Rozdział 5

27 3 0
                                    

  Przez jakieś 10 minut szukałam i nawoływałam go, ale on zniknął. W jednej chwili był, a w drugiej już nie. Rozpłynął się w powietrze. Ostatecznie postanowiłam zakończyć poszukiwania chłopaka, który pobił faceta. Jeżeli uciekł to znaczy, że pewnie się śpieszył albo po prostu nie chciał podziękowań. Ale nie zmienia to faktu, że do końca życie będę mu wdzięczna. Czy tego chciał czy nie, obronił mnie. Uratował przed straszliwą rzeczą. Zrobiłabym wszystko, żeby go znaleźć i w jakikolwiek sposób odpłacić się jego czyn. Ale prawda była taka, że nie mogłam zrobić nic. Nie mogłabym zacząć go szukać. Nie wiedziałam nawet jak. Jedno jest pewne. Powinnam była posłuchać się rady osoby od sms-ów i siedzieć grzecznie w hotelu. Teraz przynajmniej mam do niej  większe zaufanie. Może nie całkowite, ale to jakiś początek. 

Po wszystkim nie chciałam robić więcej głupot, których na dzisiaj i tak było wystarczająco, więc szybkim krokiem wróciłam do pokoju. Kto wie ile jeszcze gwałcicieli czeka na ofiary. Weszłam do pomieszczenia starając się nie zrobić zbyt dużego hałasu. Wciąż oszołomiona dzisiejszymi zdarzeniami pierwszą rzecz jaką zrobiłam był gorący prysznic. 

Po zmyciu wspomnień z dzisiejszego wieczoru przebrałam się w piżamę i zanim położyłam wygodnie na łóżku, sprawdziłam czy na pewno zamknęłam drzwi. Teraz naprawdę bałam się o swoje bezpieczeństwo. Kiedy to zrobiłam wróciłam do wcześniejszej czynności. Leżąc na całkiem wygodnym materacu pogrążyłam się we własnych myślach. Chciałabym móc cofnąć czas. Nie zrobiłabym wtedy nic z rzeczy, na które się zdecydowałam. Przede wszystkim nie wyszłabym na ten pieprzony spacer. Zazwyczaj tłumaczę sobie takie sytuacje tak, że wtedy chciałam to właśnie zrobić i nie powinnam żałować. Ta jednak była inna. Z mojej strony była to po prostu ogromna głupota. Żadne inne wytłumaczenie nie istniało. To z mojej winy mogłam zostać zgwałcona lub nawet zabita. Przez to wydarzenie uświadomiłam sobie też jedną rzecz, a mianowicie nie zdawałam sobie sprawy, że wcale nie potrafię się tak dobrze bronić. Niby na treningach z Filpem szło mi całkiem dobrze i lubiłam to, ale w praktyce jest całkiem inaczej albo po prostu nie miałam z tym kolesiem żadnych szans. Mam nadzieję, że to ta druga opcja, ale myślę, że muszę koniecznie trzymać kondycję. Nie wiem przecież z kim mi jeszcze przyjdzie walczyć,a nie chcę, żeby wyglądało to tak samo. Od jutra muszę zacząć ćwiczyć. Nie wiem w jaki sposób to zrobię, ale coś wymyślę. Z taką właśnie myślą zasnęłam nie zwracając uwagi na to, że nawet się nie przykryłam.

Tej nocy także nie było mi dane spać spokojnie. Jednak nie obudził mnie podmuch wiatru czy dotyk na policzku. Przerwałam sen sama z siebie. Jakby naszła mnie nagle myśl, że muszę się zbudzić, nie wiem dlaczego. Postanowiłam podjąć jeszcze jedną próbę snu. Przewróciłam się na drugi bok i na siłę zamknęłam oczy, ale sen nie przyszedł. Właściwie nie chciałam, żeby przyszedł. Podniosłam się i usiadłam rozbudzając się. I nagle mnie olśniło. ,,Proponuję USA,, Tak napisał nieznany numer. To tam mam się udać, aby być bezpieczniejsza. Szybko chwyciłam mojego laptopa i poszukałam lotów z Londynu do USA, a dokładnie Kaliforni. Najbliższy był dopiero o 15.00. Popatrzyłam na zegarek w komputerze. Była 1.00. Cóż, nie pospałam za długo, ale o dziwo nie czułam ani trochę zmęczenia. Uznałam, że w tym czasie załatwię typowe, no może trochę mniejsze dziewczyńskie sprawy. Poszłam do łazienki, w której stanęłam przed lustrem. W żadnym stopniu nie przypominałam człowieka. Wory pod oczami przypominające prawie, że sine piłeczki pingpongowe, wyschnięta cera i coś czym postanowiłam się od razu zająć, czyli tłuste włosy. Dokładnie je umyłam i lekko wytarłam ręcznikiem. Nie suszyłam ich, bo i tak miałam jeszcze dużo czasu przed wylotem. Po zrobieniu tego wszystkiego przemyłam jeszcze twarz i pomalowałam leciutko rzęsy, które i tak wyglądały jakbym tego nie zrobiła. Trudno, liczą się intencje, prawda? Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam, żeby wziąć ubrania. Ubrana w bordowe spodnie, białą koszulkę i rozpiętą koszulę w kolorze wojskowej zieleni, wyszłam z łazienki i po sprawdzeniu godziny - 2.00 usiadłam na parapecie okna. Na dworze panowała jeszcze ciemność, ale mogłam zauważyć, że miałam widok na park, w którym wczoraj byłam. Nie chcąc przywoływać przykrych wspomnień, otworzyłam na oścież okno i usiadłam w sposób, który gwarantował, że nie spadnę. Błyskawicznie poczułam świeże powietrze, które poprawiło mi nastrój. Zaczęłam obserwować co się dzieje na zewnątrz. Tylko, że nie działo się kompletnie nic. Panowała kompletna pustka. Wszyscy ludzie najprawdopodobniej smacznie spali, żeby rano wstać do pracy. Boże. Praca. Przecież zanim wyjechałam chodziłam popołudniami do pracy w restauracji. Kompletnie zapomniałam tam zadzwonić. Swoją drogą dziwne, że do mnie się nikt nie dobijał. Sięgnęłam po telefon, nie wstając z parapetu. Po wciśnięciu odpowiedniego przycisku ekran dalej pozostał czarny. Rozładował się. No nic, będę musiała zadzwonić jutro - pomyślałam i po podłączeniu komórki do ładowania, wróciłam do oglądania widoku z okna.

Siedziałam tak jakieś pół godziny gapiąc się na wszystko co znalazło się w zasięgu mojego wzroku. Już zamierzałam opuścić to miejsce z powodu zimna i nudy, ale momentalnie coś przykuło moją uwagę. Usłyszałam szelest liści drzewa znajdującego się bardzo blisko mojego pokoju. Podeszłam tam specjalnie wkuwając wzrok w koronę drzewa. Jednak nic nie zauważyłam. To pewnie wiatr. Tylko, że na zewnątrz nie czuć było żadnego powiewu lub porywu wiatru. Mimo to bardzo chciałam w to uwierzyć, więc znowu odwróciłam się w celu zamknięcia okna i ponownie usłyszałam podobny szelest dobiegający z drzewa. Natychmiast popatrzyłam w tamtą stronę i zastałam jeszcze lekko chwiejące się, grube gałęzie. Coś musiało wywołać ten ruch. Rzuciłam pośpiesznie okiem na okolice rośliny i zobaczyłam go. Biegł w przeciwną stronę, odwrócony do mnie tyłem. Nie chcąc stracić okazji krzyknęłam z całych sił :

-Hej! Poczekaj! Kim jesteś?! - moje słowa były przepełnione ciekawością i zafascynowaniem.

Nie zatrzymał się. Nie odpowiedział. Uciekł, a ja nie mam pojęcia kim jest i czego ode mnie chce.


Siedzę na jednym z lotniskowych krzesełek (załącznik). Są strasznie niewygodne, ale nieważne.Zastanawiam się, kim był człowiek, który uciekł. Zeskoczył z drzewa, a to znaczy, że siedząc tam, musiał mnie obserwować. Ale po co miałby to robić? Nie nasuwa mi się żadna prawdopodobna odpowiedź. Kim on jest? To też pozostaje bez odpowiedzi. A może to ten sam chłopak, który uratował mnie poprzedniego wieczoru w parku? Lub ten, który mnie obserwował zeszłej nocy? A może żaden z nich? Nie mam pojęcia, która z tych opcji jest poprawna, a przecież każda tak samo możliwa jak i przerażająca. Najbardziej martwię się o to, że ktokolwiek to był, mógłby to być wróg. To dowodzi jak łatwo można mnie znaleźć. Aczkolwiek nic nie zrobił, tylko obserwował. Nie zaatakował mnie lub mu w tym właśnie przeszkodziłam. To mógł być każdy - uświadomiłam sobie i zasnęłam. Tak jak za pierwszym razem, kiedy uciekałam. Historia lubi się powtarzać. Miejmy nadzieję, że nie do końca.

Następnego dnia, po locie, w hotelu, godzina 15.30

Kolejny cios wyparowany w powietrze. I następny z drugiej strony. Zalana potem ćwiczę, aż będę miała dosyć. Muszę mieć formę, a po tym jak ostatnia ,,walka,, mi poszła uznałam, że mocny trening jest bardzo potrzebny. Nie myliłam się. Jestem wykończona, ale wydaję jeszcze kilka prowizorycznych uderzeń i opadam bez sił na twarde łóżko hotelowe. Wyciągam z walizki telefon i mam zamiar zadzwonić do pracy i oczywiście do Cass. Nie powiem jej całej prawdy, ale ta dziewczyna zasługuje przynajmniej na powiadomienie, że wyjechałam. Już miałam wybierać jej numer, gdy przyszła do mnie wiadomość oczywiście od nieznanego numeru. Z rezygnacją otworzyłam ją i przeczytałam te trzy słowa, które brzmią jak najgorsze przekleństwo.

,,Idą po ciebie,,

Escape Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz