2 rany

186 25 10
                                    

Crystal

Wiele nastolatków nie lubi szkoły, za ograniczenia jakie im daje, za przymus nauki, ciągły stres. Zniosę to wszystko, ale nie mogę przeboleć ogromnego hałasu i tłoku na szkolnych korytarzach. Więc gdy staję na przeciwko głównego wejścia, modłę się, żeby tym razem w jakiś przedziwny sposób szkoła była cichym i przyjaznym miejscem, jak biblioteka. Biorę głęboki wdech i poprawiam słuchawki w uszach wydychając przy tym powietrze. Otwieram szeroko drzwi i zatapiam się w głuchy wrzask nastoletniej dżungli.
Staję na przeciwko swojej szafki. Próbuję wsłuchać się w piosenkę. Nie myśl o tym. Powtarzam sobie w myślach. Kilka osób ociera się o mnie, próbując przepchać się przez tłum. Piosenka kończy się i zaczynam słyszeć głosy z korytarza. Wszystko jest w porządku, nie myśl o tym. Mam zamknięte oczy. Próbuję powstrzymać mimowolne trzęsienie. Nagły przypadkowy ruch przechodnia wyrywa mi słuchawki z uszu. Nie wytrzymam. Krzyki, niezliczone rozmowy, milion ludzkich głosów.
Uciekaj. Otwieram szeroko oczy. Wokół mnie same głosy, wyłapuję parę słów, zdań, ale w głowie słyszę tylko jedno uciekaj. Biegnę. Nie wiem gdzie, jak najdalej, nie chce ich słyszeć. Uciekam, gdziekolwiek. Próbuję unikać kontaktu wzrokowego i fizycznego. Moje serce próbuje uwolnić się z klatki piersiowej, tak jak ja próbuję uwolnić się od krzyków.
Zaciskam mocno oczy powstrzymując się od wybuchu, korytarz się kończy. Staję. Rozglądam się za wyjściem lub choćby wolną klasą. Nic. Nagle rozbrzmiewa ogłuszający dzwonek. Tłum narasta, głosy, kroki to wszystko scala się w mojej głowie w jedną wielką falę. Mam ochotę krzyczeć. Chcę wrzeszczeć z bezsilności. To mnie wyżera od środka. Pomocy. I nagle zauważam drzwi ze znaczkiem damskiej toalety. Próbuję się dostać do nich, ale tłum napiera na mnie. Idę pod prąd. Biegnę. Ciężko oddycham i to nie z przemęczenia. Szepty, krzyki, głosy. Pomocy.
Dotarłam. Otwieram drzwi, zbawienie. Nie ma nikogo, biegnę do najdalszej kabiny i wpadam do niej, zakluczam drzwi. Słyszę jak drzwi zatrzaskują się a szum z korytarza cichnie.
Opieram się o ścianę. Próbuję łapać powietrze. Ześlizguję się na podłogę. Duszę się. Z moich oczu płyną ogromne łzy, biorę głębokie oddechy i krztuszę się powietrzem. Wdech, wydech, wdech... Uspokój się. Już jest okej. Nic nie ma. Łzy płyną mi strumieniami. Oddech powoli się uspokaja, ale nie na tyle, żebym mogła spokojnie oddychać. W pośpiechu wyjmuje z torby wodę i opakowanie Escipramu. Wyjmuje tabletki. Ostatnia. Cholera. Wkładam ją do ust i popijam wodą. Powinna iść na pierwszą lekcje, ale nie jestem w stanie. Powoli zaczynam oddychać normalne. Wpatruje się w granatowo-szarą ścianę, beznamiętnie. Nadal płacze. Chcę krzyczeć, w mojej głowie cichną ostatnie głosy. Teraz słyszę już tylko szept swojej własnej podświadomości już wszystko okej, następnym razem się nie poddasz.

W swoim ukryciu siedzę już... długo, chyba. Straciłam rachubę czasu.
Napad paniki ustał. Stan lękowy stłumiony przez tabletkę. Leki, skończyły się.
Leże na podłodze oparta o ścianę kabiny. Niezbyt komfortowe ułożenie biorąc pod uwagę wysokość muszli klozetowej, na poziomie mojego czoła. Od kilkunastu minut czytam Atlas Chmur D. Mitchell'a. Czytanie uspokaja. Zagłębiając się w kolejne karty historii zapominam o tym dlaczego tutaj siedzę.
Nagle drzwi do łazienki otwierają się. Zastygam w bezruchu. Słyszę niespokojne kroki i szum odkręconej wody. Powoli wstaję i zakładam swoją torbę na plecy. I wtedy słyszę głos intruza.
-Cholera jasna.
Męski głos.

Thomas

Od ostatniego pół roku staram się unikać szkolnych tłumów, a jeszcze bardziej grup i mniejszych grupek, które je tworzą. Idąc przez korytarze wybieram drogi jak najdalej od centrum zamieszania. A jest nim Charlotte Elev. Jedna z tych dziewczyn, które mogły by być nominowane do nagrody za czystą perfekcję w ruchach i sposobie zachowania. Rude kosmyki i głębokie zielono-brązowe oczy. Istna suka. Zrobisz wszystko, żeby chociaż stać w odległości metra od niej.
Stałem o wiele bliżej. Trzymałem ją za rękę. Całowałem. Kochałem z sekundy na sekundę coraz mocniej. Teraz nie mogę na nią patrzeć. Ona o tym wie. Jest przebiegła.
Dzisiaj świeci tak samo mocno, jak kiedyś. Unikam wzroku zielonookiej jak i całej otoczki jej wyznawców. Jak zawsze idę jak najdalej od miejsca tego posranego kultu uwielbienia. Nagle coś napiera na mnie bezskutecznie próbując się przecisnąć. Czuję zimny zapach deszczu i wanilii. Odsuwam się robiąc miejsce dla natręta. Jedyne co nadążam zobaczyć to gęsta kupka czarnych loków.
- patrz jak łazisz idiotko!- krzyczę za nią.
I nagle ogarnia mnie całkowicie inny i znany zapach. Ciepły, słodki. Przez moje ciało przechodzą ciarki. Odwracam się. Jakieś pół metra ode mnie stoi para, która niemalże się połyka. Moje ręce zaciskają się w pięści. W głowie buzują wspomnienia. Gorące wilgotne usta, kurwa, tak idealne. Gryzę swoje wargi do krwi. Mój oddech przyspiesza. Z wielkim wkurwem idę jak najdalej od nich. Od niej. Rozlega się dzwonek. O nie, nie mam zamiaru iść na lekcję. Chce wyjść. Uspokoić się.
Za dużo. Odwracam się do ściany i zaczynam walić w nią pięścią. Nie obchodzi mnie wzrok innych. Chcę zapomnieć. Chcę poczuć ból. Korytarz pustoszeje. Zostaję tylko ja. Coraz mocniej uderzam w płaską powierzchnię. Czuję to w kostkach. Są całe czerwone, w niektórych miejscach nawet popękały.
Przestaje, w moich oczach zbierają się łzy. Nie rycz. Powtarzam w myślach. Jesteś silny. Podciągam rękawy nie przejmując się amatorskimi bandażami na rękach. I wtedy widzę, że papier toaletowy barwi się na czerwono. Cholera. Przyspieszam kroku. Wzrokiem szukam łazienki, jakiejkolwiek. Najbliżej jest damska. Nikogo nie będzie. Niedawno zaczęła się lekcja. Szybko wbiegam do niej, zanim krew przesączy opatrunek.
- Cholera jasna- odkręcam kran i daję ręce pod wodę.
Czekam aż taśma zmięknie i zdzieram ją wraz z pozostałościami po papierze. Nie powinny popękać, nie są świeże.
I nagle słyszę jak kolejny kran się odkręca. Spoglądam w bok i widzę dziewczynę z brązowymi, prawie czarnymi włosami. Skąd ona się tu wzięła? Nie słyszałem kroków. Odgarnia krótkie loki za ucho i schyla się. Ochlapuje swoją twarz wodą i wyciera ją w koszulkę.
- chyba nie muszę ci mówić, że to damska toaleta- jej głos jest melodyjny, głęboki. Przyjemny.
Spogląda na mnie. Ma jasnozielone tęczówki, ale całe oczy są jakby przekrwione od łez. Bierze swój plecak i wychodzi, wyrzucając przy tym jakieś pudełko do śmieci.
Porusza się bezszelestnie. Kiedy przechodzi koło mnie czuję znajomy zapach słodkiego deszczu.
Zakręcam kran i zaczynam iść w stronę jednej z kabin po papier toaletowy, kiedy zauważam, że przy umywalce gdzie stała dziewczyna leży nowa, świeża para bandaży.

No i mamy już 2 rozdział! Jest dwa razy dłuższy niż poprzedni, co mam nadzieje się wam podoba.
Komentujcie i głosujcie!!
xx

Broken Boy Met Broken GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz