"Myślisz może, że więcej coś znaczysz
Bo masz rozum, dwie ręce i chęć
Twoje miejsce na Ziemi tłumaczy
Zaliczona matura na pięć
Są tacy - to nie żart,
dla których jesteś wartMniej niż zero"
***
Zbudziło mnie uderzenie kamienia w szybę. Szybko pozbierałam rzeczy i wyszłam z budynku. Caem już czekał.
- Mówiłem, żebyś się umyła - powiedział patrząc na mnie z miną męczennika. Nic nie odpowiedziałam, bo czułam, że najchętniej przywaliłabym mu w twarz. Przez noc było mi chyba dość niewygodnie.
Chłopak zabrał mnie do kolejnego baru, gdzie jakaś kobieta pozwoliła mi wziąć prysznic. Woda była lodowata, ale kąpiel mi pomogła. Teraz miałam zacząć nowe życie. Po wstępnym wysuszeniu głowy założyłam oczyszczone ubranie i nowe buty, które Caem wstrząsnął nie wiadomo skąd. Dostałam też coś do jedzenia i stwierdziłam, że na tym hojność gospodarzy się kończy. Wyszliśmy z baru na drogę, równie upiorną jak wszystkie tutaj.
- Masz jakieś plany na przyszłość? - zapytałam, bo nie lubiałam takiej zupełnej ciszy między nami.
- Chcę trochę zarobić, a potem stąd wyjdę. Daleko, gdzie nikt mnie nie będzie szukał. - wyjaśnił, a ja zachichotałam niewesoło, ponieważ wiedziałam, że to niewykonalne.
Bestol jest państwem odizolowanym od reszty świata. Otacza go wielki Mur w kształcie okręgu. W dawnych czasach, podczas Wielkiej Wojny między bogaczami i zwykłymi robotnikami, Bestol służył jako więzienie. Kiedy wojna skończyła się przegraną uboższych warstw społecznych, zapieczętowano wejście w Murze. Nikt kto tu trafił nie dał rady uciec. Dopiero niedawno znów je otwarto dla ludzi z zewnątrz, przez co część Bestolczyków trochę się wzbogaciła. Zarejestrowano parę prób ucieczki, ale żadna się nie powiodła, przez co władzę dały do zrozumienia, że niewiele się zmieniło. Jak się pewnie domyślacie moja ojczyzna jest wielkości bardziej miasta niż państwa, ale dawni mieszkańcy, aby choć trochę postawić się ówczesnym władzom, stworzyli hymn, wybrali flagę. Naszym symbolem został miecz z błyszczącej, srebrnej stali. Ten pomysł zapewnie zawdzięczamy Murowi, gdyż jest on wykonany z tego samego materiału.
Znowu zapadło milczenie. Rynek leżał gdzieś na północny wschód od mojego domu, pod samą ścianą Muru. Tutaj niedaleko znajdowało się jedyne wejście do kraju, zawsze strzeżone przez co najmniej siedmiu strażników. Przeszłam za Caemem przez brukowany plac, a następnie skierowaliśmy się się w stronę ciężkich, wahadłowych drzwi.
- Tu jest podejrzanie czysto - powiedziałam do Caema, a tym razem to on się zaśmiał.
- Przyjeżdżają ważne osobistości ze świata. Musimy pokazać się z dobrej strony.
Weszlismy do obszernego pomieszczenia. Na fotelach w zgrabnym kółeczku siedziało ośmiu facetów. Wszystkie oczy zwróciły się na nas.- Czego tu szukacie? - odezwał się wyjątkowo grzecznie jeden z nich. Miał na sobie czarny garnitur i okulary przeciwsłoneczne. Z całą pewnością najbardziej wyróżniały go jasnorude włosy.
- Jestem Caem Collins. Od Burhsiego . - dodał po chwili widząc niezrozumienie na twarzach gości. Po tych słowach Marchewka wstał i powiedział coś w jakimś dziwnym języku. Pozostali obecni pokiwali głowami, a ja uswiadomiłam sobie, że w tamtym świecie, poza Murem wszystko jest inne. Zaczynając od ubrań i kończąc na języku. Caem wydał mi się lekko zdenerwowany. Gdy rudy tłumacz skończył przemowę mój toważysz podszedł do stojącego na środku stołu i wyciagnął z kieszeni mały pakunek, który położył przed zebranymi.
Po pokoju przeszedł stlumiony pomruk. Wyraźnie usłyszałam zamykajacą się z hukiem kratę w drzwiach wejściowych. Zostałam lekko popchnięta do przodu przez jakiegoś kolesia, który wyrósł za mną jak spod ziemi. Poczułam narastający lęk. Posłusznie postawiłam kilka kroków sięgając ręką w stronę wiatrówki.
Tak naprawdę jeden rzut oka pozwolił mi określić, że nie mamy z tymi ludźmi żadnych szans. Byli uzbrojeni po zęby i prawdopodobnie dobrze wyszkoleni. No, oczywiście jeśli mam zginąć to nie bez walki.
- Otwórz. - Marchewka wydał polecenie, a Caem powoli rozpakował zawiniątko. Sekundę później moim oczom ukazał się foliowy woreczek napełniony różowym proszkiem. - Dobra. Jedna część umowy załatwiona. - mężczyzna mówił z akcentem, którego nie byłam w stanie rozpoznać. - Teraz reszta.
Caem odwrocił się w moją stronę. Podłapałam jego spojrzenie. Było pełne czegoś... Po chwili uświadomiłam sobie co to jest. Poczucie winy. Współczucie. Przeprosiny. Wszystko na raz. Wtedy stojący za mną strażnik wygiął do tyłu moją prawą dłoń, z której wypadł przed chwilą wyciągnięty pistolet.
Poczułam okropny ból w wykręconym ramieniu. Po chwili coś spadło mi na głowę ostatecznie odejmując zmysły. Słyszałam jeszcze własny krzyk zmieszany z głosem Caema i hukiem wystrzału.
***
Mam nadzieję, że może być. To moje pierwsze opowiadanko, więc proszę o wyrozumiałość. 😊
CZYTASZ
Queen of Fire//Pani Ognia [wolno pisane]
FantasyRayne traci wszystko co miała. Porwana trafia do (prawie) legalnego ośrodka. Wkrótce napad zmusza ją do ucieczki w towarzystwie dwóch prawie obcych mężczyzn. Czy Rayne odkryje i opanuje własne zdolności? Czy postawi się przeznaczeniu?