część 4: kolana

306 62 4
                                    

Tańczymy. Nowa choreografia, którą trzeba jak najszybciej i jak najlepiej przyswoić. Dość skomplikowana w niektórych momentach, dlatego na początku idzie nam opornie. Zaciskamy zęby i ćwiczymy kolejną już godzinę, a towarzyszy nam cichy pomruk niezadowolenia ze strony menadżera, który ma obowiązek sprawdzać nasze postępy. Słyszę finalne dźwięki i po chwili wszyscy synchronicznie kończymy układ, rzucając się na kolana. Ciężko oddychamy, zmęczeni do granic możliwości. Większość z nas, nie zdążyła zjeść porządnego obiadu, dlatego póki trwa krótka przerwa sięgamy w kącie sali po paczki chipsów i batony. Taehyung jęczy, bo coś zrobił sobie w kolano podczas tych wślizgów. Rzeczywiście, dostrzegam dość duże zaczerwienienie na nodze, które pewnie zamieni się w podobnej wielkości siniaka. Pechowo dla niego, ponieważ mamy powtórzyć układ jeszcze co najmniej cztery razy, zanim nas stąd wypuszczą.
"Przynieść ci jakąś maść?" proponuję.
"Tak, dzięki" uśmiecha się i idzie, lekko utykając, w stronę chłopaków, którzy aktualnie prowadzą ożywioną rozmowę na temat nowej choreografii i który z nich najlepiej sobie z nią radzi.
Ja tymczasem ruszam w stronę wyjścia z sali. Chwila i jestem już w korytarzu. Przez moment poczułem na sobie spojrzenie przełożonego. Idę trochę przyspieszonym krokiem i mijam kolejne drzwi, aż w końcu odnajduję kantorek, w którym oprócz mnóstwa nieinteresujących mnie w tej chwili gratów, znajduje się również w pełni wyposażona apteczka. Skąd wiem? Często tu trafiam, po prostu. Wyciągam jedną z maści przeciw obrzękom, wkładam ją głęboko do kieszeni i ruszam z powrotem.
Ledwo dochodzę do drzwi sali treningowej, a już wiem, że będzie źle. Słyszę pisk butów, stykając się z podłogą. Chłopaki ćwiczą. Beze mnie.
Muzyka się urywa wraz z moim wejściem. Wyłapuję niespokojne spojrzenia i jedno wrogie. Nie mogło mnie być aż tak długo. Zrobił to celowo.
"Wiesz, że mamy jeszcze dużo pracy, czemu wyszedłeś?" pyta. "Mamy" jak to brzmi, całkiem jakby się z nami utożsamiał, jakbyśmy tworzyli radosną wspólnotę.
"Przepraszam" zastanawiam się, co zrobić. Chyba nie powiem o maści, bo wina padnie na Taehyunga. A on, chociaż go boli, stoi teraz ze zwieszoną głową na środku sali. Nic nie powiedział, wolał ćwiczyć. "Byłem tylko w toalecie."
"Wracaj do grupy. Jaki z ciebie mają pożytek? Jesteś liderem, ile czasu będziemy czekać na dowód, że wybranym słusznie?" odpowiedział cierpko. Nie jest taki na co dzień. Ma zły humor, a to oznacza, że ktoś wyżej postawiony od niego był wściekły, więc się na nim wyżył, bo pewnie ktoś jeszcze wyższy rangą wpadł w furię i zganił tamtego. Taka reakcja łańcuchowa. Niewinna gra w domino - właśnie upada ostatni klocek. Ja nie mam zamiaru się nikomu odpłacać.
Ustawiam się na swojej pozycji. Zaczynamy od początku. I jeszcze raz. Telefon dzwoni. I znowu. Menadżer wychodzi. I ponownie. Przyłapuję się na tym, że nerwowo zerkam za każdy razem na Taehyunga. Czasami widać jak utyka. W końcu dostrzega to także nasz trener i szepcze coś na ucho osobie z personelu. Muzyka cichnie.
"Przerwa. Macie pięć minut" ogłasza mężczyzna, wychodząc z pomieszczenia.
Znowu zbieramy się w kącie. Tym razem nikt się nie śmieje. Jesteśmy zbyt zmęczeni i zmartwieni. Nie trzeba nic mówić, każdy z nas widzi, że dzisiaj nic nie wychodzi. Już mam wyciągać tubkę z maścią z mojej kieszeni, kiedy do sali wchodzi trener w towarzystwie menadżera.
"Taehyung, podejdź tu" słyszymy. Momentalnie spuszczamy głowy.
"Pokaż swoje kolano" nakazuje głos, nie znoszący sprzeciwu. Chłopak wyciąga przed siebie nogę i ją prostuje.
"Czemu tego nie zgłaszasz? Za dwa dni macie przecież występ. Myślisz, że kulejący się nam na coś zdasz?" Dostrzegam wyraz twarzy Jina. Chce się wtrącić do rozmowy, ale nie może. Nikt z nas tego nie zrobi. Rozmowa jest prowadzona między nimi a Taehyungiem. Mówią tylko do niego i tylko on może odpowiedzieć. Dyscyplina. Mamy zakodowane - posłuszeństwo i szacunek, dzięki temu jesteśmy tu, gdzie jesteśmy.
"Nie jest tak źle. Mogę dalej ćwiczyć. To nie problem" odpowiada w końcu, ściszonym głosem.
"Wasz trener twierdzi inaczej"
"Ja dam radę. Nie boli mnie. Naprawdę. Wcześniej nie skupiłem się porządnie, przyznaję. Mogę ćwiczyć" powtarza z uporem. Teraz już wszyscy chcemy się wtrącić, ale mężczyźni kiwają głowami.
"Chcę to zobaczyć ostatni raz. Zatańczycie najlepiej jak potraficie i macie wolne!" oznajmia menadżer i klaszcze zachęcająco.
Tańczymy. Dajemy z siebie wszystko. Palą mnie płuca. Ostatni ruch. Z impetem lądujemy na kolanach. Nie mogę na niego nie spojrzeć. Taehyung zaciska pięści i ciężko oddycha.
Nie otrzymujemy pochwały. Słyszymy za to trzask drzwiami. Teraz się o to nie martwię. Nie wyrzucą nas. Nie robi się tak z czymś, co gdziekolwiek się pojawi, przynosi ze sobą zapach pieniędzy. Podchodzę do Tae i wyciągam z kieszeni maść, która jest już w dotyku ciepła, a opakowanie się trochę powygniatało.
"Proszę" podaję mu tę zdeformowaną tubkę, a on przyjmuję ją bez słowa. Nie musi się odzywać, wiem, co chciałby powiedzieć.
Co się stanie, kiedy roboty zaczną się psuć? I nie będą to tymczasowe usterki, ale poważne błędy w oprogramowaniu lub, najzwyczajniej,  okaże się, że jesteśmy zbyt przestarzałym produktem? Tej myśli się boję.
Podejrzewam, że Kim Namjoon 2.3 - modyfikacja z ulepszonymi kolanami, wykorzystałaby je i uklękła pokornie przed przełożonymi, błagając o jeszcze jedną szansę, o jeszcze jeden błysk dawnej sławy.
Jednak mam nadzieję, że Kim Namjoon 1.0, zagłuszy tamtego i po prostu odejdzie z godnością. Chcę tylko powiedzieć, że według mnie chociaż na to zasłużył.








robot || kim namjoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz