Prolog.

167 10 0
                                    


Nagle świat okazał się być niemym teatrem, gdzie blask światła okalał kształty tańczących cieni. Jedna, bezbarwna kropla niczym oszlifowany diament otulony promieniami słońca, spacerowała po przegrodzie nosa. Zdawała się nie spieszyć. Toczyła się otulając każdą najdrobniejsza komórkę skóry. Powoli szła do celu, którym była krawędź mostka tej jednej części smukłej twarzy. Tam, jej przeznaczeniem było oderwać się od jasnej skóry okalającą chrząstkę i skoczyć w przestrzeń. Zapewne zatracając się w niej całkowicie, gdyby nie twardy grunt, który rozedrze jej perfekcyjną strukturę pochłaniając jej szczątki. Ten tragiczny bohater, był teraz jedynym punktem zaczepienia Advary w świecie, który nagle zaprzestał być wyraźny i znany. A jedyne co czuła to cierpkie podniebienie. Teraz wszystko zalewała gęstniejąca mgła i pochłaniał mrok. Sama czuła, że niebawem stanie się jej częścią. Ku jej zaskoczeniu, cienie zaczęły być kojącym widokiem i przyjemną perspektywą. Czas zwalniał z każdą chwilą, a odgłosy walki już dawno oddaliły się by całkowicie zniknąć i przeistoczyć się w jednostajny szum, a następnie ciszę. Nie mogąc się poruszyć, beznamiętnie obserwowała szmaragdem oczu swoje światełko. Kiedy kryształek zawisł u schyłku nosa otworzyła szerzej oczy i zaobserwowała jak znika w szkarłatnym oceanie. Nic nie zostało z tej kropli, która tak usilnie starała się ją utrzymać na siłach. Nie rozbiła się o twardy grunt, a przecież zawsze podtrzymywał ją niczym filar czy silne ramię ojca. Dostrzegła jedynie płynny obraz, rosnący współmiernie z poczuciem pustki w sercu Advary. Znajdowały się w nim już jej ręce wsparte na łokciach, które jeszcze utrzymywały ciało kilkanaście centymetrów nad ziemią. Dostrzegła to właśnie teraz, pojmując, że to jest właśnie źródło upajającego ciepła, ciągnącego ją coraz gwałtowniej w mrok. Co jeszcze ją utrzymywało? Coś jeszcze nie pozwalało zatracić się w błogości czerni i wiecznego spokoju? Kiedy głowa dziewczyny opadła, a brąz jej włosów opadł na szkarłacie krwi dostrzegła grot włóczni, który przebił jej pierś. Stal już dawno całkowicie pokryła krew, której woń dominowała w powietrzu i nie było sposobu by czuć coś po za nią. Czuła jak z każdym uderzeniem jej serce ociera się o zimne ciało pogłębiając ranę. Oddech natomiast stał się czynnością świadomą, a zaprzestał być bezszelestną. Teraz z każdym wdechem do jej przełyku i ust dostawała się fala metalicznej posoki. Wewnętrznym uchem rozpoznała też cichy świst przebitego płuca. Ten kryształ. Czy to była łza? Nie. To pot, który tak pieczołowicie krzesała ze swojej skóry każdego dnia od paru wiosen i zimowych przesileń. To wszystko, pozostanie już bez znaczenia. Wszystko co poświęciła nie ma już znaczenia, razem z tą kroplą, kryształkiem, który był jej ostatnim wspomnieniem znanego świata. Nagle jej ramiona zachwiały się, powodując kolejną silną kolizję żywej pompy z martwym ostrzem. Ten, jednak nie dał jej legnąć w spokoju i wciąż utrzymywał jej czoło nad szkarłatnym oceanem. Mrok przełknął już ostatni okruch świata, a do świstu dołączyło nie regularne dudnienie serca, to zabiło szybciej jeszcze kilka razy by następnie ucichnąć. Poddając się ciemności. Cisza i nicość.


Szkarłat i szmaragdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz