#1

14.8K 491 80
                                    

SKYLER POV:

– Zejdź na dół, na kolację! – krzyknęła mama gdy w pośpiechu zakładałam skórzaną kurtkę.

– Umówiłam się z Vicky i Leo pod szkołą! Nie zdążę zjeść! – odkrzyknęłam chwytając moją starą, spraną torbę i zbiegając na dół do kuchni. Przy kuchence stała mama w fartuchu i z teflonową łopatką w ręce. Blond włosy miała jak zwykle spięte w kucyka, a na jej ramionach widniały runy. Znaki ochronne, które mają wszyscy Nocni Łowcy (naturalnie prócz mnie). Przydają się w walce, choć mama już dawno z niej zrezygnowała, a ja nigdy nie próbowałam. Osobiście widziałam demony tylko kilka razy, ale za nim nawet pomyślały o zbliżeniu się zostały zabite przez mojego ojca. Tak... Mark Grinwos. Mój ojciec. Zawsze opowiadał, że jesteśmy jednym z najstarszych rodów Nefilim, ale kiedy pytam o coś więcej zaraz ucina temat. Zdążyłam się już przyzwyczaić ,że obydwoje mnie zbywają ,ale w sumie... Pasuje mi tak jak jest.

– Zjedz chociaż jednego. Mama się tak postarała... – zaczął tata przeżuwając powoli kawałki naleśnika.

– Zjem po drodze – rzuciłam biorąc placek z talerza po czym podeszłam do drzwi z zamiarem założenia butów.

– Wzięłaś stelę? – usłyszałam pytanie mojej rodzicielki po czym wywróciłam oczami. Każe mi brać ten badyl wszędzie ze sobą! Nie pamiętam czy kiedykolwiek jej w ogóle używałam. Jak mamy żyć normalnie to bez tych całych sprzętów.

– Po co mi ona? Demony rzadko odwiedzają Miami. Nie muszę jej brać – westchnęłam otwierając drzwi.

– Owszem, musisz – powiedziała wychodząc za mną do przedpokoju. – Pamiętaj. One wszędzie wyczują anielską krew, a ty musisz mieć się czym bronić – powiedziała przekazując mi przedmiot.

– Taa... I patyk z kryształkiem załatwi całą sprawę... – jęknęłam wsuwając ją do kieszeni spodni i przysłaniając moją czarną bluzką z Rolling Stone.

– Nawet nie wiesz ile razy ten ,,patyk" uratował mi życie – dodała odchodząc z powrotem do kuchni.

– Masz rację, nie wiem... – nic nie wiem. Po wyjściu z domu upewniłam się jeszcze czy aby na pewno mam telefon i resztę rzeczy w torbie. Dziwnym trafem niczego nie zapomniałam. Szczęśliwa iż w końcu udało mi się wyrwać z domu szłam spokojnie w kierunku mojej szkoły gdzie umówiłam się z przyjaciółmi. Naturalnie bez zamiaru wspólnej nauki to jasne...Ulice były wypełnione ludźmi, którzy bez celu łazili z knajpy do knajpy. Nikt nie wpadnie na lepsze wykorzystanie piątkowego wieczoru. W końcu pod ogromnym budynkiem, koło parkingu zobaczyłam Vicky i Leona. Moi najlepsi przyjaciele...W zasadzie od zawsze. Vicky poznałam w drugiej klasie, a Leo to syn znajomego ojca także chodzący z nami do klasy, jednak poznałam go w dużo ciekawszy sposób. Mianowicie pomogłam mu uciec przed wampirami dwa lata temu po imprezie w jednym z klubów. Jako Wilkołak nie za bardzo za nimi przepadał. Później nasi ojcowie nas ze sobą oficjalnie poznali.

– No w końcu! – powiedziała blondyna wieszając mi się na szyi.

– Spokojnie... Też się cieszę, że was widzę – uśmiechnęłam się kiedy mnie puściła.

– Więc gdzie idziemy dzisiejszego wieczoru drogie panie? – spytał Leo obłapując nas obie ramieniem.

– Klub ,,Colors" mają ponoć boskie drinki – przyznała Vicky oblizując dolną wargę.

– I tak nam nie sprzedadzą – jęknęłam czując ciężar mojego kumpla na swoim karku. – Dopiero co skończyliśmy siedemnastkę.

– Komu nie sprzedadzą, temu nie sprzedadzą – zaśmiał się szatyn machając mi jakimś świstkiem przed oczami. Nie czekając wyrwałam mu papier z ręki i zszokowana patrzyłam na jego własność.

Shadow World // Alec Lightwood //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz