ROZDZIAŁ 8

79 7 0
                                    

~Annabelle~

Derreck zamarł w bezruchu i patrzył się na moją twarz, jakby chciał doszukać się w niej odrobinę żartu. Niczego jednak tam nie znalazł. Powoli doczłapał z powrotem na fotel i usiadł na nim. Siedziałam już tak id kilku chwil, a ja zaczynałam się niecierpliwić. Czemu on nic nie mówi?
-Co Kevin próbował zrobić?! - krzyknął wreszcie.
-Zamknij się, pobudzisz wszystkich dookoła - skarciłam go.
-Annabelle! Nie no, zabiję gnojka, zabiję go.
-Derreck - złapałam go za ramię, bo chłopak wstał.
-Gdzie on teraz jest? - spojrzał na mnie - No gdzie?!
-Derreck - pisnęłam, a w moich oczach zbierały się łzy. Wiedziałam, że Derreck jest wybuchowy i żeby chronić swoich najbliższych jest zdolny do wszystkiego, ale ta sytuacja jakoś dziwnie na mnie działała.
Chłopak chyba zrozumiał, że przesadza, bo trochę się uspokoił i przykląkł przede mną. Złapał mnie z podbródek i spojrzał mi prosto w oczy. Nic nie mówił, tylko mnie przytulił. Po chwili odsunął się ode mnie i zapytał:
-Annabelle, słuchaj, czy -Annabelle, spójrz mi w oczy. Annabelle, czy on ci coś zrobił? Próbował cię zgwałcić czy zgwałcił cię?
Pokiwałam przecząco głową. Jednak chłopak dalej pytał:
-Uderzył cię? Dał ci jakieś tabletki?
-Nie... To znaczy, Derreck, to było takie okropne. Tak bardzo się bałam - wybuchnęłam gromkim płaczem i zarzuciłam mu ręce na szyję.
-Ciii, cicho, już dobrze, spokojnie, ze mną jesteś bezpieczna - głaskał mnie w górę i w dół po plecach. - Spokojnie, ciii.
Chyba zasnęłam u niego na rękach, bo obudziłam się już w swoim łóżku. W pokoju już nikogo nie było, ale słyszałam głosy dobiegające z kuchni. Wygramoliłam się z łóżka i poczłapałam do kuchni. Tam przy stole siedział Derreck, a Yassminne z Cassie krzątały się po pomieszczeniu przygotowując śniadanie. Automatycznie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Mmm - zamruczałam, a oczy całej trójki skierowały się w moją stronę.
-No proszę, nasza śpiąca królewna wstała - powitała mnie Yass, ale nie odpowiedziałam. Podeszłam do stołu i chwyciłam kawałek bekonu.
-Ej, to na śniadanie - skarciła mnie Cassie.
- Yhym - powiedziałam z pełnymi ustami - przecież właśnie jem.
Usiadłam na krześle na przeciwko chłopaka i wyjrzałam przez okno. Niebo było błękitne, zero zachmurzeń, piękne słoneczko. Idealne warunki do biegania. To jest to! Dziewczyny podały śniadanie, które, co się tu dużo oszukiwać, smakowało obłędnie.
-Mam pomysł! - krzyknęłam.
-Nie z pełnymi ustami.
-Ygh, Cassie daj spokój. Wprowadzicie się tutaj! I będziecie mi robić jedzenie. Ale bez Cassie - brunetka spojrzała na mnie zdezorientowana - bo ona mi zabrania jeść i krzyczy.
-Ja?! - spojrzała na mnie zdziwiona dziewczyna, a błysk w jej oku wskazaływal, że ma pomysł. Podeszła do mnie i wzięła mi mój talerz.
-Ej! -krzyknęłam.
-Nie ma mnie, nie ma śniadania - powiedziała i ugryzła moją grzankę, tak że z jajka wylało się żółtko. Następnie wzięła plasterek bekonu i go zjadła.
-Zabiję cię, zabiję cię, zabiję cię - spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem. - Tak się nie robi, to nieludzkie! - nic, dalej jadła. -Dobra, już dobra, niech ci będzie, ale oddaj mi moje śniadanie!
Cassandra nadal siedziała nienaruszona.
-Cassie, kochanie, no proszę, prooooooszę, tak bardzo-bardzo-bardzo mocno...
Dziewczyna wstała i oddała mi mój talerz, a moja twarz wykrzywiła się w uśmiechu. Po skończonym posiłku włożyłam naczynia do zmywarki i poszłam do pokoju. Na moim łóżku siedział Derreck i wpatrywał się we mnie takim smutnym wzrokiem.
-Musimy to zgłosić na policję - powiedział, ale udałam, że nie słyszę i zaczęłam grzebać w szafie. - Słyszysz, Annabelle? Nie można tego tak zostawić. Annabelle, nie ignoruj mnie.
-Derreck, nie pójdę na policję, nie powiem o tym nikomu. Powiedziałam tobie w sekrecie, bo chciałam, żeby ktoś o tym wiedział, musiałam się komuś wygadać, rozumiesz?! Są sprawy, które nie powinny ujrzeć światła dziennego, a to jest właśnie jedna z takich spraw - zapanowało milczenie. - Mogę ci zaufać? Mogę mieć pewność, że ani Cassie, ani Yass o niczym się nie dowiedzą?Chyba, że załóżmy umrę, to możesz im powiedzieć, ale to jest jedyna sytuacja.
-Okej, wcale tak nie mów, jasne? I-tak, możesz mi zaufać. Obiecuję, że nikomu nie powiem, masz moje słowo - podszedł i mnie przytulił.
-Zostajecie tu dzisiaj na cały dzień? - odsunęłam się od niego.
-Hmm, w zasadzie to te dwie chciały iść na zakupy, ale jeżeli nie chcesz to mogą zostać. A jeśli nie one, to pozostaję jeszcze ja - wyszczerzył się i wskazał na siebie kciukami.
-Daruj sobie - pacnęłam go w ramię i zaśmiałam się.
-Udam, że tego nie słyszałem.
-Rób co chcesz.
-A tak serio to dlaczego pytałaś?
-A tak serio to chcę iść biegać.
-Dobry pomysł, może też później pójdę.
-I muszę wiedzieć, czy będziecie w domu, czy mam zamknąć drzwi. A jak chcesz, to możesz iść biegać ze mną.
-Dziękuję ci za udzielenie mi tej możliwości, jesteś wspaniała!
Złapałam poduszkę i rzuciłam w niego.
-Ej, za co to?
-Za piękną buźkę.
Derreck udał zachwyt, a ja wyszukałam ciuchy i poszłam do łazienki się przebrać.

Gdy wróciłam dziewczyny grzebały już w moich ubraniach szukając czegoś co mogłyby założyć na siebie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Gdy wróciłam dziewczyny grzebały już w moich ubraniach szukając czegoś co mogłyby założyć na siebie.
-Cholera, nie! Ona jest daltonistką czy jak? Nie widzi, że te wszystkie ciuchy są czarne? - mruczała Yass.
-Wcale nie! Widzisz, o! Ta bluzka jest biała, te spodnie też - zaczęłam się bronić. Tu jest trochę moro, tu jest burgund, a to jest jasny jeans. Czego więcej chcesz? Mam się ubierać jak jedna wielka tęcza?
-Tego nie mówię, ale nie musisz łazić całe życie jak w żałobie - Cassie ostatecznie wyjęła jakąś czarną bluzkę i jeansy. Jej siostra znalazła sobie podobny strój. Pozbierały swoje wczorajsze rzeczy i zrobiły makijaż. Ja również nałożyłam na siebie delikatny make-up. Całą grupą opuściliśmy mieszkanie. Cassie i Yass udały się do ich domu, a ja z Derreckiem poszłam do jego mieszkania. Chłopak ubrał koszulkę, która idealnie podkreślała jego mięśnie i krótkie spodenki. Ubrał wygodne buty, chwycił portfel i ruszyliśmy w stronę Central Parku. Biegało nam się świetnie, obgadywaliśmy ludzi, a Derreck ani na chwilę nie poruszył tematu Kevina. Swoją drogą, zastanawiałam się gdzie on jest i dlaczego jeszcze nie wrócił do domu. Nie żebym za nim tęskniła czy coś, tylko to było dziwne, że prawie mnie zgwałcił, a potem wyszedł do firmy i nie wrócił aż do teraz.
Kupiliśmy lody i usiedliśmy na ławce, a Derreck zwierzył mi się, że planuje w najbliższym czasie oświadczyć się Cassie. Byli już razem od dwóch lat, także nie sądzę, żeby coś stało im na przeszkodzie.
Znaliśmy się już od ponad dziesięciu lat. Pokłóciłam się z Yassminne w szkole, a Cassie stanęła w jej obronie i tak się to zaczęło. A Derreck złamał nogę w parku i nikt mu nie pomógł. Akurat przechodziłyśmy obok, więc jakoś pomogłyśmy mu dokuśtykać do szpitala.
Jakieś cztery lata temu Cassie i Derreck zaczęli mieć się ku sobie. Początkowo ja i Yassminne byłyśmy przeciwne ich uczuciu, twierdziłyśmy, że to tylko zauroczenie, bałyśmy się o naszą przyjaźń, jednak okazało się, że to coś więcej i tak po dwóch latach trwania w friendzonie wreszcie zostali parą.
Z całego serca szczerze im kibicowałam i zaoferowałam swoją ewentualną pomoc.
Zmieniliśmy temat, a mój telefon nagle zawibrował. Dzwonił Jackson.
-Halo?
-Hej - odpowiedział. Miał jakiś taki dziwny głos.
-Jackson? Jackson, coś się stało?
-Babcia zmarła - powiedział, a ja czułam jak jego głos łamie się. - Możemy się spotkać?

--------
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, mam nadzieję, że następny wyjdzie mi lepiej. Mam już na niego pomysł i zaraz z rana zabieram się za pisanie.
All the love, K.

Szpilki od Louboutina  [Zayn Malik ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz