Część Trzecia

36 10 0
                                    


III.

W barze pachniało papierosowym dymem i alkoholikami.

Ryan czuł na sobie spojrzenia tych obleśnych typów spoglądających na niego znad kuflów z piwem. Przyglądali mu się z nieufnością, ale i zaciekawieniem. Z obrzydzeniem przyglądał się zaschniętym żółtym plamom na ich ubraniach.

Było ich za dużo. Zbyt wiele. Wszyscy wyglądali zupełnie tak jak wuj leżący w tej chwili na kanapie w zarzyganej bokserce i z piwem w łapie. Ryan poczuł jak gorąco zalewa go od środka. Serce przyśpieszyło.

Wuj Joe w oczach bruneta był życiowym nieudacznikiem. Alkoholikiem tłumaczącym się depresją. Chłopak nienawidził go. Za tą bezczynność i marnowanie pieniędzy na chlanie. Za to, że on i Will nic go nie obchodzili i traktował ich po prostu jak meble. Ryan nie przypominał sobie, by ostatnio choć na niego spojrzał.

Tęsknił za ciocią Ellen. I to bardzo. Za jej głosem, słodkim jak robione przez nią bułeczki maślane i ciepłem jej ciała. Tylko ona rozumiała jak on się czuje i co przeżywa.

- Ryan!

Głos Gerarda wyrwał go z łap otchłani wspomnień, która zaczęła wciągać go jak bagno.

- Uhm, już idę.

Od początku wiedział, że to nie był dobry pomysł. Nienawidził starych pijaków. A malutki bar na Kings Street musiał być ich pełen. Zapierał się rękami i nogami, ale ostatecznie chłopcy uprosili go, żeby poszedł z nimi. Nie chciał iść na oględziny sceny. Nie chciał widzieć tego miejsca bez potrzeby. Nie chciał patrzeć się na ludzi, powoli staczających się na dno.

- Tutaj jest scena.

Niski facet z dorodnym wąsem przedstawił się jako właściciel i doprowadził ich do sceny, a właściwie to małego podestu, na którym aktualnie występował mężczyzna ustylizowany na Elvisa. Jego ponury i monotonny śpiew nadawał temu miejscu dziwnej, grobowej atmosfery, chociaż mogło się wydawać, że pijaczki tętniły życiem.

- Rozejrzyjcie się, śmiało, a ja pójdę zapisać w terminarzu wasz występ.

Właściciel uśmiechnął się sztucznie i odwrócił się na pięcie, znikając między stolikami.

Dan przyglądał się scenie sceptycznie. Przygryzł wargę widząc śpiewającego gościa.

- Jeżeli tu jest taka nuda, to nie wiem czy chcę tu występować.

Pokręcił głową.

- Kurwa, Dan, dlaczego ty zawsze musisz wszystko utrudniać.

Westchnął Nathan, wyraźnie zirytowany zachowaniem blondyna. Ryan nie mógł się z nim nie zgodzić. Dawkins zawsze miał coś przeciwko. Nigdy nic mu nie pasowało, zawsze coś było źle.

Cholera, dostał szansę od losu, w końcu ktoś zgodził się zapłacić im za występ. Co prawda miejscówka była okropna, a zapłata nie należała do najwyższych. Jednak to zawsze było coś!

Ryan nie mógł w to uwierzyć. Ich pierwszy koncert. Już za tydzień. Tak niedaleko. Czuł delikatną nutę ekscytacji i lekki zastrzyk energii. Nie mogli tego zawalić. Muszą się wybić, już teraz!

Ale Dan jak zwykle musiał być niezadowolony.

- Co ja na to poradzę, że mi się tu nie podoba?!

Blondyn wzruszył ramionami i wyciągnął z kieszeni spodni papierosa.

- Ale Dan, to jest nasza szansa, przecież trzeba zacząć od zera, nie będziemy od razu najlepsi!

Wtrącił się Hunter, jednak Dawkins zbył go pogardliwym spojrzeniem czekoladowych oczu. Rudy cofnął się i dyskretnie ukrył za bliźniakami.

Z popiołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz