epilog

3.4K 313 24
                                    

l u k e

Wyglądała jak anioł, kiedy spała. Wyglądała uroczo, a zarazem seksownie. Wyglądała jak ósmy cud świata, a ja nie mogłem uwierzyć, że owy cud leży obok mnie. Przytula mój bok i wygląda tak beztrosko. Miałem ochotę zbudzić ją pocałunkiem lub nieoczekiwanymi pieszczotami, ale wiedziałem, że to jeszcze nie jest właściwa pora. Dziękowałem bogu tysiąc razy za to, że pozwolił mi znów ją spotkać i pokochać na nowo. Miałem cholerne szczęście.

Teraz to ona nadawała sens każdemu mojemu dniu. To ona pokazywała mi jak mogę żyć pełnią życia. Ona pokazała co jest w życiu ważne i jak bardzo trzeba się o to starać. Wiedziałem, że teraz nie pozwole jej odejść, bo nie mógłbym pozwolić na to cząstce mojego świata. Przez nią stałem się stentymentalnym gnojkiem, ale teraz nie przeszkadzało mi to. Byłem uradowany, że pozwoliła mi znów o nią zawalczyć.

I właśnie to miałem zamiar teraz zrobić. Była dziewiąta rano, więc postanowiłem delikatnie wyplątać się z jej uścisku i zejść do kuchni, aby zrobić śniadanie. Będąc już wolny naciągnąłem na siebie stare, szare dresy i zbiegłem po schodach. W lodówce już czekały na mnie potrzebne składniki, więc postanowiłem bez większego zastanowienia zabrać się do roboty. Rozrobiłem ciasto i rozgrzałem patelnie, po czym jedno po drugim robiłem placki. Nakładałem na nie czekolade, dżemy, marmolade, wszystko co miałem pod ręką, aż nie wychodziły z nich piękne i smaczne naleśniki. Wiem, że to banalne, ale aktualnie nie przychodziło mi nic lepszego do głowy. Szczególnie, kiedy miałem przed sobą tak ważną rozmowę.

Jeśli mam być szczery to właśnie od niej zależało moje być, albo nie być. Miałem wyćwiczone teksty na każdą możliwą ewentualność, ale znając życie zapowmnę o bożym świecie, kiedy Ariana wejdzie do kuchni.

I właśnie tak było. Usłyszałem jak jej małe stopy stawiają kroki na schodach i spiąłem się niesamowicie, a kiedy przekroczyła próg kuchni potrafiłem tylko stać w bez ruchu i patrzeć na nią jak zaczarowany.

-Cześć, Luke. - mruknęła, jeszcze zaspana i podeszła do mnie. Wspięła się na palce i obdarzyła mój policzek krótkim pocałunkiem. - Zrobiłeś śniadanie. - uśmiechnęła się i usiadła na jednym z krzesełek przy blacie. - Dzięki bogu, umieram z głodu. - wzięła w dłoń jednego naleśnika i zajadała się nim ze smakiem. Jednak ja jedyne na co miałem odwagę w tej chwili to patrzeć się na nią wzrokiem pełnym miłości.

Zachowywałem się jak szczeniak, nie potrafiłem utrzymać swoich emocji przy sobie, ale to na prawdę nie moja wina. To ona tak na mnie działa. Miałem ochotę patrzeć na nią dzień i noc i podejrzewam, że nigdy mi się by to nie znudziło.

-Ej, mam coś na twarzy? - kobieta spytała, a ja szybko pokręciłem przecząco głową. Teraz, albo nigdy. Powtarzałem sobie w myślach jak mantrę, której nie mogła zagłuszyć żadna myśl zwiątpienia.

-Nie, ale chodzi o to, że... - zaciąłem się, tak jakby zabrakło mi odwagi na te wszystkie słowa, które miałem wypowiedzieć. - Chodzi o to, że kiedy spotkałem cię po raz pierwszy po tylu latach rozłąki coś we mnie odżyło. - zacząłem niepewnie. - Tak jakbyś wraz z każdym krokiem dawała mi nową chęć do życia, a sam twój widok napawa mnie szczęściem. Czuje się jak w liceum, kiedy kochałem cię poad wszystko i nie mogę sobie wybaczyć, że to przez moją własną głupote straciłem ciebie, moją cząstke serca. - rozkręcałem się, mając nadzieję, że jej tym nie odstraszę. - Jesteś jak taki promyk nadzieji na lepsze jutro, jak najsłodszy naleśnik, jak ktoś kogo potrzebowałem, żeby moje życie stało się kompletne. Wiem, że popełniłem wiele błędów w swoim życiu, ale dwóch nie pożałuje nigdy. Zostanie ojcem Toby'ego i napisanie tego jednego głupiego esemesa do ciebie było czymś co odmieniło moje życie. Na lepsze. - patrzyłem na nią, ale ona nic nie robiła, po prostu mnie słuchała. - Ja wiem, że to wszystko jest może teraz nie na miejscu, że jest za późno lub za wcześnie, ale nie mogę poradzić nic na to, że cię kocham. Cholernie cię kocham. - skończyłem i wreszcie nabrałem powietrza do płuc, tak jakbym na chwilę przestał wcześniej oddychać.

Patrzyłem na nią, na jej reakcje, ale ona była jakby wyprana z emocji. Po prostu wstała od blatu i patrząc na mnie podchodziła coraz bliżej, a mi robiło się corsz bardziej gorąco. Kiedy w końcu była przy mnie nie wiedziałem co za chwilę nastąpi. Miałem wrażenie, że strzeli mi w pysk i wyśmieje, ale stało się coś zupełnie innego. Ona położyła dłonie na moim torsie, wspięła się na palce i złożyła jeden z najlepszych pocałunków na moich ustach. Była czuła, delikatna, urocza, przepełniona miłością. Oderwała się ode mnie tylko po to, aby spojrzeć mi w oczy i powiedzieć coś na co czekałem tak długo.

-Kocham cię, Luke'u Hemmingsie. Kocham cię, kochałam i zawsze będę kochać, nie zapominaj o tym.

a/n  notka i wszystko inne rano, ily 

hey boy // l.hemmings (sequel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz