Rozdział 14

438 36 20
                                    

 - Elisabeth... - wyszeptał zaskoczony. Po twarzy jasnowłosej przemknęło zrozumienie. Przycisnęła obie dłonie do szkła i zmrużyła oczy, jakby próbowała przebić się wzrokiem przez mrok.

 - Jack? To ty? - spytała, a z jej twarzy spadła maska obojętności. Widząc jej minę, miał pewność, że podzielała jego emocje, też chciała go zobaczyć. Ale mimo iż byli naprzeciwko siebie w niewielkiej odległości, ona go nie widziała. Frost jeszcze raz przyjrzał się jej oczom.

 Wyglądały przerażająco. Nie miała źrenic, ani tych przeszywających tęczówek. Jej oczy składały się tylko z białka.

 - Elisabeth, co ci się stało? - zapytał wstrząśnięty tym widokiem - C-co z twoimi oczami?

 - To naprawdę ty... - jej oblicze rozchmurzyło się. Kąciki ust uniosła w delikatnym uśmiechu ulgi, kompletnie ignorując jego wypowiedź, skupiając się jedynie na tym, że to on - Już wszystko dobrze? Strażnicy cię opatrzyli?

 - Nie, nic nie jest dobrze! Odpowiedz. Dlaczego... dlaczego twoje oczy... co się z nimi stało? - córka Mroka posmutniała lekko

 - To był wypadek - mruknęła cicho, spuszczając głowę - Mówili, że jestem zbyt zmęczona, zbyt słaba, żeby to zrobić, ale się uparłam. Melissa wiedziała co robi, kiedy wtłoczyła w twój umysł tyle mroku. Przeniosłam go na siebie, jednak nie przewidziałam jak duże będą skutki uboczne... ale nie mogłam cię tak zostawić - powiedziała płaczliwie, lecz zaraz opanowała emocje. Nadal miała spore opory z okazywaniem ich publicznie.

 - Nie widzisz... - wyszeptał duch zimy

 - To nic - odparła uspokajająco Elisabeth - Śnieżka mi pomaga - dodała, głaszcząc ogromnego kocura

 - To moja wina... - niemal westchnął. Był zszokowany.

 - Nie możesz się o to obwiniać - powiedziała twardo jasnowłosa - To tylko i wyłącznie moja wina. Sama to sobie zrobiłam i jestem za to w pełni odpowiedzialna - po tych słowach zapadła między nimi cisza - Podasz mi rękę? - zapytała cichutko, niemal zawstydzonym głosem - Proszę, chciałabym mieć pewność, że nie jesteś tylko moim wymysłem...

 Duch zimy bez wahania wyciągnął do niej dłoń. Z zaskoczeniem stwierdził, iż bez żadnych oporów wsunęła się w szklaną taflę niczym w cieniutką warstwę wody. Musnął niepewnie jej policzek, a ona bez oporów wtuliła się we wnętrze jego ręki. Jakby bojąc się, że chłopak się wycofa, delikatnie złapała jego nadgarstek. Nie chciała by znowu zniknął.

 Jack ostrożnie włożył w lustro drugą dłoń złapał ją łagodnie za ramię. Powoli przyciągnął do siebie Elisabeth, a ona z lekkim wahaniem zrobiła krok do przodu. Szklana tafla wypuściła ją. Kocica wyszła tuż za nią. Dziewczyna uśmiechnęła się i wręcz rzuciła się na Strażnika Zabawy. Uścisk córki Pitcha pozbawił chłopaka oddechu, ale zaraz go odwzajemnił, wtulając twarz w zagłębienie między jej ramieniem, a szyją.

 - Tak bardzo się o ciebie bałam... - szepnęła mu do ucha. Mróz uśmiechnął się. Miał rację, kiedy twierdził, iż łgała, mówiąc, że go nienawidzi.

 - Dlaczego kłamałaś? - spytał po dłuższej chwili, odsuwając ją od siebie lekko i zakładając jej za ucho zbłąkany kosmyk - I co takiego im powiedziałaś? - Elisabeth od razu zrozumiała o co mu chodzi. Na jej bladych policzkach wykwitły delikatne rumieńce

 - Byłam Dzieckiem ze Skazą, w moim sercu od zawsze był mrok. To dziedziczne w mojej rodzinie - stwierdziła - A odkąd wybrałam stronę ojca to... cóż... jakby to ująć... moja osobowość rozszczepiła się na dwie postacie. Nazwałam je Elsa i Beth. Tak, wiem jak to brzmi - dodała obronnym tonem, widząc, a raczej wyczuwając, spojrzenie jakie jej posłał - Po prostu... eh... - westchnęła - Trudno jest zachować zdrowe zmysły z głosami w głowie. Elsa chciała mi pokazać, że nie jesteś moim wrogiem, ale osiągnęła nawet więcej. Chociażby pokazała mi jak bardzo cię krzywdzę. Dlatego postanowiłam zostawić cię w spokoju. Ale żeby to cię nie ranił, musiałeś mnie znienawidzić. Ale z tego co zauważyłam, to mi nie wyszło...

...Mroczny umysł...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz