Cześć Pierwsza

216 11 0
                                    

I.

Wskazówki powoli przesuwały się po tarczy zegara. Dla kogoś, to nigdzie się nie śpieszył, czas pewnie umykał niezauważalnie. Dla Ryana jednak trwało to wieczność. Każda sekunda niczym minuta, każda minuta niczym godzina i tak dalej. Jeszcze tylko kwadrans i będzie wolny. Koniec.

Siedział na małym stołku za ladą, przygarbiony, pustym wzrokiem wgapiając się w zegarek wiszący nad drzwiami do sklepu. Wokół rozlegał się co chwilę donośny huk, bowiem Kathy wykładała na półki nowe pasy do gitar. Dla niego jednak nie istniało nic poza tykaniem zegara.

- Ryan, pojebie, może tak byś mi pomógł?

Kathy odwróciła się i położyła dłonie na biodrach, patrząc na niego z wyrzutem. Ryan westchnął. Chyba nie miał wyboru. Zwlekł się ze stołka i ruszył powoli w jej stronę, jak więzień na skazanie. Rozejrzał się. Na drewnianej podłodze leżało kilka sztuk pasów. Sięgnął po nie i jednym ruchem wrzucił na półki.

- A poukładać?

Zapytała dziewczyna z lekką irytacją w wysokim głosie. Ryan jednak wzruszył ramionami.

- Jak komuś będzie zależało, to sobie poszuka.

Kathy nie mogła już dalej udawać poważnej i zaczęła chichotać. Szturchnęła chłopaka w ramię, dłonią zakrywając usta.

- Ryan, twój grobowy nastrój zawsze doprowadza mnie do śmiechu, wiesz o tym, prawda?

Zaćwierkotała. On zaś prychnął i ruchem kogoś będącego ponad sprawami małego muzycznego sklepiku ruszył za ladę. Po chwili podeszła do niego Kathy.

- Wiesz przecież, że May potrafi się zamienić w niezłego skurwysyna, kiedy w tym sklepie coś jest nie na swoim miejscu.

Och tak. Ryan wiedział o tym aż za dobrze. Z ledwością wymusił na nim dzisiaj zwolnienie do domu dwie godziny przed zakończeniem pracy. Dobrze jednak rozumiał Maya. Starszy pan w garniturku, nieco posiwiały czterdziestolatek, niegdyś zapewne fan Beatlesów i Elvisa, a obecnie właściciel sklepiku z instrumentami muzycznymi bardzo przejmował się sprawami swojego małego imperium. Prawdę mówiąc miejsce, w którym przyszło pracować Ryanowi było niewielkie, ale za to jakże urocze. Gitary i bębny wisiały na ścianach niczym trofea, nagłośnienie walało się po kątach, a statywy wrzucili do jednej skrzynki, bo nie było już dla nich miejsca na półkach. W powietrzu unosiły się drobinki kurzu a całe pomieszczenie pachniało drewnem. Ryan uwielbiał tutaj przebywać.

Na szczęście pan May znalazł godnych zaufania pracowników, czyli jego, Ryana Wilkinsona i Kathy Smith. Oboje tworzyli dość oryginalną parę sprzedawców. Ryan, ze swoją nieco pobladłą cerą, ciemnymi, zakręconymi na końcach włosami i dżinsowymi koszulami stanowił zupełne przeciwieństwo Kathy, którą można by raczej porównać do kolorowej papużki. W rozczochranymi włosami w kolorach tęczy, różnobarwnych koszulkach i krótkich spódnicach prezentowała się... inaczej.

No w każdym razie plusem było to, że łatwo można było ją poznać na ulicy.

Cholera, jeszcze pięć minut i będzie wolny. Poczuł ucisk w żołądku. Im bliżej końca, tym bardziej się stresował. Dziś będzie niezwykły dzień. Naprawdę.

- Właściwie to czemu idziesz dziś wcześniej?

Zapytała Kathy, bawiąc się czerwoną kokardą, którą wyciągnęła z burzy swoich włosów.

- Mam próbę.

Odparł lakonicznie Ryan, przy okazji wzruszając ramionami, co potęgowało efekt obojętności i emocji o nazwie mamwszystkowdupie.

Z popiołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz