część 1: nogi

859 86 7
                                    

Opowiem, jak zabrali mi nogi. Myślałem, że należą do mnie, byłem tego pewien. To od nich wszystko się zaczyna. Pierwszy krok, tak, przekroczyłem próg - niewidoczną granicę między tamtym, a tym co teraz. Można mówić, że najpierw rodzi się pomysł, który z czasem staje się mocnym postanowieniem. Ale to nogi prowadzą cię tam - na pierwsze przesłuchanie, a jak trzeba to i na następne. To za każdym razem nogi. Nie serce, nie umysł - to jest teoria. Praktyka, to ilość zrobionych kroków w stronę marzeń. Na początku czułem, że należą do mnie. Mój chód był stabilny i pewny. Jednak postanowili, to zmienić. Kiedy już klamka zapada, nierozsądnie jest porównywać nową rzeczywistość ze starą. Już się pozmieniało, nie warto wracać, bo to tylko denerwuje, bo widzę ogromną różnicę.

Pamiętam to zdziwienie za pierwszym razem, jak zrobiłem o dwa kroki za dużo. "Kim Namjoon, cofnij się. To nie tam teraz idziesz." i kiwnąłem tylko głową, bo trzeba się zgadzać. Zrozumiałem, że nie będę mógł już pójść w prawo, kiedy oni będą chcieli mnie po lewej stronie. Bezlitośnie, bez czasu na przystosowanie się do nowych realiów, wcisnęli przycisk "edytuj". Do dzisiaj czekam, aż w końcu dadzą opcję "zapisz", żebym mógł się już w pełni dostosować, poznać zaprogramowanego siebie.
Jest jeszcze coś - z tymi nogami. Taka śmieszna rzecz: nie potrafiłem tańczyć i nie potrafię. Kim Namjoon 1.0 nie umie tańczyć. Ale ten edytowany - owszem. Musi zapomnieć, że czegoś w ogóle nie potrafi. Dla niego nie ma takiej rzeczy, której by nie zrobił, gdyby tylko było na to zapotrzebowanie. Jest idealny, przecież jest idolem. Raz się zdarzyło, że nie mogłem sobie poradzić z układem, który dla nas przygotowano. Naprawdę się starałem i wstyd mi za to, bo gdyby mi chociaż wtedy nie zależało, to można by udawać, że to nie było moje maksimum. Ale to było moje maksimum. Zostaliśmy po godzinach, wszyscy, ćwiczyliśmy tak długo, że do tej pory czuję to zmęczenie, które nam towarzyszyło. Zasnęliśmy na kanapie i krzesłach, nie było po co wracać do domu. Czy byli źli? Nie, przecież jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi i nigdy się nie kłócimy, prawda?
Gdzie, by mnie poniosły nogi, gdybym miał wybór: może do rodziny, żeby przeżyć o jedną chwilę więcej, może do parku, żeby po prostu pooddychać, może do kina, na byle jaki film, byleby dostać ten bilet do ręki i kupić popcorn i usiąść na fotelu o numerze 24, kiedy przypisany masz 27, może do klubu, aby zobaczyć, jak bardzo tam nie pasuję, albo jak popełniam błędy? Nie chodzi mi o to, że żałuję braku możliwości upijania się kiedykolwiek, gdziekolwiek. Żałuję braku możliwości wybrania tego, że się właśnie nie upiję, choć miałem ku temu okazję. A może poszedłbym do mieszkania, zamknął się na cztery spusty i trochę poudawał zadowolenie. Wyjadłbym wszystko, co zostało w lodówce i nikt nie patrzyłby mi przez ramię - oceniając. I tak zostanę na miejscu, bo mają wyłączność na moje nogi tak, jak inni mają psa na łańcuchu. A co jak pies tak naprawdę siedzi przy tej budzie i nic go tam nie trzyma oprócz jego przeświadczenia, że nie ma stąd ucieczki? A co jak sam codziennie tu przychodzi i daje sobie przywiązać sznur do obroży? Co jeśli to właśnie cała prawda o mnie?

"Hej, idziesz z nami?" słyszę głos Jimina.
"A gdzie się wybieracie?" pytam, ale wiem, że nie uzyskam satysfakcjonującej odpowiedzi.
"Na drugie piętro, zjeść obiad"
"To długa droga przed wami" śmieję się. "Pójdę"
"Dobrze, a ty masz teraz czas?"
"Nie mam" przyznaję i wiem, że zaraz łańcuch przy mojej szyi ostrzegawczo zabrzęczy.
"To może lepiej zostań, później dojdziesz" sugeruje i uśmiecha się miło.
"No to zostanę" godzę się, jak zwykle w takich sytuacjach. Po co ryzykować? Ryzyko to nie jest słowo-klucz w tej branży. Tu się stawia na sprawdzone sposoby. Tu się tworzy produkt, a nie wystawia projektu na sprzedaż.

Ostatnio kręciliśmy teledysk do takiej piosenki o bieganiu. Pomyślałem, że to ładnie z ich strony, że zechcieli pokazać innym, jacy wolni jesteśmy, jacy pełni energii. Tylko znowu słyszałem: "tam już nie, wracaj", "tylko tu, o tutaj", "jeszcze raz to przebiegniecie".
Gdybym mógł, to wybrałbym się na takie bieganie z chłopakami, ale bez nich. I byśmy wtedy poszli tam, gdzie mamy ochotę i nie byłoby żadnego nawoływania z oddali, i nie byłoby żadnych kamer. A jakby nie chcieli, to wybrałbym się sam, bo po godzinach pracy nadal jestem swoją starą wersją. Kim Namjoon 2.0 - modyfikacja z ulepszonymi nogami, pracuje od rana do nocy, ale w końcu przychodzi taki czas w ciągu doby, kiedy 1.0 rozpaczliwie przypomina o sobie.

robot || kim namjoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz