I tak moja twarz wygląda jak gówno, więc mogę ją sobie podcierać dodupnym papierem.
Idąc w stronę mojego stolika, zobaczyłam, że do Asha przysiadła się jakaś dziewczyna. Siedziała do mnie tyłem, więc mogłam zobaczyć tylko jej długie, złote loki. Gdy do nich podeszłam, nieznajoma szybko wstała z miejsca i posłała mi przyjazne spojrzenie. Jej oczy były magicznie jasnoniebieskie. Kiedy była w pozycji stojącej, mogłam zobaczyć, jak bardzo jest niska. Na moje oko, około metr pięćdziesiąt.
-Hej! Ty pewnie jesteś Chloe.- powiedziała wyciągając w moją stronę dłoń.- Jestem Nicole. Ashton dużo mi o tobie opowiadał.
-Umm, hej. Może się przysiądziesz ?
-Wiesz, wpadłam na Asha i miałam zamiar zamienić z nim parę słów. Swoją drogą to dobrze się składa, bo chciałam mu dać zaproszenie na moją imprezę urodzinową. Też wpadnij.- ooo nie. Mam dość imprez, przynajmniej na ten miesiąc.- To ja już pójdę. Miło było cię poznać. Do, mam nadzieję, zobaczenia.-powiedziała i zniknęła z drzwiami wyjściowymi.
-Dobra, a teraz mów. Kto to był?- powiedziałam dociekliwym tonem. Nie lubiłam gdy coś przede mną ukrywał, a miał to w zwyczaju. Nie lubił gadać o uczuciach, a tym bardziej się komuś zwierzać.
-To jest Nicole.- odpowiedział wymijająco. Wspominałam, że to jedna z rzeczy, za które go nie znoszę?
-To już wiem, ale kim ona jest?
-Znajoma. Chyba na ostatniej, imprezie narobiłem jej nadziei i teraz skomli o więcej. Typowe.- powiedział obojętnie. Czułam jak po moim ciele rozchodzi się gorycz. Jak on może traktować tak tę dziewczynę? Sprawiała pozory bardzo miłej i optymistycznej. Właściwie to aż kipiała optymizmem. To nie było w jego stylu. On jest jednym z tych chłopaków, którzy szanują płeć żeńską, ale był również łamaczem serc. Mimo to, i tak wszyscy go uwielbiali. Właściwie to dość w jego stylu.
-Czyli nic pomiędzy wami nie ma? Wygląda na miłą, jest ładna i zgrabna, więc co z nią nie tak?
-Nie wiem.-odparł.- Chyba chodzi o to, że jest zbyt idealna.
-Zbyt idealna?- powiedziałam z kpiną w głosie.- Wybrzydzasz i tyle. Jeszcze ani razu nie miałeś dziewczyny na poważnie, więc korzystaj z okazji.
-Jakoś nie poczuwam się do tego, żeby tworzyć jakikolwiek związek. A poza tym, wcale jej o tobie nie opowiadałem, jedynie wspomniałem, że przyszedłem tutaj z tobą. Nie rozumiem dlaczego ludzie tak mówią. Żeby pochwalić się, że wiedzą jak masz na imię, zanim ich o tym poinformujesz?
-Nie wiem. Dopij tą kawę i spadamy.-powiedziałam. Nagle, chłopak odwrócił swój kubek do góry dnem. Z początku myślałam, że oszalał i rzuciłam się w desperackiej próbie uratowania napoju. Jednak szatyn zatrzymał mnie ręką, machając mi pustym naczyniem przed oczami. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że z kubka nie uleciała ani kropla, a blat nadal jest czysty. Ashton tym gestem chciał dać mi do zrozumienia, że już wypił i możemy iść. Chłopak wybuchnął głośnym śmiechem, a ja spaliłam buraka. W drodze do wyjścia z kawiarni, uderzyłam go łokciem w bok, bo nadal nie chciał się zamknąć.
-Och, przymknij się, palancie.- westchnęłam poirytowana.
-Dobra, już dobra.- próbował się uspokoić, pomiędzy padaczkowymi napadami śmiechu.
-Nienawidzę cię.
-A ja cię kocham.
Gdy byliśmy w połowie drogi do domu, Ash dostał SMS'a.
-Kto to?-spytałam. Chłopak kłopotliwie podrapał się po karku, mierzwiąc jasnobrązowe włosy.
-Emm... To mój szef. Problemy z tą suczką ze złamaną nogą, którą podrzuciła wczoraj jakaś dziewczyna. Pisze, że mam się tam natychmiast pojawić. Przepraszam, ale muszę się zwijać.-odpowiedział, tym razem nie wymijająco, co mnie zdziwiło. Ashton był asystentem weterynarza. Często niespodziewanie wzywano go do pracy, więc nie mam mu tego za złe.
-Okay. Idź.- spojrzał na mnie nie pewnie.- No dalej, dam radę. Może ten psiaczek właśnie umiera, bo ty nie potrafisz mi zaufać.-posłałam mu przekonujące spojrzenie.- Będziesz miał go na sumieniu.
-Dobra, na razie.-odparł. Podszedł do mnie i musnął wargami mój policzek.- Uważaj na siebie.
Po tych słowach już go nie widziałam. Skręcił w jakąś boczną uliczkę i nie mogłam go dostrzec. Westchnęłam i udałam się w stronę do domu. Po pięciu minutach moim oczom ukazał się ciekawy widok. Chłopak, który przejął miano "chłopaka z parku", szedł sobie spacerkiem z wózkiem. Nie wózkiem zakupowym, co swoją drogą mniej by mnie zdziwiło, ale z dziecięcym wózkiem. Dobra, dziwne. Spod jego szarej czapki wystawały kosmyki ciemnych włosów. Z bladych ust wydobywała się para. Nie było wcale ciepło, a on miał na sobie jedynie tę bluzę. Była gruba, ale na pewno nie nadawała się na tę temperaturę. Trochę mu współczułam, bo ojcostwo w tak młodym wieku to cios poniżej pasa. Wpatrywałam się w niego dopóki nie popatrzyłam mu w oczy. Nasze spojrzenia spotkały się już drugi raz tego dnia. Speszyłam się pod ciężarem jego wzroku. Poczułam rumieńce na policzkach, więc schowałam twarz za włosami i przyśpieszyłam kroku. Przyłapał mnie na wpatrywaniu się w niego. Jeszcze bardziej przyspieszyłam, miałam ochotę stamtąd uciec.
