zranione oczy

427 47 17
                                    

Patrzyłem na niego chwilę, próbując złapać jak najlepszy widok. Był dość daleko, a deszcz rozmazywał moją wizję, a to nie pomagało. Za to wiem, że wyglądał wspaniale. Nie wyglądał na wysokiego. Jego postawa nie była duża- przeciwnie- była mała, ale nie wyglądała na kruchą.

- Harry, zamknij drzwi.- usłyszałem głos mojej mamy, który wyrwał mnie z myśli.- podłoga już jest mokra.

Skinąłem głową z roztargnieniem i wróciłem do swojego pokoju, gdzie się zamknąłem.

Co się ze mną dzieje?

Nawet nie przypatrzyłem się jego twarzy.. nie znałem go.

Kładąc się na łóżku, ponownie przysłuchiwałem się burzy, a po chwili odpłynąłem do krainy snów.

***

Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem kiedy się obudziłem, była ciemność. Z trudem wyszukałem telefon na zabałaganionej szafce nocnej. Mój wzrok padł na godzinę, w prawym górnym rogu. Piąta trzydzieści. Jęknąłem. Było zbyt wcześnie by wstać, oraz zbyt późno by ponownie zasnąć.

Wstałem, rozciągnąłem się i poszedłem do łazienki. Ściągnąłem piżamę i wszedłem pod prysznic. Po moim ciele spływała ciepła woda, a w mojej głowie ponownie pojawił się obraz chłopca.

To głupie.. Myślałem o nim, a nawet go nie znałem.

Wyszedłem spod prysznica i owinąłem ręcznik wokół talii. Podszedłem do lustra i jak zwykle moje spojrzenie padło na mój nadgarstek. Powoli przesunąłem palcem po cienkich bliznach. Minęło trochę czasu odkąd się ostatni raz ciąłem, więc blizny blakły. Każdy mógł je zobaczyć, gdyby się przyjrzał. One były powodem, dla którego nigdy nie nosiłem bluzek z krótkim rękawem.

Poszedłem do mojego pokoju i założyłem ubrania. Ubrałem to co zazwyczaj, czarne rurki i mój ulubiony szary sweter z kapturem. Spojrzałem w lustro i przygryzłem dolną wargę. Nie lubiłem sposobu, w jaki na siebie patrzyłem. Wcale się nie lubiłem i wcale nie byłem z siebie zadowolony. Jak pamiętam, zawsze miałem mnóstwo powodów by się nienawidzić, ale nie byłem dramatyczny, ani nic z tych rzeczy.

W szkole byłem zastraszany, ponieważ byłem słaby. Słowa takie jak „pedał" czy „ciota" wypowiedziane do mnie, słyszałem codziennie. Nikt nie chciał ze mną spędzać czasu, a stało się to na przestrzeni kilku ostatnich lat. Kiedyś miałem najlepszego przyjaciela, nazywał się Liam. Niestety, odszedł gdy zaczął gimnazjum. Był ostatnią osobą, której mogłem zaufać.

Ludzie po prostu załamywali mnie coraz bardziej, a ja nie mogłem już tego dłużej znieść. Odpychałem ich od siebie i wcale tego nie żałowałem. Miałem zbyt wiele wad i nie chciałem, aby ktokolwiek tracił ze mną czas.

Drzwi do mojego pokoju się otworzyły i stanęła w nich moja mama, uśmiechając się do mnie. Nie wiedziała o moich problemach i wolałem jej nie martwić.

- O, miałam Cię budzić. Zejdź na dół kochanie, zrobiłam śniadanie.

LOUIS' POV:

Nienawidziłem Chehsire; dobra, inaczej. Nienawidzę mojej matki za to, że ponownie wyszła za mąż i przeprowadziliśmy się z Doncaster aż tu. W dobrym humorze były tylko siostry i mama. Uśmiechały się jak idiotki, a ja siedziałem przy stole, nie znajdując w sobie ani odrobiny radości. Oczywiście one były podekscytowane zamieszkaniem tu, niestety, ale ja nie byłem. Westchnąłem, przewróciłem oczami i wstałem. Zabrałem torbę i udałem się w stronę wyjścia.

- Idę do szkoły, do zobaczenia.- powiedziałem, a mama złożyła mi pocałunek na policzku.

- Baw się w szkole dobrze, Louis. Powodzenia.- powiedziała.

Uśmiechnąłem się i wsiadłem do samochodu. Gdy dojechałem na miejsce, byłem zdziwiony. Budynek szkoły był ogromny. Wszedłem do potężnego budynku i spojrzałem na rozkład zajęć, który mama mi wcześniej odebrała. Nie musiałem się nigdzie śpieszyć, a mój pierwszy dzień wydawał się całkiem miły.

Czytając rozkład zajęć, przeszkodził mi jakiś hałas. Spojrzałem w górę i to co zobaczyłem nie było powodem do śmiechu.

Czterech chłopaków, wyglądających na mój wiek, pchali piątego do szafki. Chłopak w czerwonych włosach uśmiechał się przy tym diabelsko. Popchnięty chłopiec spojrzał się na swoich zbirów, ale z jego twarzy nie mogłem wyczytać żadnych emocji; jakby się tego wszystkiego spodziewał.

Nad jego lewym okiem zwisały pojedyncze pasma loków. Patrzył jak chłopak z kolczykiem w wardze podchodzi do niego bliżej. Usłyszałem co mówi.

- Czy zamierzasz płakać, Styles? Taki z ciebie gej?

Podszedł jeszcze bliżej i kopnął go w żołądek. „Styles" krzyknął z bólu, a w tym samym momencie zabrzmiał dzwonek na lekcje. Kolorowo włosy uderzył chłopaka ostatni raz i potem odszedł ze swoimi kumplami.

Kędzierzawy chłopak podparł się do szafki i zwijał się z bólu.

Podszedłem do niego i uklęknąłem obok. - Wszystko w porządku?- spytałem się i spojrzałem w górę, napotykając jego szmaragdowe oczy.

Jego oczy były piękne to była pierwsza rzecz, o której pomyślałem. Drugą było to, że były zranione.

ECHO [polish]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz