Rozdział 3.

596 50 8
                                    

Poczułam narastającą we mnie frustrację. Dlaczego on cały czas ma na "twarzy" wymalowany ten kpiący uśmieszek?!
Gdybym miała dziewięć metrów i ważyła cztery tony to z wielką chęcią bym mu go starła.

- Przestań wykrzywiać w ten sposób twarz, bo wyglądasz śmiesznie. - powiedział o dziwo całkowicie poważnie.

- E-eh... jak ty właściwie masz na imię? - zapytałam śmiało. Chyba mam prawo wiedzieć jak ma na imię ktoś z kim zostałam zmuszona zamieszkać - pomyślałam.

- Ach! Wybacz moja droga, że Ci się nie przedstawiłem! Na imię mi Knockout. - kończąc to zdanie spojrzał na mnie z góry i uśmiechnął się, tym razem serdecznie. Zdziwił mnie ten widok. Zawsze myślałam, że decepticony to bezmyślne maszyny do zabijania, które ślepo podążają za Megatronem i niezdolne do samodzielnego funkcjonowania. Chociaż... Knockout wyróżnia się nieco od innych decepticonów. Jest nieco żywszy i bardziej samodzielny od innych sługusów Megatrona. Ale czy możliwe jest aby mój porywacz był kiedyś autobotem, który perfidnie zdradził swoich przyjaciół? Nie.. raczej nie... przecież jego oczy nie zmieniłyby koloru z niebieskiego na czerwony.
O ile dobrze pamiętam, oczy Sentinela Prime'a mimo że przeszedł na stronę wroga, pozostały błękitne. Chyba że..
Ze skupienia wyrwało mnie mocne szturchnięcie w plecy, przez które straciłam równowagę i upadłam na kolana.

- Czy ty mnie w ogóle słuchałaś? - zapytał z rozdrażnieniem siedmiometrowy robot, który teraz przewiercał mnie spojrzeniem.
Poczulam dreazcz strachu. Podniosłam się z klęczek i zaczęłam otrzepywać kolana z kurzu. Czując na sobie jego wyczekujacy wzrok zawstydzona podniosłam głowę ku górze.

- N-nie, przepraszam. - odpowiedziałam, próbując spojrzeć mu w oczy.

Knockout widząc moje daremne starania westchnął głośno i jakby od niechcenia nacisnął przycisk na swoim nadgarstku. Stało się to co poprzednim razem, jego postać zamigotała i zniknęła, a chwilę później stanął przede mną czerwonowłosy mężczyzna.

- Teraz lepiej? - zapytał czekając na moją odpowiedź.

- O wiele. - zaśmiałam się nerwowo, gdyż przypomniałam sobie, jego bolesny dotyk na mojej nadal obolałej szyi. Odruchowo cofnęłam się na to wspomnienie.

Chłopak najwidoczniej zauważył moją reakcję, ponieważ odsunął się ode mnie, a jego oczy lekko zszarzały.

- Ehm... No, to teraz mnie słuchaj, bo po raz trzeci powtarzać nie będę. Tam- wskazał na drzwi normalnej wielkości znajdujące się przy bibliotece- jest twój pokój wraz z łazienką.W szafkach znajdziesz swoje ciuchy, które zabraliśmy z twojego domu i wszystkie potrzebne kosmetyki. Resztę rzeczy dowiesz się z czasem, a teraz chodź i rozgość się, ponieważ od dziś tu mieszkasz. - powiedział czerwonowłosy i pociągnął mnie do mojego nowego pokoju.
Otworzył drzwi i oparł się o framugę, pozostawiając mi stosunkowo mało miejsca na przejście. Przełknęłam ślinę i ostrożnie, starając się go nie dotknąć spróbowałam wejść do pomieszczenia.
Nie udało się.
Przechodząc Knockout podstawił mi nogę, przez co potknęłam się i niezgrabnie przebiegłam kilka metrów.
Mężczyzna zaśmiał się a ja rzuciłam mu spojrzenie pełne wyrzutów, na co on tylko puścił mi oczko.

- Nie złość się słonko, uwierz potrafię być gorszy. - mówiąc to uśmiechnął się szatańsko, na co tylko prychnęłam.

- W to nie wątpię. - odpowiedziałam i cicho jęknęłam, gdyż ból głowy nadal mi doskwierał.
Knockout spojrzał na mnie uważnie, po czym wyciągnął do mnie rękę z opakowaniem tabletek.

- Weź to, poczujesz się lepiej. - powiedział cicho.

- Skąd mam wiedzieć czy w tych tabletkach nie ma czipów, które wczepią mi się w mózg i pozwolą wam mnie kontrolować? - spytałam podejrzliwie, choć sama w to wątpiłam.
W oczach czerwonowłosego zatańczyły iskierki rozbawienia.

EchoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz