Rozdział 12

366 36 11
                                    

Jack nie obudził się następnego dnia. Kolejnego zresztą też nie. Ani trzeciego, ani czwartego... otworzył niebieskie oczy dopiero po tygodniu.

Miał wrażenie, że jego głowa waży tonę. I do tego strasznie bolała. Próbował przypomnieć sobie, co doprowadziło go do tego stanu, ale nie potrafił. Był zbyt rozkojarzony. Zaczął ziewać, ale wpół musiał przymknąć usta, bo lewy policzek palił go niemiłosiernie. Odruchowo się skrzywił, ale to tylko pogorszyło sprawę. Dotknął palcami ostrożnie skóry i nie mało się zdziwił, wyczuwając tam strupki. Przesunął po nich, z zaskoczeniem zdając sobie sprawę z faktu, że nie są one przypadkowo rozmieszczone.

Miał na policzku wyciętą śnieżkę.

Nagle przypomniał sobie wszystko. Porwanie, kij wbity w ręce, baty, jakie otrzymał za próbę ucieczki, kaganiec, który nałożyła mu Melissa, obrożę, moment, w którym szalona czarnowłosa przyłożyła mu rozżarzony pręt do piersi...

Chciał wstać, ale eksplozja bólu w plecach udaremniła jego działania. Opadł bezwładnie na posłanie z urywanym oddechem.

Podniósł dłonie do oczu, przyglądając się dziurom w nich. Nie czuł bólu, gdy nimi poruszał. Dotknął prawego policzka i wyczuł tam wypalony ślad. Położył rękę na sercu, jednak pod palcami miał tylko materiałowe bandaże. Ale mimo to wiedział, co się znajduje pod nimi. "MB" odbite rozpalonym do białości metalem.

Nawet nie zorientował się, kiedy zaczął krzyczeć.

Słysząc trzaśnięcie drzwi, zacisnął powieki. Bał się, że to znowu Ona, że wróciła, by zaciągnąć go ponownie w ciemności Cytadeli.

Ostatnie co zarejestrował to czyjś dotyk. Potem osunął się z powrotem do krainy snu bez snów.

***

O ile poprzednio nie miał problemów z obudzeniem się, tak teraz z trudem otwierał oczy. Miał wrażenie, że jego powieki są zaklejone. Niemal czuł jak się rozrywają. Bolało go całe ciało, szczególnie plecy i dłonie.

Tym razem jednak jego umysł nie był tak ociężały, dlatego od razu wszystko sobie poukładał w głowie. Pamiętał, jak z nieznanych mu przyczyn nagle stał się pokornym sługą. Nie wiedział dlaczego tak po prostu zaczęło mu zależeć na wykonywaniu rozkazów czarnowłosej. Owszem, już wcześniej zaczął bać się jej przeciwstawiać, ale to było coś więcej. Nawet kiedy Elisabeth rzuciła sztyletem w Melissę, on mimo wszystko nadal był posłuszny jej ostatniemu nakazowi. Fakt, że nie rozumiał własnych działań, przerażał go.

Chciał wstać, ale w porę przypomniał sobie, iż nie jest to zbyt dobry pomysł ze względu na poranione od bata plecy. Mimo wszystko jednak podciągnął się z trudem do pozycji siedzącej i powoli się rozejrzał. Na szafce obok łóżka stała szklanka z  wodą. Dopiero teraz chłopak uświadomił sobie, jak bardzo jest spragniony. Sięgnął po nią, ale próba wzięcia ją w rękę zakończyła się ogromną falą bólu i mimowolnym okrzykiem. Cofnął dłoń, sycząc cicho ze złości. Naprawdę chciało mu się pić, a przez te dziury w rękach nie mógł sięgnąć po napój. Zdecydowanie niezbyt komfortowa sytuacja.

Do sali wleciała Ząbek. Widząc przytomnego ducha zimy pisnęła radośnie i szybko podleciała do niego. Złapała go w ramiona i przytuliła mocno. Jednak uraziła jednocześnie jego rany. Białowłosy ledwo stłumił krzyk do niezbyt głośnego jęku.

- Przepraszam! - zawołała, puszczając go od razu - Po prostu tak się cieszę, że w końcu wróciła ci przytomność! Znaczy wczoraj też trochę tam się wybudziłeś, ale chyba trochę się przestraszyłeś, bo krzyczałeś na pół Bazy, chociaż w sumie to zawsze coś, jednak... - tu urwała na wzięcie oddechu, bo to wszystko powiedziała na jednym wdechu.

...Mroczny umysł...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz