W falujących barwach brzasku białe pasma brnęły w rytmicznych zwrotach, to w przód to w tył. Skóra wystająca spod strzęp koszuli muskana była ciepłem nadchodzącej jutrzenki na przemian z powiewającymi fragmentami delikatnego materiału. Jedno zapowiadało nowy dzień, drugie przypominało wiedźmince trudy minionego dnia. Obfita rosa tryskała od skórzanych butów i ich zbrojonych podeszew. Drgające cholewki, czasem również uderzone były jakąś wyrośniętą kępą, wtedy rozbite krople rosy tworzyły mgiełkę mieniącą się w świetle tęczowymi barwami. Lecz tylko Advara mogła to dostrzec. Kiedy wreszcie znad wzgórza wystąpiły szarpane linie obronnego muru Dorianu powóz wskoczył kołami na utwardzoną drogę. Białowłosa również podskoczyła od impetu, a lądowanie mocno przypomniało jej okaleczony bok.
- A wybacz złotko! - Zastękała babuleńka trzymająca wodze nakrapianej klaczy, która wydawała się być równie wiekowa. - Becia jeszcze czasem potrafi pognać te swoje spróchniałe kopyta! - Mimo drżącego głosu, ton kobieciny był nader uprzejmy. A mogło się wydawać, że takie już było targanie pozostałości drzewca na wóz. Oczywiście mimo protestów półelfki. Advara w odpowiedzi uśmiechnęła się, mimo szczerych chęci, mało naturalnie i przytaknęła na obecny stan rzeczy gestem ręki.
Kamienne otocze miasta niegdyś zapewne mogło zaprzeć dech w piersiach, dziś mimo ogromu uszkodzeń wciąż robi wrażenie na przyjezdnych z odległych wsi. Dębowa, wzmacniana żeliwem brama witała dumnie gości, a tuż za nią rozpościerał się pierwszy targ miasta. Mieszkańcy przygotowywali się do corocznego obrzędu, gdyż niemal wszędzie rozwieszono kolorowe, pachnące lampy i różnobarwne wstęgi. Wiedźminka nie była pewna z jakiej okazji świętowali, podejrzewała jednak, że to może być związane z uprawą ziem. Kiedy tylko wóz wkroczył na teren targu dookoła niego niemal natychmiast zbiegły się rozczochrane podrostki, machając rękoma równie szybko jak maleńkie kanarki. Gwar, jaki w mig uniósł się od ich trzepotu i trajkotania, przyciągnął uwagę dorosłych. Co poniektórzy po jednym, szybkim spojrzeniu wracali do swych porannych obowiązków. Niektórym była potrzebna dłuższa chwila na podjęcie decyzji, by w końcu, kiwając głowami bez przekonania, wrócić do zaczętych czynności. Jednak znacznie większa część obecnych na ulicach gromadziła się pośpiesznie wokół pomykającego wozu. Wpierw wrzawa była dość chaotyczna i zmienna, lecz szybko ujednoliciła się w okrzyki radości i podziwu. Tłum zaczął napierać na tyle silnie, że Advara zmuszona była podciągnąć zwisające nogi i przyklęknąć przy trofeum. Niektórym wciąż udawało się wetknąć dłonie między długie i zwiewne kosmyki jej włosów, odsłaniając przy tym jej poszarpane ubranie. Mimo to zdawało się, że nikt na to nie zważał. Obserwując truchtających gapiów Advara znacznie bardziej żałowała decyzji wjazdu główną bramą, niż przypuszczała. Najwyraźniej drzewiec nie był na tyle dużą atrakcją by odciągnąć uwagę mieszkańców od niej samej. W międzyczasie powóz minął plac główny i skręcił w boczną uliczkę tuż przy pobliskim ostrokole. Na środku placu, zaś stali owiani sławą bardowie, którzy widząc korowód ruszyli przywołując radosną pieśń w akompaniamencie przeróżnych grzechotek. Muzyka zawsze dobrze kojarzyła się białowłosej. Czuła się przy niej prawie jakby wróciła do domu, zwłaszcza jeśli instrumentaliści byli z prawdziwego zdarzenia jak tu obecni. Tłum rozstąpił się przed minstrelami by nie przeszkadzać i uhonorować miejscem z przodu korowodu, to tylko potwierdzało, że muzyka jest swoistym rodzajem magii.
- Prrrrrrrrrrrrr! - Nie w takt, nawet nie w ton. Ale za to głośno i gwałtownie, staruszka zatrzymała klacz. Powozem szarpnęło, a nieprzygotowany na to jeden z bardów wpadł ze swoim grzechoczącym kołem i smukłą twarzą wprost na zgrabne i jędrne uda Advary. Tłumem poderwał śmiech, a onieśmielony brunet niezgrabnie uniósł się na ramionach. Uniósł wzrok zdążywszy przeprosić, jak miała wrażenie, po raz setny i zaniemówił. Jego oczom ukazały się pełne kształty wiedźminki okryte luźno koszulą, a nad nimi wpięte w smukłą twarz migdały zdobione soczystą zielenią. Udało mu się również dojrzeć fragment skóry nad lewą piersią dzięki dziurze, która przez większość czasu była osłaniana fałdami materiału. Tłum stopniowo cichł, Advara wstała, rosnąc przed oczami barda jak gigant. Tyle, że ciosany jakby z perłowej masy. Bowiem jej skóra w jeszcze budzącym się słonecznym promieniu zdawała się mieć niewielką, mleczną poświatę. - Witajcie Gwersyku! - Babciny głosik wydarł się ponad tłum i wtedy Advara natychmiast zwróciła swój wzrok przed powóz. Dostrzegła łysego, barczystego mężczyznę z ciemną brodą, który wyszedł im na przeciw. To by tłumaczyło nagłe hamowanie konia. Kobiecina zeskoczyła z bryczki wprawiając ją w silne drżenie. Choć w trakcie skoku starowinka wyglądała przy tym niczym łania i po tym jak gdyby nigdy nic zagadała do osiłka. Białowłosa nie zapominając o sparaliżowanym bardzie podała mu rękę, z czego skorzystał ale tylko po to by jak kukła nieruchomo wpatrując się w dziewczynę. Zawziętą analizę każdego skrawka twarzy przerwali mu jego kompani ściągając go na ziemię niemal siłą. Po krótkiej, pełnej uśmiechów i życzliwości rozmowie, łysol podszedł do furmanki, odpędzając gestem ręki liczny tłum. Nieco zawiedzeni mieszkańcy zaczęli rozchodzić się w swoje strony.
CZYTASZ
Szkarłat i szmaragd
FantasyOpowiadanie wypełniające lukę w świecie Geralta, syna A. Sapkowskiego. Aktualnie bazujące na podstawowych informacjach na temat uniwersum. Jest to historia o tej, o której nikt jeszcze nigdy nie mógł usłyszeć, z krainy, do której nigdy nikt nie dot...