28. Poznajemy nowe osoby...

696 50 7
                                    

Nie wiadomo czemu, moje powieki zrobiły się ciężkie, jakby conajmniej każda z nich ważyła tonę. Próbowałam odgonić narastające zmęczenie mruganiem, lecz zmęczenie tylko się nasiliło. Wtuliłam się w klauna, poruszając głową jak mały szczeniak, po czym zamknęłam oczy rozkoszując się ciepłem. Zasnęłam w sekundę mając ogromne poczucie bezpieczeństwa. Przecież mam przy sobie Jacka, a przy nim mogę być spokojna... prawda?

Obudziłam się czując na twarzy promienie słońca. Uchyliłam powieki i zrozumiałam, że jestem w jakimś pomieszczeniu. Podłoga była wyłożona jasnymi panelami, pokrytymi kurzem, a w niektórych miejscach drewno miało dziury, prawdopodobnie od uderzenia jakimś przedmiotem o ostrej krawędzi. Ściany były pomalowane fiołkową farbą, razem z sufitem, i również zauważyłam małe plamy szkarłatu. Na przeciwko niebieskiego łóżka, na którym leżałam, były drzwi z odrobine ciemniejszego drewna niż panele, obok nich była dwu skrzydłowa szafa w tym samym kolorze, obok przeciwnej ściany było biurko z krzesłem obrotowym, które było zielone. Całość prezentowała pokój jakiejś wiecznie wesołej nastolatki.*

Wstałam z łoża i wyszłam z pokoju na korytarz cały pomalowany na jasny odcień brązu (podobne do kawy z mlekiem), a na podłodze był czarno biały dywan.

Popatrzyłam na drzwi na przeciwko mnie i te za mną. Były ponumerowane, te z pokoju z którego wyszłam miały numer "45", a drugie "13". Pomyślałam by przejść na koniec korytarza, co natychmiast uczyniłam.

Moim oczom ukazała się klatka schodowa, ściany były całe brudne od krwistoczerwonej cieczy, która spływała po schodach, jak mały wodospad. Mimo obrzydzenia i okropnego zapachu, zeszłam po schodach na niższe piętro. Ukazał mi się całkiem spory pokój w szarych barwach, na środku znajdowała się kanapa, a dwa metry dalej duży telewizor. Chciałam podejść, lecz jakiś świst i pól na policzku sprawił, że ustałam w miejscu łapiąc się za bolące miejsce, a zaraz po chwili usłyszałam jakby ktoś rzucił rzutką w tarcze. Rozejrzałam się po pokoju szukając oprawcy, czyli jak się okazało, kobiety, która mogła mieć nie więcej niż dzwadzieścia lat. Jej czarne włosy były w nieładzie, grzywka zasłaniała lewe oko, które było całe czarne sprawiając wrażenie ogromnych źrenic, drugie także, była chorobliwie blada, zdawało mi się, że świeciła w blasku żarówek z żyrandola. Usta były pomalowane czarną szminką, miała na sobie czarną suknię do kolan i wiązane kozaki w tym samym kolorze.

Patrzyła na mnie z pogardą, jakby uważała mnie za kogoś niższej rangi, lub nawet gorzej. Nawet sobie wyobraziłam jak męskim głosem mówi "masz problem?!" z postawą typowego dresa.

- Kim jesteś i co tu robisz? - spytała, lecz nie miała tego męskiego głosu, lecz kobiecy... i jak by to powiedział mój kuzyn, pełny seksapilu.

- Mogłabym zadać to samo pytanie - język postanowił sam cisnąć jadem w jej stronę.

- Ja tutaj mieszkam, a ty tutaj wtargnęłaś jak szczur - oczywiście, też postanowiła się pobawić w kobre plujkę.**

- Jakoś nigdzie nie pisało, że ta miejscówka jest zajęta.

Czarnooka już chciała się odezwać, lecz dobrze znajomy mi głos wyprzedził ją.

- Jane, to nie jest obiekt do polowania, tylko Moja Pani, więc wybij sobie z głowy zabójstwa - powiedział i pojawił się tuż przede mną z butelką napełnioną przezroczystym płynem.

- Taaaaa... wielki Jack się po prostu zakochał - rzekła przesłodzonym głosem pośpiesznie kierując się do małej, drewnianej belki i wyciągnęła swój nóż.

- W tobie też się zakochałem, masz ochote się zabawić? Gra wstępna będzie bardzo delikatna, tylko utnę Ci ręce i nimi spoliczkuje pytając się czemu sie sama bijesz - również przesłodził głos i polał mój policzek cieczą z buteleczki.

Znowu zaczęło okropnie piec i cicho syknęłam z bólu.

- To jest konieczne, te jej brudne noże są bardziej w bakteriach niż brudny kibel - wyciągnął z kieszeni całkiem duży plaster i zakleił nim mój policzek. Mimowolnie się zarumieniłam, oczywiście bijąc się mentalnie rybą za ten chaniebny czyn.

- Może i tak, ale nie pokona kibla gdy ty do niego wejdziesz - odezwała się "Jane" z wrednym uśmiechem.

- Odezwała się panna "nie wchodzić, poczekajcie aż wywietrzeje - cisnął w nią piorunami z oczu.

Gdyby tak się zastanowić, to jestem świadkiem cichej wojny...

Czarnowłosa otworzyła usta by coś powiedzieć, lecz szybko je zamknęła z rezygnacją i przeszła przez drzwi, które najwyraźniej prowadziły na zewnątrz.

- Co my tu robimy? - spytałam patrząc mu w oczy.

- Jak na razie mieszkamy, potem znajdę jakiś osobny dom - po skończeniu zdania ziewnął.

- A gdzie będe spaaa- - nie dokończyłam bo zaraziłam się ziewaniem. Czemu to musi być takie zaraźliwe?

- W moim pokoju, tam gdzie Cię zostawiłem.

Ledwo powstrzymałam wybuch śmiechu. Jaki NORMALNY facet ma pokój w stylu nastolatki z serialu o przyjaźni?!

Oczywiście, zaraz po zjedzeniu tostów, które przygotował mi Jack, poszłam spać razem z klaunem... w jednym łóżku... nawet nie próbujcie sobie wyobrazić mojego soczystego buraka!

Zbliżała się północ, a księżyc leniwie podróżował po niebie, oświetlając niewielkie miasteczko, którego cisza została zakłucona przez radiowozy policji. Czterech "niebieskich" trzymało czarnowłosego psychopate w białej bluzie, a piąty go zakuwał w kajdanki. Jeff próbował się wyrwać wszystkimi sposobami, lecz oni tylko wzmacniali uścisk.

Kiedy w końcu udało im się skuć czarnowłosego, zaprowadzili go do radiowozu.

- Pożałujesz tego, zdrajco! - wykrzyczał zanim zamknęli drzwi. Następnie pojechali na posterunek. Tą noc spędzi w zamknięciu, a potem reszte życia w psychiatryku, jeśli się nie wydostanie. Dla niego odpowiedź była prosta, poza tym... musi ukarać "zdradziecką żmije", a przynajmniej tak planował.

*Pierwszy raz w życiu taki kawałek tekstu przeznaczyłam na jakikolwiek opis O.o

**Kobra Plujka - kobra, która w celu obrony lub ataku pluje jadem w oczy drapieżnika/ofiary.

Mam nadzieje że chociaż trochę pchnęłam akcje do przodu ;-;

Normalne opowiadanie nienormalnej dziewczyny/Laughing  JackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz