Cześć Dziewiąta

41 10 0
                                    

IX.

Pusty korytarz. Rząd plastikowych, niewygodnych krzesełek. Białe ściany, biała podłoga, białe drzwi. Wszędzie nieskazitelna czystość. Nawet fartuchy starych pielęgniarek były tak anielsko białe. Przez chwilę Ryan zastanawiał się, czy to na pewno ten brudny i zaniedbany szpital, w którym gasnęła ciocia Ellen.

Westchnął. Nie chciał tego wspominać. Postanowił skierować myśli na inny tor. Ale... na jaki? Teraz, gdy za kilka chwil spotka się z cieniem przeszłości, którego mial pozbyć się raz na zawsze i przed którym po raz kolejny się upokorzy, nie wiedział o czym rozważać.

Po spotkaniu z policjantką i po tej całej sytuacji z koncertem nie mógł się pozbierać. Próbował jakoś poukładać sobie wszystko w głowie i postanowił, że odwiedzi wuja w szpitalu. I spróbuje z nim coś wynegocjować. Te dni spędzone w samotności, jako bezdomny, na pewno musiały dać mu do myślenia.

Serce biło mu z każdą chwilą coraz szybciej. Im bliżej chwili spotkania, tym większy strach odczuwał. Co powie? Czy zaatakuje go bluzgami i będzie się awanturował? Czy też będzie uparcie milczał udając, że go nie widzi?

Wuj Joe należał do ludzi nieprzewidywalnych. A alkoholizm jeszcze wzmocnił jego agresję i poczucie winy za śmierć cioci Ellen. Był naszpikowany tymi negatywnymi emocjami od góru do dołu. I pomóc swoim wychowankom uporać się ze stratą zostawił ich samych sobie.

Z sali piętnastej wyszła pulchna pielęgniarka w średnim wieku.

- Do Jonathana Andersa?

Zapytała poirytowanym głosem. Czyżby zły dzień w pracy?

- Tak.

- Droga wolna.

Ryan chciał uciec i już nigdy tu nie wracać, ale wiedział, że musi przemóc strach i stanąć twarzą w twarz z demonami przeszłości. Nie może wiecznie uciekać i chować się po kątach, mając nadzieję, że zło go nie dosięgnie.

Ale czegokolwiek wuj nie powie... nie wybaczy mu. To już postanowione. Zrobił krok w przód i wszedł.

Sala była mala i znów zbytnio sterylna. Na małym łóżku, w kącie pomieszczenia leżał wuj. Wyglądał zupełnie inaczej niż na zdjęciu, które pokazała mu policjantka. Ogolony, czysty, z idealnym spokojem wypisanym na twarzy.

Ryan rozejrzał się. Żadnych kwiatów czy też rzeczy, które mogłyby nadać tej sali przytulności. Z jakiegoś powodu napełniło go to smutkiem.

Usiadł obok łóżka. Nie wiedział, jak zacząć. Czy w ogóle on powinien zaczynać? Bał się. Mimo tego że teraz to on był tym silniejszym, dalej się bał.

- Ryan...

Wycharczał nagle wuj, otwierając oczy. Ryana przeszedł dreszcz.

- To ja.

Powiedział twardo. Głos mu drżał, ale miał nadzieję, że mężczyzna tego nie zauważył.

- Po coś przyszedł?

Brunet nie chciał się wściekać i zaczynać awantury, ale powoli trafiał go szlag. Stary, obleśny dziad. Nienawiść do wuja znów zaczęła wdzierać się do jego umysłu. O Boże, oby tylko to nie skończyło się źle.

- Słuchaj, pierdolony pijaku. Nie przyszedłem tu na klęczkach przepraszać się za wyjebanie z domu. Chcę z tobą negocjować, bo miałem już przez ciebie problemy. Co zrobisz, gdy wyjdziesz ze szpitala? Gdzie się udasz? Zima już za niedługo, a ty nie masz dachu nad głową.

Wuj milczał i wpatrywał się w ścianę. Im dłużej Ryan na niego patrzył, tym większe obrzydzenie czuł. Nie potrafił pohamować tej żółci. W głowie miał obrazy sprzed kilku dni, tygodni, lat. Każdą sytuację, w której wuj go zawiódł.

Z popiołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz