część 6: oczy

283 58 2
                                    

Patrzę na to zdjęcie. Jest stare, sprzed kilku lat, ale to jedno z moich ulubionych. Przetarłem je w dolnym prawym rogu i teraz nie widać dokładnie pierścionka na palcu mojej mamy. Kiedy byłem mały i się stresowałem, machinalnie chwytałem ją za rękę i obracałem tym pierścionkiem w prawo i w lewo, aż spoglądała na mnie z pytaniem w oczach, a ja, mimo zawstydzenia, ściskałem jej dłoń jeszcze mocniej. Uśmiecham się na to wspomnienie. Czasy, w których spojrzenia obcych ludzi nie były ani wyzywające, ani oceniające ani nawet zaciekawione. Mogłem chwycić mamę za rękę i pójść tak przez zatłoczone ulice. Brakuje mi tego nieograniczonego żadnymi nakazami i zakazami małego Kim Namjoona, który bez skrępowania wyrażał w takich drobnych gestach to, co czuje. Teraz, gdybym chciał okazać uczucia... nie, nie zrobiłbym tego.
 Wczoraj wieczorem rozmawiałem z mamą. Lubię słuchać jej wiecznie zachrypniętego głosu, a kiedy się śmiała z opowieści o wpadce Hoseoka podczas koncertu, szczerzyłem się do słuchawki tak bardzo, że aż rozbolały mnie kąciki ust. Bo chodzi o to, że jej śmiech to, to jest coś niezwykłego. To jest najbardziej szczery dźwięk, jaki można usłyszeć. Tak brzmi czysta radość. Zawsze dawało mi ogromną satysfakcję, jeśli udało mi się ją rozbawić. Jeszcze długo potem rozmawialiśmy. Na mój przyjazd obiecała przygotować kalguksu.

Gdyby ktoś kazał mi wybrać między słuchem, głosem a wzrokiem, z czego najprędzej bym zrezygnował, jako muzyk powinienem bez wahania odpowiedzieć: wzrok. Na co mi oczy? Bez głosu byłbym nikim, nie mogąc wydać z siebie dźwięku, wylać złości, frustracji, euforii, smutku, wszystkich skrajnych emocji. Bez słuchu też byłbym nikim, przecież to muzyka to... to wszystko przez nią i dzięki niej. Jak mógłbym?

A co dają mi oczy: w nich kryje się cała prawda. To zdrajcy, bo nawet jeśli całym sobą zapierasz się przed ujawnieniem jakiejś części siebie, one cię i tak wydadzą. Nie mówiąc już nawet o tym, że to przez wzrok jesteśmy tacy powierzchowni. I tyle niepotrzebnego oceniania się z tym wiąże. Pieprzę to, zabierzcie mi oczy, jeśli nie mogę na kogoś spojrzeć dłużej niż przez kilka sekund, bo zaczną się chore teorie o nieistniejącej relacji między mną, a drugim człowiekiem. Zabierzcie je, jeśli muszę patrzeć na tę sztuczność dookoła. Widzę to w gestach, w mimice twarzy, we wszystkim. Powoli tracę zaufanie do jakichkolwiek bezinteresownych działań. Każdy "ludzki" odruch wydaje się podyktowany jakąś prywatną korzyścią. Cholerny wzrok. Widziałem w życiu dość zdesperowanych, rozgoryczonych spojrzeń swoich "rywali". Dostajesz nagrodę za nagrodą, ale nie możesz się w pełni cieszyć, bo coś cię w środku ściska, dziwne, przerażające uczucie: to pamięć o tym wymuszonym uśmiechu, prawie szczerych słowach gratulacji z ust dziesiątek niespełnionych artystów. Wszystko by im się udało zatuszować, ale oczy... te oczy ich odkrywają. Nierzadko przepełnione złością i cierpieniem, ale ja wiem czego szukają - zrozumienia. Ich spojrzenia, nieświadomie i bez zgody właścicieli, błagają mnie o współczucie nad ich nadaremnym wysiłkiem, nad ich wyćwiczonymi rękami do przyjmowania zaszczytów i nagród, które zamiast tego dźwigają brzemię uścisku rzeczywistego zwycięzcy.

Ja wiem, że oni mi już raz zmienili ten wzrok, bo patrzę na świat pod wieloma względami inaczej, ale niech to zrobią znowu. Chcę nowe oczy, oczy dziecka, chcę znowu nauczyć się dostrzegać dobre rzeczy, tak bardzo chcę je widzieć.

Mamy nieoczekiwane spotkanie. Zbieramy się szybko, bez marudzenia i ociągania, bo tylko kilka godzin dzieli nas od upragnionego urlopu. Każą nam usiąść, więc posłusznie to robimy. Czekamy w napięciu na to, co mają nam do przekazania. I nagle z gąszczu pustych słów wyłapuję:

"Nie możecie teraz wyjechać. Musicie wycofać się z waszych planów."

Ha, nawet usłyszałem w tym wszystkim dwa razy "przepraszamy" i raz "naprawdę żałujemy, że tak wyszło". Łapię krótkie spojrzenia z chłopakami, ale widzę, że nie oczekują ode mnie interwencji. To już z góry przegrana sprawa. Nie będzie nawet walki. Boli mnie głowa, z ich oczu tak łatwo odczytać myśli. Przygniatają mnie: zniechęcone spojrzenie Yoongiego, zmęczone Jimina, zmartwione Jina, zdesperowane Taehyunga, zasmucone Jungkooka, zagubione Hoseoka. A jakie jest moje? Powinno być zdeterminowane. Nie jest takie, strasznie żałuję, ale na pewno takie nie jest. Podnoszę nagle głowę i utrzymuję kontakt wzrokowy. Z nimi. Dłużej niż powinienem. To jawna prowokacja. Mój mały bunt. Potem wstaję i wychodzę.
W swoim odbiciu w ekranie telefonu wreszcie widzę to spojrzenie. Ono, przez ten cały czas, było załzawione. Taki wstyd.
Kim Namjoon 2.5 - modyfikacja z ulepszonymi oczami, nie dopuściłaby do takiego spojrzenia. Ta wersja nawet nie wie, jak wyglądają łzy. Jednak Kim Namjoona 1.0 w ogóle to nie obchodzi. On chyba będzie płakał, bo musi zadzwonić do mamy i zapytać, czy nie zechciałaby ugotować mu kalguksu następnym razem.


robot || kim namjoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz