex, to ty? – zapytała postać.

– Tak, kim jesteś? – Wycelowałem na wypadek broń, bo postać się poruszyła i zobaczyłem na wpół przemienioną Elwirę.

– Zabrali gdzieś Roksanę. Uciekłam im i zaczęłam jej szukać, ale usłyszałam kroki, więc się schowałam. Nie wiedziałam, czy to wróg czy przyjaciel. Cieszę się, że ciebie widzę.

– Ja też. Choć nie sądziłem, że kiedykolwiek, to wypowiem. Orientujesz się w tym miejscu?

– Jestem tu pierwszy raz. – Pokręciła głową z śmiesznie odstającymi na czubku wielkimi, kudłatymi uszami.

– Jak myślisz zabrali ją do jakiegoś laboratorium?

– Znając ojca, myślę, że nie. On jest zbyt zafascynowany Roksaną, żeby powierzyć ją w obce ręce. Zapewne są w jego prywatnym gabinecie.

– Dzięki, nie będę tracił czasu. Uważaj na siebie – powiedziałem i pobiegłem szukać gabinetu Raczyńskiego.

Nagle usłyszałem wrzaski, więc ruszyłem w tamtym kierunku. Gdy stanąłem w drzwiach źródła tych dźwięków, zamarłem. Roksana szarpała się z ojcem, a Sebastian stał, przyglądając się im jak słup soli. Roksana dostrzegła mnie i rozszerzyła szeroko oczy. Oskar szybkim ruchem kopnął w moją rękę, nim zdążyłem wystrzelić. Podniósł ją i przyłożył do mojej skroni. Zdarzyło się to tak szybko, że moje oko nie zdążyło tego zarejestrować albo byłem zbyt dużym szoku, żeby zareagować.

- Roksano, odłóż ten nóż i kopnij w moją stronę, a nic nie stanie się temu chłopakowi - zagroził ojciec Roksany.

Wtedy zareagował Sebastian. W wyciągniętej dłoni trzymał pistolet i wycelował w Oskara.

– Tato, obiecałeś, że nie jej skrzywdzisz! – krzyknął piskliwie Sebastian.

– Uspokój się, Sebastianie – zganił go surowo.

Spojrzałem na Roksanę, trzymała w dłoni nóż i przez chwilę się w niego wpatrywała. Powoli zakręciła ostrzem i obróciła go w swoją stronę. Spojrzała prosto w oczy ojca.

– Nie mogę zniszczyć ciebie, to zniszczę siebie - szepnęła i szybkim ruchem wbiła ostrze w pierś. Krzyknąłem. A może to był krzyk Sebastiana? Już nie wiedziałem. Upadłem na podłogę i podczołgałem się do Roksany - wykrwawiającej się na drewnianych panelach. Szkarłatna ciecz wypływała z rany niewielkim strumykiem. Wokół niej pojawiła się czerwona otoczka. Patrzyłem na nią jak zahipnotyzowany. Nie słyszałem krzyków Sebastiana i odpowiedzi Oskara, to było nic. Jedynie dotknięcie twarzy mojej Roki przebudziło mnie z odrętwienia.

Wstałem i delikatnie uniosłem jej bezwładne ciało. Przytuliłem do piersi. Nie pamiętałem, jak wyszedłem, ale wiedziałem, że przeskoczyłem nad leżącą na podłodze przeszkodą, przypominającą kształt dorosłego człowieka. Oskar?

Nie zastanawiałem się nad tym. Moim celem było uratowanie Roksany. Uruchomiłem mikrofon przy moim policzku.

– Hugo, zgłoś się.

– Jestem, słyszę cię. Masz Roksanę? Odbiór. **

– Tak, poinformuj wszystkich, że już wszystko skończone. Raczyński chyba nie żyje. Odbiór.

– Żyje, czy chyba nie żyje? Trudno go dobić? Stary, wyrażaj się konkretnie, bo mam raport do wysłania. Odbiór.

Hugo, nie mam czasu. Trzymam w ramionach nieprzytomną, zakrwawioną Roksanę. Podstaw śmigłowiec pod wejście do bazy! Bez odbioru.

Wyłączyłem mikrofon i pobiegłem korytarzem. Już nie natrafiłem na Elwirę. Gdy wyszedłem na zewnątrz, Hugo już na nas czekał. Położyłem Roksanę na macie i wytarłem jej blady policzek z krwi. Efekt był taki, że zrobiłem jeszcze gorzej. Silniki odpaliły

Jak mogła być tak niepoważna? Dlaczego zamiast rzucić nożem w ojca, wbiła go w swoje serce? Bałem się, że ją stracę. Ona i Aleksandra to dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Bez nich byłem nikim, wrakiem człowieka, nie chciałbym już dalej żyć. Proszę, niech Roksana przeżyje. Obiecuję, że się zmienię, będę lepszym człowiekiem. Niech tylko nic jej nie będzie. Roki była pełna temperamentu, siły, odwagi. Taka istota jak ona, nie mogła zginąć.

***

W amoku wbiegłem do szpitalnej poczekalni.

– Pomóżcie jej!!!

Pielęgniarki zrobiły oburzone miny, ale po chwili rozdziawiły szeroko usta i część przybiegła z noszami, a druga część wezwała lekarza oddziałowego.

– Co się stało? – zapytała jedna z nich. *

– Pomóżcie jej, proszę – powtórzyłem. – Pomóżcie. Ona umiera.

Usta Roksany były całe sine i od dawna nie wyczytałem u niej pulsu. Wierzyłem, że to jedynie mi się wydawało i nadal żyła. Zabrali ją, biegłem obok do samego końca korytarza. Dalej nie pozwolono mi wejść.

Czekałem.

Roksano nie poddawaj się, ja na ciebie będę czekał. Bez ciebie to życie nie miało sensu.

*----*

*Wiem, że w Ameryce pielęgniarki powinny mówić po angielsku i tak dalej, ale uprościłam to troszeczkę.

Polowanie  na Wilka|| W TRAKCIE POPRAWEKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz