10. Dotrzymana obietnica.

607 89 11
                                    

  Szukałem nerwowo Dipper'a po całym lesie. Gdzie on pobiegł? Byłem bardzo zdenerwowany. Nie tylko bałem się, że mogą mnie posądzić o jego zniknięcie, ale także o niego samego. Co jeśli się zgubił? Albo coś mu się stało? W tych lasach roiło się od najdziwniejszych stworzeń...

Nawet jeśli wiedziałem, że nie mogę się do niego zbytnio przywiązywać moje uczucia szalały we mnie jak burza. Zacząłem się też wahać czy dobrze zrobiłem, zawierając ten układ z Belethem. Po chwili jednak odrzuciłem tą myśl. Oczywiście, że dobrze robiłem. Ja już zbyt długo byłem jego kukiełką, a ten przebrzydły demon nie dawał mi wyboru. Zresztą co dla mnie znaczy jakiś tam chłopak? Prychnąłem wkurzony na samego siebie. Kiedy jednak zauważyłem Dippera, zachowałem się zupełnie irracjonalnie. Po prostu podszedłem i przytuliłem go mocno do siebie, a potem odsunąłem się lekko i spojrzałem mu głęboko w oczy.

- Gdzie byłeś?

Chłopak milczał, uśmiechając się lekko do siebie jak wariat. Zmarszczyłem brwi. Po chwili jednak serce ścisnęło mi przerażenie.

- Więc jednak go polubiłeś, Bill. Zawsze wiedziałem że jesteś słaby. - chłopak zaśmiał się. Wróć. To nie był on. Ten głos znałem aż zbyt dobrze.

- Beleth...-wysyczałem.

- Dokładnie tak. A teraz spełnię prośbę tego miłego chłopczyka..- zaśmiał się i pstryknął palcami. Osunąłem się bezwładnie na ziemię. Poczułem jeszcze jak demon chwyta mnie za rękę.

                                                                                                       ***

Krzyknąłem kiedy zobaczyłem tego czarnowłosego demona. Pojawił się znienacka, a na rękach trzymał Samuela. Serce zabiło mi gwałtownie. Już niedługo, Sam...już niedługo.

- Wykopałeś pomnik?

Skinąłem głową i wskazałem niechętnie na statuę Billa Ciphera który trzy lata temu terroryzował to miasto. Kurde, jak ja go nienawidziłem. Wredny, cyniczny i złośliwy. Zupełne przeciwieństwo Samuela.

Czarnowłosy demon uśmiechnął się i położył nieprzytomnego blondyna w środku kręgu, który narysowałem. Potem zaczął szeptać jakieś zaklęcia. Nagle z pomnika zaczęło unosić się jakieś światło które przenikało do ciała nieprzytomnego Samuela. Chłopak zaczął mieć drgawki, a jego oczy stały się jeszcze bardziej złote aż w końcu zaczął wrzeszczeć. Doskoczyłem do czarnowłosego demona i zacząłem go szarpać.

- PRZESTAŃ! Co ty mu robisz? - spojrzałem przerażony na blondyna który zaczął się wić z bólu. Jakimś cudem doczołgał się do mnie i wyciągnął do mnie rękę. Usłyszałem jego cichy szept.

- Dipper...pomóż mi...- spuścił głowę. Ciarki przebiegły mi po plecach. To nie był mój przyjaciel! Potwór podniósł się i spojrzał na mnie pustym wzrokiem. Wyglądał jak dawny Sam, ale jednocześnie nim nie był. Jego włosy stały się bardziej złociste był ubrany tak samo jak wtedy,kiedy pierwszy raz go spotkałem. Tuż po tej całej katastrofie zwanej Weirdmaggedonem.

- Co ty mu zrobiłeś? - zacząłem szarpać demona,który spojrzał na mnie z pobłażliwym uśmiechem.

- Jeszcze nie zaczaiłeś? Bill i Samuel to jedna i ta sama osoba. Jego rodzice oddali jego duszę i życie w moje posiadanie, żebym pomógł im spłacić długi. A teraz spełniam twoje życzenie...-ujął Samuela za rękę i popchnął go na mnie. Upadłem i spojrzałem przerażony na chłopaka. Wyglądał jak pacynka, zwykła kukiełka.

- Jest cały twój, Dipperze Pinesie. Rób z nim, co chcesz. - zaśmiał się i zniknął.

Potrząsnąłem blondynem.

- Sam, Sam...ocknij się!

- Ja nie mam na imię Samuel. - chłopak spojrzał na mnie pustym wzrokiem.- Ja jestem Bill. Bill Cipher.

Chwyciłem się za głowę i zacząłem wrzeszczeć. To nie mogła być prawda. Samuel -  dobry, wrażliwy Samuel i demon, który próbował nas wszystkich zabić to jedna i ta sama osoba?! Po chwili jednak wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Przecież on pojawił się kilka dni po tej wielkiej katastrofie...początkowo nawet myśleliśmy, że to on...Ale potem on zaczął być w stosunku do nas przyjazny i w końcu zaakceptowaliśmy go. A on nas wszystkich okłamał...

Zacisnąłem pięść i uderzyłem chłopaka z całej siły w twarz. Po policzku pociekła mu krew, ale dalej siedział i patrzył na mnie tym pustym wzrokiem jakby był zepsutą zabawką.

- J-ja nie rozumiem...-powiedział tym martwym, przyprawiającym o drgawki głosem. - Ja tylko chciałem normalnie żyć...czy to tak dużo? - po policzku spłynęły mu dwie samotne łzy.  Spojrzałem na niego, zszokowany. Dlaczego on płakał?  Kucnąłem i spojrzałem na niego z bliska. I wtedy wszystko zrozumiałem. On NAPRAWDĘ nie miał duszy...a co za tym idzie, nie miał też wolnej woli. Był pusty w środku. Jego rodzice sprzedali go temu czarnowłosemu demonowi. A teraz on siedział tutaj nie wiedząc, co się dzieje i czekając na rozkazy. Serce zamarło mi w piersi. Nieważne, jak miał na imię i kim tak naprawdę był. Musiałem mu pomóc. Mimo wszystko to wciąż była osoba, którą pokochałem...

                                                                                                           ***

Mój nowy mentor ujął mnie za rękę i zaprowadził do jakiegoś miejsca. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Poczułem tylko w sercu olbrzymi chłód, który blokował wszystkie moje uczucia.

Uczucia..co to było?

Nie mogłem sobie przypomnieć. Wiedziałem jedno: znowu straciłem człowieczeństwo. Wszystko było takie niewyraźne jak mlecznobiała mgła...Jedyną ostrzejszą postacią był on. Dipper Pines. Coś do mnie mówił, ale nie odróżniałem słów. W końcu westchnął i objął mnie ramionami. Nie odwzajemniłem gestu. Był dziwny. Po co ktoś miałby obejmować drugą osobę swoimi przednimi kończynami? Chłopak cofnął się i spojrzał na mnie, a w jego oczach pojawił się jakiś dziwny płyn. Zbliżyłem palec i wziąłem trochę. Włożyłem do ust. Ciecz miała słony smak. To chyba nazywało się...łzy? Nie mogłem sobie przypomnieć. Siedziałem z spuszczoną głową, nieruchomo jak posąg. Czekałem na jakieś polecenia, rozkazy, cokolwiek. Jednak on ich nie wydawał. Czekałem dalej. Chciałem w końcu uwolnić moją moc, ale bez jego pozwolenia to było niemożliwe.

Beleth tym razem dotrzymał słowa.

Pomogę ci go zdobyć.

Chłopak miał czego chciał. Ale nie wydawał się usatysfakcjonowany. Po chwili wyszedł z pokoju, mamrocząc coś do siebie. Ja zostałem. Jedyny dźwięk jaki słyszałem to miarowe tykanie zegara. Nie miało to dla mnie jednak znaczenia. W końcu i tak wszystko zależało od kogoś innego.

Ja byłem tylko sługą. Czekałem na rozkazy. Nie nadchodziły.


My StoryWhere stories live. Discover now