Rozdział 2

534 44 11
                                    

 Biegnę.

 Chociaż moje nogi już palą, chociaż płuca ledwo łapią powietrzę, biegnę.

 Boję się boję się boję się że mnie złapią. Że ktoś się o tym dowie. Że za którymś razem zorientują się co robię.

 Że stracę tą ostatnią szansę. Że więcej nie spojrzę w tą szklaną taflę.

 Czuję go, zbliża się. Muszę muszę muszę uciec, ale nie wiem gdzie. Wyskakuję z komnaty i zamykam cichutko drzwi, a potem biegnę biegnę biegnę coraz szybciej jasnym korytarzem. To tam jest, dlatego wiem, że tam wrócę. Tak jak przez ostatnie dni, odkąd to odkryłam.

 To było tym, czego potrzebowałam. Cóż innego mogłam tu robić? Nie było tutaj nikogo do mnie podobnego. Nikogo kto by mnie zrozumiał. Kto by pojął, że ja nie mogę tak po prostu zapomnieć.

 "Przestań patrzeć", mówili, "Pozwól mu żyć"

 Ale ja wiem swoje. Nie przestanę. Nigdy tego nie zrobię. Bo kiedy on zginie, trafi tam, gdzie nie mam dostępu. Już nigdy więcej się nie spotkamy.

 A na to nigdy się nie zgodzę.

***

 Znowu znalazł karteczkę. Nawet nie wiedział która już to była. Dwudziesta? Trzydziesta? Czterdziesta?

 Każdą napisała ta sama osoba. Miała schludne pismo, a z każdego znaku zapytania robiła coś na kształt lustrzanego odbicia litery "S" z kropką u dołu.

 Znajdował je coraz częściej. Pierwsze były żywcem wzięte z pamiętnika Elisabeth, a inne... trochę polatał po świecie i znalazł skąd pochodzą. Wszystkie zostały wzięte z jakichś piosenek, które nadawca widocznie słyszał. Tak samo jak te wydrapywane na ścianie przez córkę Mroka.

 Tylko jedna osoba patrzyła na świat w ten sposób. Tylko Ona. Dziewczyna, która zmarła niecałe dwa tygodnie temu. A może udało się jej oszukać w jakiś sposób śmierć? Nikt inny nie byłby w stanie napisać czegoś takiego...

 W zamyśleniu podrapał się po głowie. Strażnicy nie byliby na tyle okrutni, żeby robić mu takie kawały, jednak dla uspokojenia myśli musiał ich o to zapytać. Rozwieje wątpliwości i będzie mu o wiele łatwiej.

 Z tym postanowieniem ruszył na poszukiwanie sług Księżyca. Niby mógł się najzwyczajniej w świecie zapytać o to yeti, ale i tak pewnie nie zrozumiałby ich odpowiedzi. Naprawdę nie miał pojęcia jakim cudem North się z tymi włochaczami dogadywał. Dla niego ich bełkot kompletnie nie miał sensu.

 W końcu znalazł Strażników w salonie przy kominku. Już miał wchodzić do środka, kiedy usłyszał, że rozmawiają o nim.

 - Z Jackiem jest coraz gorzej, trzeba w końcu coś z tym zrobić - oznajmiła Ząbek. Zaciekawiony duch zimy cofnął się do cienia i narzucił kaptur, żeby nie zdradziły go jasne włosy. Ustawił się za rogiem tak, aby on mógł ich widzieć, a oni jego nie.

 - To wszystko wina tej Elisabeth! - warknął niezadowolony Zając - Gdyby nie ona, wszystko byłoby dobrze! Ale nie! Musiała się wpakować, porwać go i na dodatek chłopak ma syndrom sztokholmski* przez nią!

 - Aster, uspokój się, bo go tu ściągniesz - przerwał mu Mikołaj, po czym zwrócił się do kolibrzycy - Będziesz musiała odebrać mu część wspomnień, Tooth. Dasz radę to zrobić?

 Na te słowa oczy białowłosego zaokrągliły się. Zasłonił sobie usta ręką, żeby nie zdradzić się przypadkiem jakimś odgłosem. Ale nie zdołał powstrzymać szronu, który zaczął tworzyć się od miejsca, w którym jego laska stykała się z podłogą. Uniósł ją szybko, by zminimalizować ślady i wycofał się powoli, już nawet nie słuchając odpowiedzi Toothiany, a potem rzucił biegiem przez korytarze, wymijając zaskoczone yeti. Wpadł jak burza do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi. Kij wypadł mu z rąk, kiedy powoli osunął się po drewnianej powierzchni na podłogę.

...Mroczny umysł...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz