Prolog

127 16 1
                                    


Szłam brudną, wąską ulicą. Wszystko sprzysięgło się przeciw mnie. Cały tydzień obfitował w wydarzenia, które można uznać za niekoniecznie pomyślne.

No dobra zacznijmy od początku. Mam na imię Rayne West i mam straszliwego pecha. Dokładnie tydzień temu - w piątek trzynastego - mój drogi ojciec przegrał w karty prawie cały majątek. Dwa dni później się zabił. Trudno powiedzieć co nim kierowało. Ale to dopiero początek. Siostrunia Priscilla uciekła z tym co pozostało, czyli paroma dolarami, które wystarczą jej może na trzy dni. Mama wpadła w depresję, a ja uciekłam z domu.

Myślicie pewnie, że to nie fair zostawiać schorowaną kobietę potrzebującą pomocy z długami na koncie i czarnym kotem do towarzystwa. To nie do końca tak. Matka ma bogatą rodzinkę, która się nią zajmie jak tylko znikniemy. No cóż, dopięli swego.

Chętnie stłukłabym kogoś po drodze, tylko jak na złość zawsze tętniąca życiem trzecia ulica Starego Parku dzisiaj była pusta. Minęłam skrzyżowanie i poszłam w kierunku placu Zwycięzców.

Zobaczyłam czarnego kota, podobnego do tego którego hodowała mama, biegnącego przez środek drogi. Z szybkością błyskawicy wyciagnęłam krótką wiatrówkę - jedyną i chyba najbardziej przydatną pamiątkę po ojcu. Pięć sekund później mijałam zakrwawione ciało zwierzęcia. Wszystko co dzisiaj mnie spotka tak skończy - stwierdziłam. Wcisnęłam pistolet spowrotem pod kurtkę.

Co miałam do zrobienia? Trzeba było znaleźć pracę. Tudno gdzieś zatrudnić się brudnej szesnastolatce, ale mimo wszystko musiałam spróbować.

Zaczęło padać. Wpadłam zupełnie przemoczona do pierwszego lepszego baru. Smierdziało tam fajkami, alkocholem i wymiocinami - jak w każdym tego rodzaju. Siadłam przy ladzie i zamówiłam wodę. Barman popatrzył na mnie jak na istotę z kosmosu. Pewnie powinnam zamówić coś mocnego i drogiego, ale nie znoszę się upijać. Dostałam niezbyt czystą szklankę z niezbyt czystą wodą. No, trudno.

- Hej mała, co ty tu robisz? - rozpoznałam głos. To mój w zasadzie jedyny przyjaciel - Caem.

- Pewnie to samo co ty. - widziałam kontem oka, że bardzo uważnie mi się przypatruje.

- Chcesz pogadać? -przejrzał mnie, bo był prawie moim bratem. Mieszkał u nas w domu prawie trzy lata. Znaliśmy się lepiej niż najlepsze rodzeństwo.

- Nie, ale szukam pracy.

- Byłaś w tym nowym barze na rynku?

- Jeszcze nie miałam okazji. - nie dziwiłam się, bo Caem miał w głowie mapę połowy Bestolu - państwa w którym mieszkamy - z zaznaczonymi na niej barami i melinami wszelkiego pokroju.

- Jutro koło południa będzie tam paru egzotycznych gości. - śmieje się. Raczej rzadko zdarza się, aby ktoś przyjeżdżał do Bestolu. Pewnie połowa mieszkańców Rynku przyleci oglądać tych ludzi jak okazy w zoo. - Możesz iść jako moja siostra, tylko, że najpierw musisz się umyć. - szarpnął jeden z ciemnych stronków na mojej głowie.

- A ty idziesz tam jako kto? - spytalam z powątpiewaniem jednocześnie uderzając jego wyciągniętą rękę.

- Jako przedsiębiorca. - stwierdza z ledwie skrywaną dumą. - Zaniosę im trochę papierków do podpisania.

- Dobra, ale teraz mam jeszcze inną sprawę. Muszę gdzieś spać, masz coś wolnego?

W zasadzie trudno określić, czym Caem się zajmował, ale raczej to nie było nic, z czego nie zarobiłby przynajmniej na jedno mieszkanie. Mało pracy - dużo forsy. Tak mniej więcej można określić jego życiowe motto.

- Ej, Rayne, co się stało? - Nie naciskal, ale wyraźnie dawał do zrozumienia, że chce wiedzieć. Opowiedziałam krótko dzieje tygodnia i jednak siegnęłam po trochę wódki.

-Nawet nie mam czym za to zapłacić. - powiedziałam podnosząc pustą szklankę i stawiając ją spowrotem, z powodu dziwnej miny barmana.

- Spoko - Caem położył na ladzie kilka monet i zaciągnął mnie do wyjścia.

Przestało padać, ale za to co krok zaglebialam buty we wszechobecnym błocie. Przyjaciel zaprowadził mnie do niskiej kamienicy, w której mogłam się przespać. Wnętrze małego mieszkania było przestronne z powodu niewielkiej ilości mebli. Stały tam dwa krzesła, mały okrągły stolik i niedziałająca kuchenka gazowa. Pod jedną ze ścian dostrzeglam umywalkę i małą kostkę nieczęsto spotykanego mydła. Caem przytaszczył z piwnicy brudny materac i nakrył go wyjątkowo dobrze wyglądającym kocem. Po jego wyjściu uswiadomiłam sobie, że jestem potwornie głodna. Przejrzałam kieszenie kurtki i znalazłam dwa suchary, które kiedyś musiałam tam wpakować. No trudno, na dziś musiało wystarczyć. Odkreciłąm kran i przemyłam twarz. Następnie okryłam się kocem i starałam się zasnąć.

Hej, kochani!
Może zauważyliście, że to drugi i właściwie ten sam prolog. No więc zmieniłam czas w opowieści bo źle mi się wcześniej pisało. Mm nadzieję, że nie macie nic przeciwko. <3 <3

Queen of Fire//Pani Ognia [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz