14.

780 73 21
                                    

Trzy dni, minęły trzy dni odkąd wzięli ślub, a dziś wyjeżdżają! Mojej mamie chyba odbiło. Zawsze była odpowiedzialną kobietą, dbała o dom, o pieniądze, by niczego nam nie brakowało, a teraz? Gdzie jest ta miłość? Od dawna nie czułem się kochany przez mamę. Kiedy poznała Desa wszystko się zmieniło. Jej podejście do mnie, do dóbr materialnych. Zmieniliśmy dom, zwyczaje, czyli teraz nie pojadę do taty pod koniec wakacji? Zmieniła się też podstawowa rzecz. Mam rodzeństwo. Harry, cóż, Harry jest specyficzny. Nie jestem już bezpieczny, brunet obraża mnie, denerwuje i na każdym kroku wytyka, że to małżeństwo to moja wina! Czy ja mówiłem matce, że chce drugiego tatusia? Nie. Bo wole już ojca, który nas zostawił w środku nocy, z powodu uzależnień, niż jakiegoś kochasia, który zabiera moją mamę!

Ale co ja mam do powiedzenia? Nic.

Absolutnie Nic.

Było jeszcze gorzej. Harry ignorował mnie już po całości, zresztą może to moja wina? Siedziałem tylko w swoim pokoju i wymykałem się oknem na spacer. Rozmyślałem i w duchu dziękowałem sobie, że chłopak nadal nie zauważył, a bynajmniej nie nakrzyczał na mnie, bo podkradałem mu papierosy. Nie chciałem, by mama była na mnie zła, przed swoim wyjazdem marzeń. W końcu jest moją mamusią. Kocham ją.

W dzień wyjazdu rodziców, wstałem wcześnie, a widząc w lustrze fioletowe worki pod oczami, myślałem, że się rozpłacze. To były tylko trzy dni, a ja wyglądałem na twarzy jak bezdomny. Podkradłem podkład mamy, czasem trzeba się poświęcić, i nałożyłem go tak, by zakryć to, co było zbędne i szpeciło. Jak codziennie rano, umyłem zęby, podpiąłem przy długą grzywkę na czerwoną spinkę i wyszedłem na korytarz. Dało się słyszeć szum wody. Czyli nie tylko ja byłem na nogach. Przeszedłem kilka metrów tak cicho, jak było to tylko możliwe i wiedziałem kto bierze prysznic. Harry. Może on też nie mógł spać? Może wcale nie spał i też zastanawia się, jak ukryć oznaki zmęczenia? Nie, Harry jest zbyt idealny, urodzony zbyt szlachetnie, by posiadać skazy na twarzy.

Mój tyłek spoczął na ostatnim schodku, patrzyłem na słońce, a raczej promyki, wpadające przez okna, które tańczyły na kafelkach w holu. Było lato, wakacje, został mi ostatni rok high school, powinienem teraz szukać dziewczyny, czy raczej w moim przypadku chłopaka, a co robie? Wzdycham do zdjęć Stylesa, na ścianach domu i kominku. Stopniowo pojawiały się tam, też i moje fotografie, czy to z dzieciństwa, czy szkolnych występów, ale kiedy patrzysz na grupowe zdjęcie osoby, w której prawdopodobnie się zauroczyłeś i widzisz jaka jest szczęśliwa, nie obchodzą cię inne rzeczy.

Gdy tylko usłyszałem kroki Harry'ego na schodach, spanikowany pobiegłem do kuchni. Udawałem, że od jakiegoś czasu robię śniadanie

-Dzień dobry.-zachrypnięty głos. O mój Boże, najpiękniejszy dźwięk o poranku, jaki mogłem usłyszeć. Chciałem wtedy budzić się obok, by jako pierwszy słyszeć to, widzieć jego zaspany wzrok, ale... cholera jego ojciec był moim ojcem.

-Dobry... Chcesz coś do jedzenia albo herbatę?-chłopak skinął głową.

Zrobiłem więcej, usiadłem przy stoliczku w kuchni i wpatrywałem się w parującą herbatę. Tak rozpocząłem nasz miesiąc wolności. Była szósta, czyli mieliśmy jeszcze jakąś godzinę, aż reszta rodzinki się obudzi.

I tak też było, godzinę później, moja mama i Des chodzili po domu desperacko wszystkiego szukając, a my kłóciliśmy się o najmniejszy szczegół, związany z tym, gdzie, kto przebywa, śpi i je.

-Idę do Zayna! Nie ma mowy, że zostanę tu i przepuszczę taką okazję!-spojrzałem na moją mamę, pakując kilka rzeczy do plecaka.-Jego rodzice się zgodzili, że mogę zostać ile chce, mamo proszę!

-Louis, ale...-oczy zbitego psa...-Ugh, dobrze! Dobrze, niech będzie.-a w tym samym czasie, Harry wraz z Desem rzucali się czymkolwiek popadło, kłócąc się o imprezę w ich domu. W końcu Harry ustąpił po tym, jak ojciec zbił jego ulubiony kubek. Zmienił lokalizację wydarzenia i... zostaliśmy sami.

Wpakowałem koszulkę i zarzuciłem plecak na lewe ramie. Nawet się nie pożegnaliśmy, naprawdę nie wiedziałem, co się w tej rodzinie dzieje. Najpierw się kochamy, jest w porządku, potem wrzeszczę na matkę, Des rzuca w Harry'ego jesgo kubkiem, a teraz ignorujemy się. Cholera co się stało? Miałem ochotę płakać w drodze do domu Zayna. To było okropne uczucie, paskudna sytuacja, w której musiałem teraz żyć. Dobrze, że miałem chociaż jego. Zawsze mogłem się do niego zwrócić, był moim jedynym ratunkiem przed całym złem. Zawsze go miałem, nie chciałem nigdy tracić, znał każdy mój sekret, nawet ten, że zaczynam widzieć w Harry'm kogoś więcej niż brata. Nawet jeśli mnie krzywdzi.

Zapukałem i w momencie przekroczenia progu, zostałem obsypany uściskami mamy Zayna, czułem się bezpiecznie.

***

-Zayn, to ważne, muszę mieć te pieniądze, nie będziesz zawsze za mnie płacił!

-Ale jest późno, LouBear. Pójdę z tobą, dobrze?-Zayn nalegał bym został, szedł z nim, dał spokój i poszedł rano, kiedy tylko wspomniałem, że zapomniałem zabrać pieniędzy z pokoju.

-Wrócę za góra dwadzieścia minut, mam telefon,k zadzwonię gdy tylko ktoś mnie będzie śledził, dobrze?-patrzyłem z wyczekiwaniem na niego, to nic takiego przecież?

-No dobrze, ale wracasz za dwadzieścia minut. Chce cię widzieć w progu mojego domu, jasne?

-Tak mamusiu!-z uśmiechem na twarzy udałem się do wyjścia, krótki spacer i wracamy do filmu. Szybko założyłem płaszcz i wyszedłem na ciepłe powietrze, ludzie czasem przechodzili niedaleko mnie, niektórzy byli już pijani, inni wręcz pieprzyli się na ścianach pobliskich domów, a reszta była nudnym procentem, zwykłych ludzi. Szedłem obok kilku znanych mi sklepów cało dobowych, uliczki plątały się w zawiłe korytarze miejskie. Minąłem ostatni ze sklepów i szedłem dalej, dość szybkim krokiem, z podniesioną głową, kurczowo trzymając telefon w dłoni, kryjąc tą w kieszeni spodni. Gdzieś w głowie miałem złe przeczucie, ale dobry humor zasłaniał ją. Nagle jednak wszystko co dobrze zniknęło, jak przez wystrzał z pistoletu.

***

-Harry! Brakuje nam piwa, skoczyłbyś może do sklepu?!-głos Liama rozniósł się po jego domu, zmieniliśmy miejsce imprezy przez tego idiotę. Zbił mój ukochany kubek z tęczą, cholera nawet nie wie jaki nieznośny potrafię być!

-Jasne, żaden problem. Ile mam wziąć?

-Osiem? Tak, tyle wystarczy, tylko uważaj na te grupki, wiesz...

-Tak mamusiu, nie mam już trzech lat wiesz?-wstając z kanapy roześmiałem się z niego i sięgnąłem po telefon.-Daj mi pół godziny i jestem.

Stawiając pierwsze kroki poza bezpieczną strefą domu Liama, zauważyłem mnóstwo ludzi, było ich więcej niż zazwyczaj, przez co robiłem się niespokojny. Co jeśli naprawdę coś się stanie tej nocy? Nie miałem dobrych przypuszczeń, ale mimo to szedłem dalej w stronę świecących szyldów sklepów. Robił się tu coraz większy tłok z każdym krokiem jaki postawiłem, byłem już przy wejściu do sklepu, gdy usłyszałem znajomy, wysoki głos.

Czy to... Oh Kurwa.

Musiałem zachować zimną krew, podszedłem do rogu budynku i dyskretnie spojrzałem w uliczkę. Tak bardzo pragnąłem by to był tylko mój słuch, by tu działo się zupełnie coś innego, miałem nadzieję, że tylko jakieś dzieciaki robią sobie żarty, ale to co zobaczyłem, nie równało się ani trochę do zabawy. Nie wyglądało jak zabawa i zdecydowanie musiałem coś z tym zrobić. Kiedy usłyszałem stłumione uderzenie i plask krwi, nie wiedziałem już co robie. Nawet nie widziałem dobrze na oczy kto odbiera ciosy, ja czy napastnik.

-----------------------------------

Tudum, nie spodziewaliście się mnie tak wcześnie co? haha jestem i to z power supi upi dupi rozdziałem!! Teraz to się zaczyna dziać, uwierzcie mi! Jak myślicie, co się stało, a co dopiero stanie?

Pracuję nad następnym rozdziałem, ale byłam taka podekscytowana tym, że musiałam go dodać dziś.

Dziękuję za wszystkie komentarze, gwiazdki i ponad 2 tysiące wyświetleń! AAAAAA!

Komentujcie dalej, gwiazdkujcie proszuuuu. Nie wiem kiedy następny rozdział się pojawi, więc mnie zmotywujcie!!

PS. Pamiętajcie o hasztagu #BrothersLarryFF i moim twitterze >aparelou<

aparelou,,!!

In One Bed With My Brother (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz