Królowa Elinor przechadzała się niespokojnie po komnacie. Właśnie się dowiedziała, że Merida, jej ukochana córka, ruszyła na poszukiwania krwiożerczej bestii, która porwała króla Szkocji. Bardzo pozytywny scenariusz, nie ma co! No dobrze, Merida potrafiła sobie radzić z krwiożerczymi bestiami, ale przecież to jeszcze dziecko! I ten biedny chłopiec o dziwnym imieniu... Dmuchawka? Nie, Czkawka. Jak oni sobie zrobią krzywdę? Albo się zgubią? Królowej przerwało pukanie do drzwi komnaty.
— Proszę — powiedziała. Drzwi otworzyły się. Do pokoju weszła jasnowłosa dziewczyna, niosąca srebrną tacę, na której stał kubek.
— Witaj, Anastazjo — głos królowej stał się cieplejszy. — Moja melisa?
Dziewczyna uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Elinor wskazała gestem dłoni, by służąca usiadła na łożu. Gdy to zrobiła, królowa wznowiła swój lament, tym razem na głos.
— Nie zdajesz sobie sprawy, co ja przeżywam! Oczywiście wiesz o tym, że moja córka — moje ukochane Meridziątko! — szuka jakiegoś stwora! Koszmarne... Już wysłałam za nią pięćdziesięciu konnych. Może to za mało? W końcu chodzi o następczynię tronu! Księżniczkę, szlachetną krew! — Elinor upiła łyk napoju. — A tak w ogóle, co oni sobie wyobrażali, że zostawili ją samą w lesie? Idioci... Chciałam cały ten orszak zwolnić ze służby! A Dingwallowie? Po tych spodziewałam się więcej rozsądku. Żeby Meridę tak z jakimś nieznajomym samą pozostawić... — Kolejny łyk. — Ach, ten chłopak wyglądał sympatycznie, no ale cóż... Może on coś knuł? Zabił, porwał, zwiódł?! I będzie żądać okupu? My zapłacimy mu całym królestwem, a jak on odda nam Meridzię, okaże się, że to będą tylko zwłoki! I resztę życia my, szlachetny ród, spędzimy pod mostem, zachorujemy na najokrutniejszą odmianę ospy i umrzemy w bólu, mękach, cierpieniu i...
Tu królowa nie wytrzymała i rzuciła się na łoże. Zerknęła w stronę Anastazji.
— Rozumiesz moją fatalną sytuację, prawda? — spytała.
Anastazja pokiwała głową, ale widać było, że ledwo powstrzymuje się od śmiechu.
— Bawi cię to? — oburzyła się Elinor.
Służąca wzruszyła ramionami. Niewiele więcej mogła zrobić. Gdy królowa przyjmowała ją do zamku, dowiedziała się, że Anastazja jest od urodzenia niemową. Miała w oczach ten radosny błysk, oznakę inteligencji i poczucia humoru, a także urzekającą osobowość, którą Elinor polubiła od razu. Dziś była jedną z najbardziej zaufanych sług władczyni.
— No, trochę dramatyzuję... Dobrze, bardzo trochę — poprawiła się królowa, widząc spojrzenie Anastazji. Elinor wstała, wygładziła suknię zgrabnym ruchem dłoni i zerknęła na swoje biurko. Oprócz kubka z melisą, który ustawiła tam uprzednio, leżał na nim stos dokumentów. — Niech to! Zapomniałam na śmierć o tych listach! Muszę je podpisać! A, Anastazjo, możesz już iść, dziękuję za wszystko!
Dziewczyna wstała, ukłoniła się i wyszła na korytarz. Poszła w stronę kuchni, a z niej — do spiżarni.
— Psst, Anastazja, to ty? — W ciemnościach rozległ się głos Hamisha.
— Jasne, a niby kto — żachnął się jego brat, Harris. — Przecież ciocia Maudie już śpi...
W pomieszczeniu nagle pojaśniało i zza beczek wyszły trzy rudowłose postacie, niosąc ogarek świecy.
— To co, dowiedziałaś się czegoś od mamy? — spytał Hubert z nadzieją.
— Najpierw zapłata, potem informacje — odpowiedziała mu Anastazja czystym, melodyjnym głosem.
CZYTASZ
Mericcup - Iskra Nadziei
Fiksi PenggemarCzkawka przeżywa straszny cios. Jego ukochana Astrid umiera. Przekonany, że to jego wina, ucieka z Berk i trafia na nieznany mu ląd. Stwierdza, że ukryje się tu przed całym światem. Niestety na upragniony spokój nie może liczyć, gdy poznaje rudowłos...