Knockout P.O.V.
- Lordzie Megatronie, niezmiernie przykro mi to mówić, ale... będziesz musiał poczekać. - wydusiłem w końcu, ledwo trzymając się na nogach przed obliczem mojego władcy i modląc się w duchu, aby za chwilę nie zostać przez niego rozszarpanym. Gdyby nie fobia Harley i to, że nie mam bladego pojęcia jak ją z niej zdjąć, to prawdopodobnie nigdy nie musiałbym narażać się naszemu władcy ani bać się o własne życie. Jedenastometrowy decepticon dotychczas nerwowo kluczący między wrakami starych samolotów pamiętających jeszcze drugą wojnę światową i od czasu do czasu kopiąc w któryś z nich, na moje ostatnie słowa zatrzymał się nagle.
Stalowo-szary con bardzo powoli odwrócił się w moją stronę, a jego pięści zacisnęły się przypominając teraz dwie najeżone kolcami maczugi.
Poczułem jak na iskrze zaciska mi się żelazna ręka strachu.
- Jak to "poczekać"? - zapytał niepokojąco spokojnie.
Cofnąłem się o krok, co oczywiście nie uszło uwadze Lorda.
- T-to znaczy.. - zacząłem.
- Czy ty głupcze sądzisz, że mam czas na "czekanie"? - zapytał, a raczej zawarczał ledwo powstrzymując wrzącą w przewodach furię. - TY NĘDZNA KANALIO! - wrzasnął i niczym rozjuszony czerwoną płachtą ( o ironio, jestem czerwony) byk wystrzelił w moją stronę. Żelazna dłoń ścisnęła moją iskrę, paraliżując mnie strachem i uniemożliwiając ucieczkę w popłochu, na którą teraz tak bardzo miałem ochotę. Nie mogąc ruszyć się choćby o pieprzony milimetr, patrzyłem tylko na wściekle szarżującego na mnie Megatrona i zacisnąłem powieki przygotowując się na nieuniknioną falę bólu. Kilka sekund po tym jak zamknąłem optyki poczułem jak w głowę wrzyna mi się nabita kolcami pięść, a siła tego uderzenia odrzuciła mnie w tył. Tracąc kontrolę nad własnym ciałem, bezwładnie poleciałem w tył, a przed oczami zaczęły tańczyć mi czarne plamy, przez które przebijały się jedynie czerwone jarzące się furią ślepia Megatrona.
Nie tak wyobrażałem sobie swój koniec... - zdążyłem pomyśleć, nim całkowicie straciłem przytomność.
Harley P.O.V.
Z bolesnego rozmyślania nad wszystkim tym co mnie do tej pory spotkało oraz użalania się nad samą sobą, na co nigdy sobie otwarcie nie pozwalałam, wyrwał mnie głośny - choć nieco stłumiony przez drzwi - huk - jakby zderzyły się ze sobą dwa tiry. Przerażona tak nagłym łoskotem, odskoczyłam od metalowych drzwi jak oparzona i stanęłam sztywno na nogach nasłuchując dobiegających z garażu dla wojskowych samolotów odgłosów. Zza drzwi dobiegały coraz to głośniejsze zgrzyty, trzaski oraz dźwięki przypominające tarcie metalu o chropowatą powierzchnię z siłą co najmniej kilku słoni. Pod wpływem głupiej ciekawości chwyciłam za klamkę i naciskając ją pchnęłam ciężkie metalowe drzwi. Gdy tylko wrota - to najtrafniejsze określenie na stop kilku metali ważący chyba trzysta kilo i oddzielający mój pokój od reszty hangaru - uchyliły się, wszystkie dźwięki jakie do tej pory słyszałam, kilkukrotnie przybrały na sile. Skrzywiłam się zupełnie nie przygotowana na tak "wyraziste" dźwięki.
Marszcząc się i krzywiąc jak dziecko jedzące cytrynę zaczęłam powoli podążać w kierunku, z którego dobiegały odgłosy, i które - jak na złość - z każdym kolejnym krokiem przybierały na sile.
Idąc wymyślałam miliard teorii co do tego, cóż może się dziać w głównej hali, ale żadna z nich nie brała pod uwagę tego co naprawdę się tam działo.
Gdy tylko wychyliłam się z korytarza łączącego moją kwaterę z garażem, w pierwszej chwili nie wiedziałam na co patrzę. Jakieś dwadzieścia metrów przede mną, między kadłubem starego i nadgryzionego zębem czasu myśliwca, a gigantycznym skrzydłem jakiegoś bombowca miotały się dwie kolorowe plamy. Dopiero gdy pierwszy szok minął zdałam sobie sprawę czego jestem świadkiem. Owe plamy okazały się być okładającymi się wzajemnie Knockoutem i Megatronem, a raczej leżącym bezwładnie w jakiejś niebieskiej substancji czerwonowłosym i okładającym go z prędkością karabinu maszynowego Lordem. Na widok ogromnego szarego decepticona nogi się pode mną ugięły, a w głowie mi zapiszczało, przed oczami zaczęło robić mi się ciemno i gdybym nie oparła się o do połowy wbudowaną w ścianę kolumnę, to prawdopodobnie miałabym powtórkę z rozrywki, z jedną małą różnicą.. a mianowicie, że teraz nikt by mnie nie złapał. Zacisnęłam zęby na wardze i otworzyłam szeroko oczy, aby móc spojrzeć na siedzącego okrakiem na Knockoutcie szarego decepticona. Pięści Lorda wyglądały jak młoty pneumatyczne nabite ostrymi kolcami i teraz z łoskotem uderzały w zniekształconą i powyginaną już twarz Knockouta, odrywając od niego strzępki części oraz opryskując ziemię wokół nich świecącą niebieską mazią. Korpus czerwonego cona był niemiłosiernie powyginany i porysowany, a w niektórych miejscach ziały ogromne postrzępione dziury, z których toczyła się ta sama błękitnawa substancja, tworząc pod obojgiem decepticonów połyskującą plamę.
Na ten widok mimo wszystkich sprzecznych emocji jakie odczuwałam w towarzystwie czerwonowłosego i pomimo chamskiego zachowania jakim mnie obdarowywał, poczułam jak do zielonych oczu napływają mi łzy, a strach jaki od zawsze wzbudzał we mnie Megatron powoli zamienia się w gniew.
Zrobiłam krok w przód czując jakby pod skórą na rękach łaziło mi tysiące mrówek i kierowana jakimś wewnętrznym głosem uniosłam przed siebie ręce. Ostro wciągnęłam do płuc powietrze, gdy na moich dłoniach znikąd pojawił się błękitny ogień i zaczął wspinać się na ramiona. W głowie usłyszałam głos zdrowego rozsądku gorliwie powtarzający "Zostaw ich i wiej gdzie pieprz rośnie, to nie twoja sprawa!" i prawie bym go posłuchała, gdybym tylko nie spojrzała na zmasakrowanego Knockouta. W sekundzie zdrowy rozsądek został zagłuszony przez nieopanowany gniew. Niewiele myśląc zaczęłam biec w stronę Megatrona, a mój nagły ruch zwrócił jego uwagę.
Na twarzy szarego decepticona odmalowała się mieszanina dezorientacji ze zdumieniem, co dało mi chwilę czasu. Wciąż biegnąc wyobraziłam sobie broń laserową należącą do któregoś z transformerów poległych w walce w nowym yorku, którą kiedyś pokazywali w telewizji stanowej i wydałam nagły okrzyk gdy zauważyłam, jak płomień na moich rękach zmienia kształt powoli przybierając formę działka. Na ten widok przywódca conów poderwał się z nad ciała Knockouta, najwyraźniej równie zaskoczony tym widokiem co ja i teraz z przerażeniem w optykach przyglądał się moim poczynaniom. Dostrzegając chwilowe zawieszenie Decepta, skierowałam na niego swoją nową, pulsującą niebieskim światłem broń i pomyślałam: Strzelaj.
Z lufy działa wystrzelił oślepiająco jasny promień i z niemiłosiernym trzaskiem uderzył w samą iskrę zaskoczonego Megatrona odrzucając go w tył. Lord z wrzaskiem przeleciał przez całą długość hangaru i z łoskotem wbił się w rozsuwane wrota wylotowe, których przerdzewiałe zawiasy nie wytrzymały tak silnego uderzenia i zawaliły się, a do środka garażu wlał się ciepły promień wieczornego słońca, rozproszony przez tumany kurzu i pyłu. Przeczuwając że Megatron przez dłuższą chwilę nie podniesie się po takim ciosie, doskoczyłam do nadszarpanego czerwonowłosego.
Dość. - rozkazałam w myślach i działka rozwiały się równie szybko jak się pojawiły. Nie wiedząc co robić przyklękłam przy ociekającej niebieskim płynem głowie Knockouta i położyłam na jego twarzy swoją, wciąż objętą błękitnym płomieniem dłoń.
Co mam robić, co mam robić, co mam robić.. - powtarzałam w kółko niczym mantrę, modląc się w duchu do wszystkich jakich znam świętych o oświecenie, którego chyba nie chcieli mi zesłać.
- Nigdy nie podejrzewałabym, że Megatron tak traktuje swoich żołnierzy.. - powiedziałam cicho. Naprawdę sądziłam, że jako dowódca - nie ważne, że zły - szanuje swoich poddanych, którzy walczą u jego boku, narażając przy tym własne życie i zdrowie, ale jak widać drastycznie się myliłam. - Gdybym mogła zabrałabym cię stąd.. - wyznałam jeszcze ciszej, zastanawiając się dlaczego właściwie to powiedziałam. Mimo wszystko i tak moje myśli uciekły do najbezpieczniejszego miejsca o którym kiedykolwiek słyszałam i w którym bywałam jeszcze gdy żyli moi rodzice. Wyobraziłam sobie bazę woskową w której stacjonowali moi rodziciele, a pod powiekami pojawił mi się obraz ułożonych w równym rzędzie pomalowanych na zielono hangarów, zaparkowanych między nimi wielokołowych ciężarówek i mnóstwem chodzących w tę i we w tę żołnierzy.
Nagle poczułam się tak jakby ktoś wsadził mnie do pralki i włączył guzik z największymi obrotami, odcinając jednocześnie dopływ tlenu. W uszach zaczęło mi dzwonić i ledwo łapiąc oddech zacisnęłam powieki, przeklinając w myślach siarczyście niczym zachlany marynarz, gdy nagle wszystko ustało równie szybko jak się zaczęło. Po chwili wahania otworzyłam szeroko oczy, chcąc przekonać się ty świat naprawdę wirował, czy to tylko ja zwariowałam. Ku mojemu jeszcze większemu zdziwieniu nie zamiast wnętrza hangaru samolotowego i walających się w oddali szczątek Megatrona przywalonych stalowymi wrotami, moimi oczom ukazał się widok, którego najmniej się teraz spodziewałam. Z wymieszanymi przerażeniem, zdumieniem i myślą "Jak to się do jasnej cholery stało" wielkimi oczami wpatrywałam się w prawdopodobnie czujących to samo żołnierzy, z których co poniektórzy upuszczali swoje karabiny i otwierali szeroko buzie mamrocząc pod nosem słowa zdziwienia.
Rozglądnęłam się z niedowierzaniem po miejscu, do którego najwyraźniej siłą woli się przeniosłam i po chwili nerwowego przyglądania się okolicy oraz twarzom otaczających mnie ludzi, stwierdziłam że znam chyba wiem gdzie jestem.
Teleportowałam się do bazy. - pomyślałam. - Do tej samej bazy w której mieścił się pluton moich rodziców.. tylko.. jak ja to zrobiłam? - zadałam sobie pytanie. Po paru minutach samego gapienia się na siebie, zaczęłam powoli odzyskiwać utracony przez to wszystko rezon i już zamierzałam wstać i powiedzieć coś w stylu "Bardzo przepraszam za najście, nie wiem jak to się stało, ale już sobie idę" gdy nagle z ciemności za żołnierzami wyłonił się gigantyczny robot.
Tylko nie to, nie Megatron! - zawyłam w myślach.
Widząc zbliżającą się do mnie gigantyczną maszynę, poderwałam się z ziemi jak oparzona i najszybciej jak umiałam zaczęłam cofać się w tył, jednocześnie unosząc przed siebie dłonie, które od razu zapłonęły niebieskim ogniem i bez polecenia uformowały się w działo laserowe. Z przerażeniem w oczach zrobiłam kolejny krok w tył, ale niestety potknęłam się o coś, przez co runęłam do tyłu jak kłoda, twardo lądując na plecach.
- Nie zbliżaj się! - wrzasnęłam spanikowana, nie wiedząc już co robić i szczerze wątpiąc w to, żebym kolejny raz dała radę strzelić czymkolwiek z mojej ognistej broni, ponieważ już samo ponowne przyzwanie jej, kompletnie mnie wyczerpało. Czując jak po policzkach spływają mi łzy bezsilności skierowałam działo na robota.
Maszyna zatrzymała się nagle na widok tego czym w niego celowałam i bardzo powoli, jakby na prawdę bojąc się, że w niego strzelę zaczęła unosić ręce do góry w geście poddania.
Zmarszczyłam brwi na ten gest pokoju i szybko zamrugałam parę razy, aby złapać ostrość widzenia, by móc zorientować się z czym lub z kim mam teraz do czynienia.
"To nie jest Megatron, on nigdy nie zrobiłby czegoś takiego.." - pomyślałam, ale mimo to nie opuściłam swojej broni. - "Nigdy nic nie wiadomo.." - usprawiedliwiłam się.
- Nazywam się Optimus Prime i jestem przywódcą autobotów, nic Ci już nie grozi. - powiedział robot głębokim męskim głosem, od którego zjeżyły mi się wszystkie włosy na głowie, a po karku przebiegł dreszcz.
Pozbywszy się w końcu łez, wciąż mierząc w stojącego przede mną robota, przyjrzałam mu się dokładnie aby na własną rękę ocenić kim jest. Dopiero po dłuższej chwili namiętnego przyglądania się ogromnej postaci, odetchnęłam z ulgą.
Dość. - pomyślałam rozluźniając się nieco, a moja bron rozpłynęła się, uwalniając moje drżące z wysiłku ręce, które bezwładnie opadły mi wzdłuż ciała. Zdyszana, czując jak po skroni i szyi spływają mi kropelki potu, uniosłam swoje zmęczone i nabiegłe krwią oczy na twarz autobota.
- Jeśli naprawdę jesteś tym za kogo się podajesz to błagam, nie pozwól mu zgasnąć. - powiedziałam po czym zemdlałam.
____________________________________________________________________
Heloł moi drodzy, oto kolejny rozdział. Dzieje się w nim trochę więcej, więc jest ciekawiej mam nadzieję :) Późno niestety go wstawiłam, ponieważ (być może niektórzy z was to znają) miałam tzw Kryzys Wakacyjny XD
Mam nadzieję, że podobał wam się ten rozdzialik ^^
Życzę miłego dnia ;)
CZYTASZ
Echo
FanfictionTa historia opowiada o tragedi,szczęściu i niezwykłej miłości które przeżywa dojrzała i silna jak na swój wiek, młoda kobieta. Przekonaj sié czy Echo pokona przeszkody stawiane jej przez los. INFORMACJE: *wszystkie wydarzenia mają miejsce w przyszło...