Część Ósma

27 8 0
                                    


VIII.

Pukanie do drzwi naprawdę zdziwiło Ryana, a jeszcze bardziej zaskoczyła go wizyta policjantki.

Na początku pomyślał, że to Nathan czegoś zapomniał i wrócił się, ale blondynka w policyjnym mundurze na pewno nie była Nathanem. Brunet zaczął szybko analizować swoją sytuację. Skąd też wizyta stróżów prawa? Zakłócał nocną ciszę? Przepchnął się przed jakąś babę w kolejce o bułki? A może to Will coś narozrabiał?

Tak, na pewno musiało chodzić o Willa.

- Dobry wieczór.

Nie silił się na zbytnią uprzejmość albo uśmiechy. Właściwie to był trochę zły. Jedli z Willem kolację.

Blondynka wyciągnęła z kieszeni odznakę. Jakby nie było widać po niej, że jest policjantką...

- Funkcjonariusz Hannah White. Pan Ryan Wilkinson?

Żadnego "dobry wieczór", "witam" czy też "pocałuj mnie w dupę". Uprzejma, amerykańska policja.

Chociaż Ryan nie mógł ukryć, że... no cóż, bał się trochę. Czuł się jak w jakimś niskobudżetowym filmie akcji. Czego też mogli chcieć od niego niebiescy? Miał nadzieję, że nie chodziło o nic poważnego.

- Tak... tak, to ja. O co chodzi?

Wtedy pani policjantka obdarzyła go grzecznościowym uśmiechem.

- Mogę wejść? To raczej nie jest sprawa, o której rozmawia się na klatce schodowej...

Aha. Czyli nie jest podejrzewany o morderstwo, gwałt, rozbój albo kradzież. Blondyna nie miała już w sobie tej dziwnej wyniosłości. W sumie... musiała zachowywać się formalnie. Nie mógł mieć jej tego za złe.

Wpuścił ją do środka i zamknął drzwi. Policjantka tymczasem zajrzala do kuchni i natknęła się na kończącego swoje tosty Willa. Mały z szoku i ze strachu o mało co nie wypluł tego, co miał w ustach.

- Dobry wieczór.

Wyjąkał, a policjantka nieco się zmieszała. Odpowiedziała Willowi skinięciem głowy i szybko ulotniła się z kuchni.

Brunet poprowadził ją do salonu i wskazał, by rozgościła się na zielonej kanapie. Dyskretnie odetchnął z ulgą. Dosłownie przed chwilą zdążył sprzątać i mieszkanie nie wyglądało już jakby należało kiedyś do stada śmierdzących meneli.

- No więc... o co chodzi?

Zapytał lekko poirytowany już Ryan. Naprawdę bardzo intrygowało go, co też sprawiło, że w jego drzwiach stanął funkcjonariusz policji. Tymczasem blondynka oglądała całe mieszkanie z ciekawością w oczach, jakby przyszła do koleżanki na popułudniową herbatkę.

- Wie pan, już jest jesień, zaczyna robić się coraz zimniej... ludzie bezdomni w lato nie mają problemów z tym, żeby spać pod gołym niebem, ale... przymrozki, deszcze, a czasami nawet śnieg... ślad po nich ginie, albo trafiają do szpitali, przemarznięci do szpiku kości.

Okej, fajnie. Ale dlaczego mówi akurat o tym? Przecież brunet miał mieszkanie w którym właśnie ją ugościł. Nie musiał się martwić takimi sprawami. I nie wyczuwał tu też tej delikatnej sprawy, o jakiej wcześniej wspominała.

Wtem policjantka wyjęła z kieszeni munduru zdjęcie.

- Sprawdzamy każdego bezdomnego, który trafia do szpitala. Pod kątem tożsamości, najbliższej rodziny... i właśnie z tym do pana przychodzę.

Bruneta zmroziło. O nie. O nie, tylko nie to. Już chyba wiedział, o czym mówi blondynka. I przerażała go myśl, że to może być prawdą.

Błagał tylko, by jego przeczucie tym razem się myliło.

Z popiołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz