Rozdział 7

454 34 24
                                    

 - Spójrzmy na to realistycznie, nie macie wystarczająco mocy, żeby go wyciągnąć - powiedziała Elisabeth, siedząca na lodowej posadzce z kolanami pod brodą - To po prostu niemożliwe!

 - A ty masz? - zapytał Zając. Pozostali Strażnicy spojrzeli na niego zaskoczeni. Aster raczej nie darzył tej dziewczyny sympatią, a teraz zachowywał się tak... jakby chciał ją wypuścić? Co prawda to wyglądało jak tymczasowy sojusz, a nie przyjaźń do grobowej deski, ale jednak.

 - Teoretycznie tak, ale odchodzimy od tematu - stwierdziła córka Pitcha - Jeśli wejdziecie do Cytadeli, od razu jakiś koszmar ją o tym zawiadomi, nie dacie rady się zakraść. Jak będzie wiedziała, to zaraz się pojawi i koniec! - jasnowłosa uderzyła z całej siły pięścią w podłogę. Na lodzie rozprzestrzeniła się siatka pęknięć. Na dłoni dziewczyny pojawiło się trochę krwi, bo pod wpływem uderzenia, jej skóra pękła w jednym miejscu.

 - A gdybyś poszła z nami, mielibyśmy jakieś szanse? - drążył dalej Szarak

 - To lustro ma zabezpieczenia przeciwko mojej magii, nie mogę nią oddziaływać poza nim - odparła - Możliwe, że jeśli byście wywabili ją jakoś z Cytadeli, to dałoby się to załatwić... nie, koszmary by go przynajmniej zamaskowały, jak nie gdzieś zabrały... - rozważała dalej

 - A gdybyś była z nami, ale bez lustra, udałoby się? - przerwał jej Zając. Elisabeth uniosła głowę i wbiła w niego wzrok, studiując dokładnie jego mimikę.

 - Sugerujesz, że mnie wyciągniecie stąd? - uniosła z zaskoczenia brwi, po czym przyjrzała mu się sceptycznie - Jestem w stanie walczyć z Melissą, a z waszą pomocą nawet wygrać, ale dlaczego mielibyście mnie wypuścić? Już raz próbowałam was zabić, skąd wiecie, że nie zrobię tego znowu?

 - Bo nawet wtedy przepraszałaś za to Jacka. Może i za nami nie przepadasz, jednak nie zrobisz niczego, co by go unieszczęśliwiło. Przynajmniej specjalnie - odparł Aster - Nie lubię cię, to fakt, ale inaczej nie damy radę tego idioty stamtąd wyciągnąć - Strażnik Nadziei podszedł do lustra i włożył w nie łapę. Elisabeth niepewnie ujęła ją, wstała i zrobiła krok do przodu. Ku jej zaskoczeniu, szklana tafla ją wypuściła.

 - Dziękuję - powiedziała zdziwiona - Dobra, ale teraz trzeba ustalić plan ataku. Zrealizujemy go dziś wieczorem - oznajmiła twardym tonem - Proponuję wersję, że przeniosę nas do Sali Stu Klatek, gdzie prawdopodobnie będzie czekać Melissa. Znając życie jeden z koszmarów tu jest i informuje ją nabieżąco. A, właśnie, chyba wypadałoby żebym ci to oddała, North - dodała, rzucając mu jakąś złotą ozdóbkę. Mikołaj rozpoznał w tym swój pierścień, który zgubił piętnaście lat temu, wtedy, kiedy Jack podpalił Sferę Snów.

 - Skąd go masz? - spytał zaskoczony

 - Swego czasu często tu bywałam, a ojciec kazał mi ukraść coś, co należy do was. To było pierwsze co przyszło mi do głowy - jasnowłosa wzruszyła ramionami - Małe, nierzucające się w oczy, coś co łatwo po prostu zgubić w takim rozgardiaszu

 - Ale dlaczego akurat mój ulubiony pierścień?!

***

 Melissa niemal warknęła, słysząc jakie wieści przyniósł jej jeden z koszmarnych koni. Ta cholerna hybryda wydostała się z lustra i planuje odbicie jej nowego nabytku! Miała zaledwie dziesięć godzin, żeby złamać ducha zimy, a to ograniczenie psuje cały jej plan. Chciała robić to powoli, żeby móc rozkoszować się jego przerażeniem i bólem, ale nie! Elisabeth musiała jak zwykle wszystko zepsuć.

 - Lu! - krzyknęła córka Seraphiny. Przed nią zaraz pojawiła się żółtooka dziewczyna. Jej imię co prawda brzmiało całkiem inaczej, Averis właściwie, jednak czarnowłosa szybko to zmieniła. Odebranie prawdziwego imienia było częścią tresury - Przygotują go do znaczenia.

...Mroczny umysł...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz