Rozdział 14

1.1K 91 19
                                    

Rozdział napisałam słuchając "Painted Smile" polecam [media]


Minęło kilka dni ja czułam się coraz lepiej. Dziś mam trening z proxy, mają oni zadanie czy posiadam "tą moc". Wstałam i ubrałam się w czarne spodnie, bluzę z kapturem, poprawiłam włosy i zeszłam na dół. W kuchni byli Jack i Toby.

-Cześć chłopaki.-powiedziałam z uśmiechem

-Cześć.-powiedzieli równo, Jack na przywitanie pocałował mnie w policzek

-Chcesz gofra?-zapytał Toby

-Pewnie. O której dziś zaczynamy trening?-zapytałam

-Nie wiem. Pytaj się papy bo przez te kilka dni jest zajęty i się nie pokazuje.-odpowiedział

-Dzięki. Po śniadaniu pogadam z nim.-mam nadzieję że coś już ma

Do kuchni wparowała reszta domowników. Wszyscy zasiedli do stołu i zajadali się śniadaniem, które Toby musiał sam robić. Przy śniadaniu nie mogło zabraknąć bitwy na jedzenie. Dyskretnie opuściłam pomieszczenie, razem ze mną poszedł Jack.

-Eh jak małe dzieci.-odpowiedziałam wzdychając

-Tak było zawsze. A po co musisz iść do Slendera?-zapytał

-Powiedzmy, że dałam mu trudne zadanie. Idziesz czy będziesz się bawił z resztą dzieci?

-Idę jeszcze życie mi miłe.-odpowiedział oglądając się ostatni raz na resztę domowników

Ruszyliśmy do biura papy, po drodze mijaliśmy Jeffa związanego na krześle i zostawionego na środku korytarza.

-Stary kto cię tak urządził?-zapytał Jack powstrzymując się od śmiechu, w końcu nie wytrzymał i leżał zataczając się na podłodze

-Pomożesz?-spojrzał na mnie Jeff

-Jasne. Ale powiedz kto ci to zrobił?

-Jane, bo myślałem, że w łazience nikogo nie ma i wpakowałem się. W końcu tego pożałowałem i oberwałem mydłem w głowę i zemdlałem, a jak się obudziłem byłem związany.

-Oj ty biedaku.-powiedziałam-Jack podnieś się z tej podłogi bo będziesz spał na kanapie.-dodałam

-Nie rób tego błagam. Ja ciebie kocham nie rób tego.-klęczał przede mną trzymając moje dłonie

-No dobrze tylko wstań i się otrzep. A ty Jeff leć bo zjedzą wszystko.-Jeff błyskawicznie pobiegł do kuchni

Przed biurem papy zapukałam do drzwi, lecz odpowiedzi nie otrzymałam. Po cichu otworzyłam drzwi i weszłam z Jackiem do środka.

-Wejdźcie śmiało.-usłyszeliśmy

-Jak idą badania?-zapytałam

-Już mam wyniki. Okazało się że tak. Teraz sprawdzimy czy działa to na twoją krew. Pozwolisz.-powiedział i podszedł do mnie ze strzykawką do pobierania krwi

-Eh a o co z tym chodzi?-zapytał Jack

-Wyjaśnię ci w pokoju. To zawołaj jak skończysz.

-Dobrze.-odpowiedział papa i zajął się wszystkim, ja i Jack opuściliśmy jego pokój

Po kilku sekundach byliśmy w naszym pokoju, usiedliśmy na łóżku i zaczęłam mówić.

-Zacznę od początku, gdy wtedy się obudziłam miałam koszmar. Była walka, wszyscy nasi przyjaciele tam byli, kilku z nich była martwa a pozostali ranni. Zobaczyłam jak byłeś otoczony i chciałam ruszyć w twoją stronę ale ktoś mnie trzymał. Poczułam jak z moich pleców wysuwają się macki i rozszarpałam wroga. Kiedy biegłam w twoją stronę zostałeś postrzelony,  rozszarpałam tych co ciebie atakowali. Na koniec zdążyłam ciebie jeszcze złapać w ramiona i wtedy.....-głos miałam załamany gdy to mówiłam

Moja prawdziwa historia cz.2 Zemsta Lilianny [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz