Rozdział 4 - Jeszcze będzie dobrze

997 124 23
                                    

Czkawka dotarł właśnie do Jaskini Szczerbatka (jak ją bardzo kreatywnie nazwał), gdzie czekał już jego smok. Zwierzę przechyliło łeb i z ciekawością przyjrzało się właścicielowi.

— Nie, nie mam ryb — uśmiechnął się chłopak. — Od rybactwa to jesteś tu ty.

A ty siedzisz w domu przy kominku i marzysz o rudowłosej — zdawał się mówić Szczerbek.

— Po pierwsze: ona ma na imię Merida, po drugie; nie marzę o niej, po trzecie: w tym domku nie ma kominka — powiedział Czkawka.

Mhm, a ja jestem Straszliwiec Straszliwy

Chłopak nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy wyobraził sobie Szczerbatka w wersji Straszliwca — gatunku smoka wielkości sporej łasicy.

— Mniejsza z tym — powiedział na głos. Podszedł do Nocnej Furii i oparł się plecami o jej łuski. — Wiesz co, Szczerbek? Nie umiem przestać myśleć o Astrid. Bardzo mi jej brakuje.

To po co opuszczałeś wyspę Berk?

Nic nie rozumiesz, prawda? Chciałem zapomnieć. A mama i przyjaciele cały czas by mi to przypominali. Ten dzień. I tamto wydarzenie.

Na wspomnienie o Berk i wszystkich, których tam zostawił, Czkawka poczuł dziwne ukłucie w sercu.

Eeej, nie łam się.

Smok trącił pyskiem ramię Czkawki. Chłopak spojrzał na niego, a Szczerbatek wskazał głową na siodło leżące w kącie jaskini.

— Chcesz, żebym ja... Nie...

Szczerbatek zrobił minę w stylu "bo będę bardzo, bardzo nieszczęśliwy". Czkawka mimowolnie uśmiechnął się. Nie latał od dwóch miesięcy. Dwóch!

— Stoi, Szczerbaty.

Osiodłał smoka i wylecieli w powietrze. Wiatr targał włosy chłopaka gdy lecieli nad wodami, ukryci przed wzrokiem ciekawskich. To było najwspanialsze uczucie na świecie, nie do opisania. Gdy wylądowali przy wejściu do jaskini Czkawka był w zupełnie dobrym nastroju. Ale w każdym momencie mogło się to zmienić.

— Dzięki za pomoc — powiedział do smoka. Zwierzak mruknął przyjaźnie. Chłopak wrócił do chatki zmęczony, ale nadal szczęśliwy. Rzucił się na łóżko i zasnął głęboko.

♦♦♦

Następnego dnia obudziło go pukanie do drzwi.

— Proszę — rzucił zaspanym głosem. Do chatki weszła Merida niosąc w rękach coś dużego przykrytego chustką.

— Hej — zawołała. — Przyniosłam ciasto!

— Co?

— Taki wypiek, często z polewą i owocami. Słodki.

— Wiem co to ciasto — powiedział Czkawka, który już się rozbudził. Dziewczyna położyła pakunek na stole i zdjęła serwetkę. Oczom chłopaka ukazał się kawałek tortu. Ale jakiego tortu! Czteropiętrowego, z polewą i nadzieniem jagodowym. Ten kawałek był wielkości dużego garnka.

— Wybacz, ale zjadłam połowę tego kawałka. W końcu był mój.

— Nie no, nie ma sprawy — Czkawka wstał i przyjrzał się ciastu. — Ee... Merida?

— Hm? — spytała dziewczyna, która przeglądała drewniane figurki niedźwiedzi ustawione na półkach.

— Czy ten tort był pokryty owocami?

Mericcup - Iskra NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz