STITCHES #1

64 4 0
                                    

Z niechęcią odłożyłam na półkę książkę od historii. Nigdy nie lubiłam tego przedmiotu, wolałam zająć się teraźniejszością i przyszłością niż przeszłością. A jutro mam kartkówkę ze Starożytnego Egiptu i jeśli jej dobrze nie napisze, nie ma szans, bym poszła na dyskotekę, która jest także jutro. A to oznacza, że z chłopakiem, który mi się podoba spotkam się dopiero za cztery dni, w urodziny starszego brata.
No nic, chyba to zawalę.
Spojrzałam na swoje biurko. Było takie czyste. Chciałabym mieć tak ułożone życie, jak ułożone mam swoje rzeczy. Ale przecież inni mają gorzej. Rodzina kilka domów dalej miała wypadek samochodowy, w którym zginęła znajoma mi ze szkoły Lyra Rogers. Co prawda nigdy z nią nie rozmawiałam, ale postanowiłam zostawić na jej grobie kwiatki, ponieważ pomogła mi raz się podnieść ze schodów.
Mini fontanna, która zawsze leżała na moim parapecie, zaczęła robić dziwnie niespokojny hałas. Prawdopodobnie się zepsuła, bo z niebywałą szybkością zasysała i wylewała z siebie wodę. "Rozwal to, głowa mi pęka" - usłyszałam w głowie głos mojej niegdyś miłej, teraz opryskliwej tulpy Destiny. Kazałam się jej przymknąć i wyłączyłam fontannę, by już się więcej nie odzywała. Jej marudny głos to najgorsza rzecz jaką mogłam usłyszeć, a ona odzywała się tylko, gdy jej coś nie pasowało. Zeszłam na dół, bo byłam głodna. Przemknęłam się obok kłócących się rodziców i zabrałam z kuchni... Jabłko.
Gdy już miałam wrócić do swojego pokoju, zauważyłam, że mój starszy brat Aaron szykuje się do wyjścia. "Gdzie leziesz?" - spytałam zaciekawiona. Brat jedynie uśmiechnął się i pokazał palcem na stojącego obok niego psa rasy Dingo, który zamachał radośnie ogonem. "Wyprowadzam Skittlesa na spacer" - odpowiedział mi.
"No to idę z tobą" - powiedziałam i zanim zdążył zaprzeczyć założyłam trampki i krótką, jeansową kurtkę z naszywkami.
"Dobrze, możesz iść ze mną" - powiedział brat z rozbawieniem w głosie. Odstawiłam jedzenie na komodzie i ze zdziwieniem patrzyłam jak Aaron przepuszcza mnie i psa w drzwiach. Chłopak nigdy nie był taki ugodowy, normalnie musiałabym go zaszantażować, bym mogła z nim iść. A teraz on przytrzymuje mi drzwi?
Pewnie po prostu ma naprawdę dobry humor, lub się zakochał. Mógłby w końcu znaleźć sobie jakąś dziewczynę.
"Jak tam Destiny?" - chłopak zaczął rozmowę. Tylko on wiedział o mojej "umysłowej siostrze" i tylko on to rozumiał, bo kiedyś też miał swoją tulpę. "Dobrze jak się nie odzywa" - mruknęłam pod nosem, na co Aaron się lekko zaśmiał. "Obyś tylko nie skończyła jak Alice, której ciało i umysł przejęła jej zmyślona przyjaciółka" - uniosłam brwi już nieco mniej zdziwiona. Akurat bredzenie o takich rzeczach było bardzo w stylu mojego brata. "Tulpy to nie zmyśleni przyjaciele". Pokiwał głową dając mi znak, że się ze mną zgadza. W jego mimice twarzy zauważyłam odrobinę stresu i zmartwienia.
"Czy ty coś brałeś?" - spytałam patrząc z uwagą na jego twarz. On jedynie wysilił się na uśmiech. "Nie. Cieszę się, że spędzam z Tobą czas" - powiedział i poczochrał mnie po głowie.
Dotarliśmy do pobliskiego lasu. Tutaj Skittles mógł spokojnie załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Spojrzałam z czułością na swojego psa. Uratował mnie przed jakąś bandą dzieciaków z nożami, gdy uciekłam z domu mając dwanaście lat. Nie mogłam go nie zabrać ze sobą po tym wszystkim. Dostał miano Skittles, ponieważ gdy jeden z dzieciaków uciekał z jego kieszeni wyleciał zielony Skittles. To zadecydowało także o kolorze jego obroży. Z zamyślenia wyrwało mnie... No właśnie nic. Mojego brata nie było przy mnie, nawet nie zauważyłam kiedy się oddalił.
"Aaron! To nie jest zabawne!" - wykrzyczałam będąc pewna, że chłopak sobie ze mnie żartuje. Chodzenie po ciemku po lesie nie wydaje się jednak zabawne.
Gdzieś niedaleko usłyszałam krzyki, a po chwili syreny policyjne. Chciałam już wyjść z lasu, ale Skittles ciągnął mnie w przeciwną stronę. Pomyślałam, że wywąchał mojego brata, więc niepewnie za nim poszłam i przy okazji wołałam Aarona. Wątpiłam jednak, że mnie słyszał, bo syreny policyjne zagłuszały wszystko. Błądziłam po ciemnym lesie, a jedynym dźwiękiem, który słyszałam poza hałasem z ulicy były pękające pod moimi stopami patyki i szum krzaków. Usłyszałam czyjeś kroki, więc się zatrzymałam. W tym momencie z mojej dłoni wyślizgnęła się smycz. Nie widziałam nawet w którą stronę pobiegł mój pies...

Zawołałam go, ale nie zareagował. Nie byłam z tego powodu zadowolona, bo zostałam sama. Chcę stąd wyjść!
Zaczęłam go nerwowo wołać. Nie powrócił. Nadal słyszę kroki, boję się.
Przestraszona pobiegłam za psem i zaczęłam go wołać. Nie dość, że zgubiłam brata to jeszcze psa...

HISTORIA Z CREEPYPASTA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz