"Nie pytaj kto,
Nie pytaj co,
Za dużo pytań w głowie masz.
Zabawne, że za późno jest
Gdy już odpowiedź na nie znasz." ******
Mieliście tak kiedyś? Budzicie się i nagle zalewa Was dosłownie fala wspomnień. No więc napływała i powoli pochłaniała mój ospały umysł. Nastepna myśl przychodzaca równocześnie z pulsującym bólem głowy była dość krótka: Caem coś ty zrobił?
Doszłam do wniosku, że obudził mnie gwałtowny ruch pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Była tak ciemno, że nie widziałam nawet wyciagnietej dłoni. Powoli zbadałam podłoże wokół siebie. Zanużyłam rękę w czymś wilgotnym i szczerze mówiąc wolałam nie wiedzieć co to było. Musiałam znajdować się w jakimś pojeździe, bo poczułam jak podskakiwał na wybojach. Wstałam chwiejnie i przesunęłam się wzdłuż ścian.
Pomieszczenie było niewielkie. W jednym rogu leżała sterta szmat, a w drugim słoik, zapewne na nagłe potrzeby. Byłam zdecydowanie zbyt osłabiona, aby próbować uciec, poza tym zostałam zupełnie rozbrojona. Najbardziej martwiła mnie myśl, że pistolet po ojcu już nigdy do mnie nie wróci.
*****
Siedziałam zagrzebana w kocach jeszcze parę godzin. Głód stawał się coraz dotkliwszy, bo nie miałam nic w ustach od śniadania w barze, które nie było przesadnie wystawne. Od tego czasu mogła minąć co najmniej doba.
Wreszcie usłyszałam szczęk zamka i do środka wlała się fala oslepiajacego światła. Dwóch mężczyzn weszło tupiąc brudnym buciorami. Jeden rzucił mi trochę chleba i postawił na podłodze plastikowy kubek wody.
- Jak tam mała? - spytał ten drugi, a przez okropny akcent ledwie go zrozumiałam. - Niedługo wysiadasz, więc... - usłyszałam szczęknięcia metalu. Zostalam brutalnie poderwana na nogi, a moją wykręconą niedawno rękę przeszył nagły ból.
Słyszę warkotliwy śmiech, gdy mężczyzna zaczął zapinać mi kajdanki. Nie stawiałam się, nie buntowałam. Zresztą co moglam zrobić? Puszczona znów odpadłam na posłanie jak jakaś cholerna romantyczka.
Po ich wyjściu prawie rzuciłam się na jedzenie. Usilowałam przeżuwać powoli, ale raczej sobie nie radziłam.
Kolejny raz ujrzałam światło dopiero po jakimś czasie. Po posiłku odzyskałam trochę sił i niemal bez pomocy wytoczyłam się przez otwarte drzwi przyczepy. Przez chwilę nie moglam oprzeć się wrażeniu, że wylądowałam w raju. Może gdyby nie ból i zimna stał kajdanek mogłabym się poczuć... szczęśliwa?
Spojrzałam na dom, właściwie może pałac byłby lepszym określeniem. Wszędzie było zielono, slyszałam ptaki i kumkajace żaby. To chyba sen. Co ja tu do cholery robiłam?
Oczywiście strażnicy nie mieli problemu z przywróceniem mnie do rzeczywistości. Ktoś wbił mi lufę pistoletu w plecy, więc poszłam w stronę pięknej rezydencji.
*****
Ostatnio moje życie pełne było nudnego i strasznie stresującego oczekiwania. Tym razem siedziałam sama tylko przez pół godziny, potem drzwi mojego pokoju się otworzyły. Nie będę szczegółowo opisywać nowego więzienia, chociaż było śliczne - białe i pastelowo niebieskie. Nie wiedziałam tylko do czego służy wielki, czarny przedmiot zawieszony na ścianie.
Wracając do stojącej w drzwiach postaci - była to drobna blondynka o niesamowicie jasnej karnacji. Dziewczyna postawiła tacę z jedzeniem na białym stoliku i podeszła do mnie.
- Lizzie - przedstawiła się, a ja podałam jej nieufnie rękę.
- Rayne. Mówisz po Bestolsku?
- Troszkę. Przysłali mnie jako taką twoją informację turystyczną albo menadżerkę jeśli wolisz. - wyczulam akcent, ale nie tak silny jak u mężczyzny w samochodzie.
- Odpowiesz mi na wszystkie pytania? Szczerze?
- Postaram się. - w twarzy Lizzie dostrzegłam współczucie, więc stwierdziłam, że pewnie dam radę dowiedzieć się choć części tego, co mnie interesuje.
Rozmawiałyśmy przez jakiś czas. Dziewczyna mówiła tyle ile wie, albo bardzo dobrze klamała. Podobno mój przyjazd tutaj był zaplanowany od dawna. Caem Collins był "wtyką". Pracował dla władz spoza Muru, czyli aktualnie dla prezydenta Orlova. Najwyraźniej mnie oszukał i sprzedał bez mojej wiedzy. Lizzie nie wiedziała z jakiego powodu tu byłam, oprócz paru informacji, które podsłuchała. Według niej nie miałam zabawić tu długo i podobno chcieli mnie wyszkolić na przemytnika albo kogoś w tym rodzaju.
Rozmowa z Liz dobrze mi zrobiła i poczułam się dziwnie samotna, gdy wreszcie wyszła. Na koniec spytałam o wystrzał, który słyszałam przed utratą świadomości, ale dziewczyna uważała, że nikt nie zginął.
Mimo że było dopiero koło południa, zjadam wyśmienitą potrawkę i położyłam się do łóżka. Wszystko co mnie otaczalo opływało w luksusy. Co to za świat? Dlaczego oni tak żyli skoro większość Bestolczyków umierało z powodu głodu i braku opieki?
Ręce mi zadrżały, a ja uświadamiam sobie, że zaczęłam płakać. Łzy płynęły za wszystkich których kiedykolwiek kochałam: mama, ojciec, Priscilla, Caem. Zawiodłam się na nich wszystkich. W końcu udało mi się zasnąć.
*****
Część!
Mam nadzieję, że się podobało. :3*fragment piosenki "Nie pytaj" zespołu Perfect.
CZYTASZ
Queen of Fire//Pani Ognia [wolno pisane]
FantasyRayne traci wszystko co miała. Porwana trafia do (prawie) legalnego ośrodka. Wkrótce napad zmusza ją do ucieczki w towarzystwie dwóch prawie obcych mężczyzn. Czy Rayne odkryje i opanuje własne zdolności? Czy postawi się przeznaczeniu?