17. Miłość.

450 68 9
                                    

Gdy wróciliśmy do domu Dipper od razu zaczął mnie wypytywać o wizję. Próbowałem ją sobie przypomnieć, ale była jakaś dziwna i rozmyta... jakby zniekształcona. Byłem odrobinę zdziwiony. Zwykle zawsze dobrze pamiętałem wszystkie wizje jakie pokazywał mi w swoim czasie Beleth. Tym razem było inaczej. Spojrzałem na zniecierpliwionego bruneta.

- Nic nie pamiętasz? - spojrzał na mnie, marszcząc brwi.Spróbowałem jeszcze raz, ale widziałem tylko jakieś ciemne plamy i...zaraz, coś miałem..

- Dziecko, ciemny pokój, prawdopodobnie noc - powiedziałem jak w transie.

Dipper wszystko zapisał.

-Coś jeszcze?-przygryzając długopis zaczął wpatrywać się we mnie jak w obiekt badawczy. Przełknąłem nerwowo ślinę i pokręciłem głową. Wzdychając chłopak przyjrzał się zapisanym słowom.

-Samuel, musi być coś jeszcze...to za mało.

-Niestety nic więcej nie pamiętam...

-Przypomnij sobie!

-Mówię, że nie pamiętam! - warknąłem wściekle, a szyby w oknach zaczęły drżeć. Dipper spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Po chwili się uspokoiłem, ale nie miałem siły siedzieć tam z nim i myśleć nad wizją. Od tego wszystkiego zaczynała mnie boleć głowa.

-Dipper...możemy pogadać o tym rano?

-Jasne - westchnął zawiedziony. Znałem go, uwielbiał rozwiązywać zagadki i tajemnice. Nie chciałem jedynie żeby zaczął mnie traktować jak kolejne wyzwanie. O czym ja w ogóle myślę?

-Przepraszam, ale naprawdę nic więcej nie pamiętam - dodałem nie wiadomo po co. Brunet skinął tylko w milczeniu głową i poszedł na górę do swojego pokoju. Ja poszedłem do małej przybudówki przy Mystery Shack. Soos wybudował ją gdy wujkowie Dippera i Mabel wyruszyli na swoją przygodę. Początkowo miała pełnić rolę składziku na stare "zabytki" z muzeum, ale z czasem zamieszkałem w niej i wysprzątałem ją. Część starych rzeczy wyrzuciliśmy, a te które były jeszcze zdatne do użytku zmniejszyłem i schowałem do skrzyni. Może kiedyś się przydadzą. Przybudówka była stosunkowo mała, ale jakoś się w niej mieściłem. Gdy wszedłem do środka powitał mnie zapach jodłowego lasu. Jednak opłaca się otwierać okna wieczorem. Podszedłem do mojego łóżka i wygładziłem dłonią wełniany koc w szkocką kratę. Lato było naprawdę upalne więc nie spałem pod pierzyną. Nie było sensu. Sięgnąłem po wcześniej przygotowaną pidżamę i zerknąłem przez okno. Księżyc świecił jasno. Była pełnia. Moja mama zawsze wtedy mówiła, że księżyc oświetla drogę zagubionym duszą. Mama...

Nie, nie mogę o niej myśleć. To zbyt mocno boli. Stanowczo zatrzasnąłem okno i wróciłem do muzeum. Nie zaważyłem dziewczęcej sylwetki która przyglądała mi się w milczeniu zza starej, pochylonej sosny. A może nie chciałem jej zauważyć?

                                                                                                       ***

Dostrzegłem Sama wracającego do Chaty. Znów przyjrzałem się tym dwóm słowom, które nijak nie układały się w całość. Noc i dziecko. Ciemny pokój. Brzmiało to jak scenariusz jakiegoś taniego horroru.Zacząłem się nawet zastanawiać czy mój przyjaciel naprawdę miał tą wizję, czy też po prostu źle się poczuł czy coś w tym rodzaju. Każdemu się zdarza, ale znałem go i wiedziałem że choćby się paliło i waliło, zawsze będzie zgrywać silnego.Czasem mnie to irytowało, ale z drugiej strony nie chciałbym żeby był mazgajem...

Z westchnieniem wróciłem do analizowania tych dwóch słów. Po pewnym czasie jednak głowa zaczęła mi ciążyć, a oczy samowolnie się zamknęły... Zasnąłem.

Następnego dnia

Obudziłem się i uchyliłem powieki. Odebrało mi mowę. Przede mną widniała twarz blondyna, widziałem dokładnie wszystkie piegi na jego policzkach. Miał zamknięte oczy i cicho oddychał, jego głowa leżała na blacie stolika. Spał.Zastanawiałem się co tu mógł robić. Po chwili jednak zauważyłem koc w szkocką kratę który zsunął mi się z ramion. Ach tak..pewnie zauważył, że jeszcze u mnie się pali i gdy zauważył że śpię przykrył mnie tym kocem. Poczułem wdzięczność i coś jakby wzruszenie. Miło że ktoś się o mnie zatroszczył...do tej pory to zwykle ja troszczyłem się o moją siostrę i o to żeby nie narobić jej zbyt wiele obciachu przed znajomymi. Szkoda, że ona miała taki niewyparzony język. Na przykład wczoraj na przyjęciu. Co to miało być?! Jasne, ja wiem że Samuel kiedyś był demonem i zrobił wiele złego...no ale już to sobie z nim wyjaśniłem i do tego nie wracamy. Zresztą - powiedzmy sobie szczerze jak można nienawidzić kogoś, kto przychodzi w środku nocy tylko po to żeby cię okryć kocem? Naprawdę, czasem nie rozumiałem mojej siostry..

-A mówisz, że to ja zawsze się zamyślam.

Wróciłem na ziemię i spojrzałem na Sama. Patrzył na mnie tymi swoimi niesamowitymi oczami z lekkim uśmiechem. Włosy miał odrobinę rozczochrane, ale to jeszcze dodawało mu uroku. Nie mogąc się oprzeć przybliżyłem swoje do usta do jego i delikatnie pocałowałem. Odwzajemnił pocałunek i poczułem jego ciepły język na moim. Przygryzłem go w niego delikatnie smakując jego ust. O Boże, jak ja go kocham... Jego pocałunek był taki słodki - nie nachalny, ale pełen namiętności. Po chwili nasze usta się rozłączyły i spojrzeliśmy na siebie z czułością i miłością.

- Zejdź za chwilę. Przygotuję śniadanie. - powiedział i wstał. Patrzyłem na niego i czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Co tam moja siostra, co tam rodzice. Jeśli ma się choćby jedną osobę która cię kocha, nic innego się nie liczy...

                                                                                                                  ***

Byłem w kuchni i zastanawiałem się co przygotować, gdy nagle usłyszałem jej zimny głos.

-Wiesz, że nie masz prawa tu być. Wynoś się stąd i zostaw mojego brata w spokoju.

Nawet się do niej nie odwróciłem.Nie miałem ochoty z nią rozmawiać. Po chwili jednak dziewczyna zbliżyła się do mnie i szarpnęła mnie za ramię, czego już nie mogłem zignorować.

-Mabel, daj spokój...-poczułem na twarzy piekący ból, a zaraz potem załzawioną twarz siostry Dippera.

- Oszukałeś mnie. Okłamałeś. Jak śmiesz -kolejny policzek -Jak śmiesz tu być? Po tym jak prawie rozwaliłeś miasto i jak omal nas nie zabiłeś...-uderzenie szło za uderzeniem.- JAK ŚMIESZ ZWODZIĆ MOJEGO BRATA?!

Przytrzymałem jej rękę która już zamierzała zadać mi kolejny cios. Twarz piekła mnie niemiłosiernie i czułem, że z wargi zaczęła lecieć mi krew. Byłem wściekły. Jakaś smarkula będzie mnie stawiać pod ścianą?! Co to, to nie!

- A TY! - wrzasnąłem i cisnąłem nią o ścianę.- JAK ŚMIESZ MNIE OSĄDZAĆ ? JAK ŚMIESZ NISZCZYĆ MOJE ŻYCIE?! JAK ŚMIESZ...-uniosłem dłoń, która zapaliła się krwistoczerwonym płomieniem.-...DECYDOWAĆ?!

Widziałem przerażenie w jej oczach. Widziałem błaganie z prośbą o litość. Nie zamierzałem jej tego dawać. Miałem jej już dość. Wpadłem w amok, chciałem po prostu się jej pozbyć. Niszczyła wszystko. Była zła.

- Sam! - poczułem oplatające mnie w pasie ciepłe dłonie.- Nie rób tego, błagam!

Jego głos był pełen desperacji. W moim sercu się zakotłowało, puls zwolnił. Dziewczyna wstała, blada jak ściana i wycelowała we mnie pistolet który wyciągnęła z kieszeni spodni.

-Żegnaj, Cipher -szepnęła. Usłyszałem wystrzał i wrzask Dippera. Wszystko zaczęło się rozmazywać, a ja poczułem się ciężki i lekki jednocześnie. Osunąłem się na ziemię. Jedyne co pamiętam, to te piękne brązowe oczy pełne łez...kasztanowe włosy i delikatny uśmiech. Później była tylko cisza i ciemność.



My StoryWhere stories live. Discover now