Rozdział 12

181 22 32
                                    

(Tag na zdjęciu Angelika i Cole ;) 2/3 godziny warte roboty z Jayem -_-  xd moge zrobić książkę z moimi rysunkami piszcie co o tym myślicie)

Tydzień później

Natalia

Czułam się dziś gorzej niż ostatnio, mianowicie wymiotowałam i miałam bóle brzuch. Może to przez te naleśniki Jaya? Ale może to ciąża? Postanowiłam pójść sama do lekarza, Jay jeszcze spał i nie chciałam go budzić. Tradycyjnie założyłam kaptur i wyszłam do lekarza. Ostrożnie patrzyłam, czy mnie nikt nie śledzi. Weszłam do kliniki w której lekarzem jest nasz znajomy Ben (nie ten Ben zły xd).

Ben: Witaj Natalia. Mało przychodzisz, Jakiś szczególny powód?

Ja:  Wymiotuje i brzuch mnie boli.

Ben: Rozumiem. Połóż się.

Połorzyłam się na łóżku, a Ben (nie wiem jak się to cuś nazywa, to co się brzuch bada xd) badał mój brzuch, uważnie patrzył na monitor.

Ja: Coś nie tak?

Ben: Nie, jesteś w ciąży.

Ja: Co?!

Ben: No tak.

Ja: To wspaniała wiadomość.

Ben: Ale musisz zrezygnować z walk. Wiesz czym to się skończy.

Ja: Dobrze, napisze do Jaya.

Jezu Jay będzie zachwycony z dziecka. Napisałam do niego, że się spotkamy pod mosten za 10 min (tam dalej jest baza Assassinów ;) ).

Ben: No to gratulacje i się nie przemęczaj.

Ja: Dobrze. To cześć.

Ben: Cześć.

Wyszłam z kliniki i nagle ktoś mnie złapał.

Żł: Mamy ją! Zabieramy ją do lochów, a tam poczekasz z jeszcze jedną na egzykuje.

Nie! Złapali mnie...ale Jay i dziecko.

W tym samym czasie

Angelika

Obudziłam się bardzo osłabiona. Byłam jeszcze na statku, ale miałam ręcę związane. Chyba jesteśmy na miejscu bo nie płyniemy. Zabije go...ale jestem za słaba.

Roberts: Oo wstałaś to dobrze *podnosi mnie* Idziemy!

Ja: *idę* Dlaczego to robisz?

Roberts: Słuchaj jesteś żywa im potrzebna i za ciebie jest suma większa niż miliony.

Ja: A ty tylko o jednym.

Roberts: Chociaż żałuje, że nawet nie spędziłem z tobą nocy.

Ja: Zbok!

Roberts: No cóż *podchodzi pod rezydencje Henryka*

Żł 1: Czego tu?!

Roberts: Do pana Henryka Ramires (dobrze bo nwm xd) mam dla niego prezent.

Henryk: Oo kogo me oczy widzą.

Roberts: Przyniosłem panu żywą Assassinkę.

Henryk: Ale za nią kasy nie dostaniesz.

Roberts: Ah tak! *zdejmuje mi kaptur* A teraz?

Henryk: Prosze, prosze panienka Desmon.

Ja: Spadaj!

Henryk: Jak zawsze się nie daje. Zabrać ją do lochu do tej drugiej. A tego pirat....hmmm dać nagrodę.

Ja: Puszczać mnie!

Assassini i NinjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz