26. Sprawy się komplikują

750 66 9
                                    

Zaśmiałam się. Jeff uciekł w stronę lasu. Do pokoju wpadł Jack.

- Musimy się przeprowadzić - powiedział i zaczął pakować jedzenie do dużego plecaka.

- Po co? Tutaj jest dobrze - mruknęłam głaskając jednego z kotów.

Usłyszałam syreny policycjne i wtedy zmieniłam zdanie.

- Odkryli gdzie mieszkam, nawet nie wiem jak - rzekł zakładając pełny plecak.

- A jak mamy wziąć koty?

- Nie musimy - pstryknął palcami, a wszystkie zaczęły rosnąć i nabierać ludzkiej anatomii. Jeden z tych "kotołaków" podszedł do mnie i chwycił moją dłoń.

- Dziękujemy za te wszystkie dni opieki, mamo - powiedział, a ja o mało nie wyskoczyłam z ciała i nie stanęłam obok. Mamo?

- Co zamierzacie zrobić? - ledwo wymusiłam w głosie spokojny ton.

- Skoro ty nami się zaopiekowałaś to my ciebie obronimy przed pójściem do więzenia za współudział w morderstwie - rzekły niemal chórem. - Życie za życie.

Nie mogłam się pogodzić z tą myślą. Poza tym... co oni zamierzają zrobic?!

- Zatrzymają policje. Trudno będzie uciekać jeśli ma się auta i psy na ogonie. One ich zatrzymają, szybciej - rzucił Jack na jednym wdechu i wyskoczył przez okno mając mnie na rękach. Wylądował z cichym hukiem i popędził do lasu. Za sobą słyszałam krzyki i strzały. Byłam całkiem zdezoriętowana. Wtuliłam się w tors klauna. Pachniał pieczonymi jabłkami i choinkami. Powróciły wspomienia.

Miałam wtedy dziesięć lat. Biegałam z rówieśnikami po lesie, gdzie roznosił się ten piękny zapach. Nie minęło nawet godziny a zdaliśmy sobie sprawę, że się zgubiliśmy. Ja, Annie i Patrick błądziliśmy między drzewami całkiem wystraszeni. Nagle Annie krzyknęła.

- Patrzcie! - pokazała drzewo w oddali kurczowo trzymając się za brązowy lok. Nikogo tam nie było.

- Nie śmieszny żart - powiedziałam patrząc jej w brązowe i przerażone oczy.

- Chodźmy dalej, zaczyna się ściemiać - odrzekł Patrick rozglądając się. Jego czarne włosy były roztrzepane na wszystkie strony, a zielone oczy niebezpiecznie spoglądały na około szukając zagrożenia. Wyciągnął latarkę i złapał Annie za ręke, a ona mnie. Z przerażeniem  ruszyliśmy dalej.

...................................................

Chyba przesadziłam z kotołakami c':

Normalne opowiadanie nienormalnej dziewczyny/Laughing  JackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz