~1~

2.9K 225 154
                                    

Hej. To moje pierwsze opowiadanie więc proszę o wyrozumiałość;)

Wiedziałam, że wyjście od Samanthy o tak późnej porze to przegięcie, ale jak miałam odmówić najlepszej przyjaciółce, która wybierała się na randkę życia, podobno z tym jedynym... Kolejnym „tym jedynym". Samantha dosyć często spotykała na swojej drodze wyjątkowych facetów i niestety  wszyscy okazywali się wyjątkowymi, ale plantami. Mam nadzieje, że Simon, będzie inny. Dobrze, że chociaż Sam, ma jakieś życie osobiste, bo moje, na tą chwilę nie istniało. Ta, pomyśleć że zmarnowałam rok czasu, na takiego drania, jak Brad, powinnam posłuchać, gdy inni mówili mi, że zdradza mnie na lewo i prawo. Byłam jednak w niego tak zapatrzona, że wierzyłam w każdego jego kłamstwo. W końcu nie codzienne zdarza się, że przystojny, rozchwytywany kapitan drużyny piłkarskiej, „zakochuje się", w szarej myszy, jaką jestem. Byłam przekonana, że mnie kochał, no cóż, nie kochał. Mało tego, po zerwaniu opowiadał wszystkim, że jestem „zimna ryba" i sztywniak, że cały związek opierał się na trzymaniu się za rączki i nigdy nie przeszedł do następnej bazy. Całe cholera szczęście, że do tego nie doszło, raz w życiu moja chorobliwa nieśmiałość na coś się zdała. Co nie zmienia faktu, że nie miałam przez to życia w szkole. Dzięki Bogu, to był ostatni rok i nie muszę już tego wysłuchiwać i oglądać Brada. Mam trzy miesiące beztroskich wakacji, może nie zupełnie beztroskich bo zamierzam poszukać jakiejś pracy ale mimo wszystko jestem szczęśliwa. Będę pracować, spotykać się z Sam i zgodnie z nowymi zasadami: zero durnych kolesi i zero kłopotów. Życie idealne! Zerknęłam na telefon, cholera dwudziesta trzecia dwadzieścia. Ugh... Zasada „zero kłopotów" weźmie w łeb jak nie wrócę do domu przed Jakiem, on mnie zabije, przyspieszyłam kroku. Nie zamierzałam podpaść bratu no i niepotrzebnie go martwić. Odkąd jesteśmy sami, mój brat stał się wyjątkowo nadopiekuńczy. Zatrzymałam się zerkając w boczną uliczkę. Albo pójdę normalnie i będę w domu za dwadzieścia minut albo skrótem i dotrę na miejsce za dziesięć minut. Szybka decyzja Aly - pospieszałam się w duchu. Jeszcze raz spojrzałam na ciemną uliczkę. A co tam! Ciemno, ale od czego mam telefon! Śmiało ruszyłam przed siebie, przeszłam zaledwie kilkanaście metrów, gdy usłyszałam jakieś szmery a potem głośny śmiech.

Super.

Od razu schowałam telefon, odwróciłam się i ruszyłam z powrotem. Trzeba było iść jak zwykle, teraz wyjdzie na to samo. - zganiłam sama siebie.

- Stać cię tylko na coś takiego? Na zaciągniecie mnie do jakiegoś zaułka i strzelenie mi w plecy?- usłyszałam męski głos i momentalnie się zatrzymałam.

„Aly, idź nie odwracaj się i spieprzaj stąd!" - nakazywałam do siebie w myślach.

- Jesteś tchórzem! - ponownie powiedział mężczyzna. W odpowiedzi tamten prawdopodobnie zaczął go okładać pięściami, a przynajmniej na to wskazywały dobiegające stamtąd odgłosy.

- Milcz kurwa! Zabije cię! Czekałem na tą chwilę od dawna!

Za moimi plecami, za chwilę zginie człowiek, co robić? Wyciągnęłam telefon. Wezwę policje. Po chwili jednak zrezygnowałam i tak nie zdążą... Będziesz tego żałowała Aly - pomyślałam, skradając się w ich stronę, było tak ciemno, że nie było możliwości aby ktoś mnie dostrzegł z takiej odległości. Po omacku zaczęłam szukać czegokolwiek, czym mogłabym narobić hałasu, może go wystraszę. Pod ręką wyczulam coś jakby puszkę, która pod wpływem nacisku wydala z siebie głuchy dźwięk.

Między mężczyznami zapadła całkowita cisza. Usłyszeli mnie? Nasłuchiwałam czy ktoś się do mnie zbliża, nic jednak na to nie wskazywało.

- Szczury się o ciebie dopominają, Hemmings, nie karzmy im czekać. - powiedział drugi mężczyzna po czym usłyszałam kliknięcie.

Przestałam logicznie myśleć, złapałam pierwszą rzecz jaka wpadła mi w rękę, nawet nie wiem co to było, na pewno sporo ważyło, bez namysłu rzuciłam tym czymś w szybę nade mną. Brzęk tłuczonego szkła rozniósł się echem dookoła.

Dark Love || Luke HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz