jeden

7.6K 484 51
                                    

-Stiles! - krzycze ucieszona, kiedy stoje w progu domu, a mój pies podbiega do mnie merdając ogonem. - Już mamusia wróciła, tak. - zwracam się do niego pieszczotliwie, drapie go za uchem i razem idziemy do kuchni.

Pomieszczenie jest urządzone klasycznie, bez rewelacji z czego jestem ucieszona. Mnóstwo niezbędnych sprzętów elektronicznych wala się po szafkach, ale to nie moja wina, po prostu nie miałam kiedy tego sprzątnąć.

Kładę na wolny blat torbę z jedzeniem dla mnie i idę do auta, po jedzenie dla Stilesa. Pies jest ogromny, to też potrzebuje dużo jedzenia, więc jak kupuje karmę to tylko dziesięcio kilogramową.

Stiles to czarny dog niemiecki (załącznik). Ma trzy latka i mimo swojego wielku jest mi ponad pas. Nie wiem co mnie natknęło na kupno takiego wielkiego psa, ale byłam samotna, nie myślałam trzeźwo. Jego imię wzięło się oczywiście od mojej ulubionej postaci z Teen Wolf jakby inaczej. Tak, nadal mam obsesje na punkcie seriali.

Otwieram bagażnik i wzdycham ciężko. Teraz najgorsze zadanie. Musze wtargać ten pierdolony worek do domu.

-Ariana! - słysze za moimi plecami i odwracam się automatycznie. Przy sąsiednim domie stoi mój sąsiad machając mi przyjaźnie ręką. Uśmiecham się i mu odmachuje.

-Pomożesz mi z tą karmą, Ansel? - pytam, a on kiwa ochoczo głową i idzie w moją stronę. Jest naprawdę przystojnym mężczyzną i z całą pewnością w moim typie, ale ma żone... i dziecko.

-Jak tam u Bethy? - zagaduje, kiedy udaje nam się wnieść wór z karmą do kuchni. Otwieram go, a Stiles sam podchodzi, przewraca go (przy okazji wysypując wszystko na podłoge w kuchni) i pożera karmę. Typowe. Wywracam oczami i próbuje przesunąć rozsypane kuleczki w 'Stilesowy' róg kuchni.

-Bardzo dobrze. - uśmiecha się tym swoim uroczym uśmiechem. - Od kiedy Cleo chodzi do przedszkola Beth ma więcej czasu dla siebie i jest przeszczęśliwa. -wyznaje kiedy wychodzimy na dwór. Śmieje się, bo Bethy zawsze narzekała, że przy jej córeczce nawet spokojnie usiaść nie mogła.

-W takim razie może w sobotę zrobimy grila, hm? - proponuje, a Ansel szybko podejmuje decyzje. - To świetnie. Tak dawno nie mielieśmy wspólnego wieczoru. - uśmiecham się, a chłopak (cóż, chyba powinnam powiedzieć 'mężczyzna') żegna się ze mną i obiecuje, że w sobotę o osiemnastej przyjdą na pewno.

Wzdycham, bo znów zostaje sama i idę z powrotem do kuchni. Mimo, że mam już swój dom od paru ładnych miesięcy to i tak nie umiem w nim sprzątać regularnie. Robie to tylko wtedy kiedy mi się zachce, albo jak już muszę. Patrząc na moją kuchnie dziś będę musiała zrobić to z tego drugiego powodu.

Mrucze niezadowolona i zaczynam zbierać wszystkie brudne naczynia i wkładać je do zmywarki. Dobrze, że chociaż wczoraj posprzątałam w salonie, to teraz nie muszę. Chowam wszystkie nie potrzebne sprzęty do szafek, zamiatam i zmywam podłogę. Teraz kuchnia wygląda jak nowa (oprócz kącika 'Stilesa', tam zawsze jest brudno).

Biorę chipsy i idę do salonu, żeby móc pooglądać telewizję. Szczerze wolałabym teraz siedzieć w pracy i pomagać ludziom, ale kiedy ma się własną przychodnie, a ludzie pracują na ciebie to nie masz nic tam do roboty i jesteś zbędna. Niestety (albo stety?) zaraz po skończeniu nauki dostałam wiadomość, że mój ojciec zmarł. Cóż, nie byłam tym bardzo załamana, nie znałam go praktycznie. Przepisał mi swoją przychodnie lekarską, więc zamiast kontynuować starz w szpitalu zajęłam się nią.

Teraz mieszkam na małym osiedlu w Nowym Jorku, mam Stilesa i jestem szczęśliwa. Co ja pierdole, jasne, że byłabym szczęśliwsza z kimś u boku. Możecie mówić co chcecie, ale w moim wieku wieksząć ma już rodzine... A ja mam psa! Którego oczywiście kocham, jednak to nadal pies.

Włączam telewizor i zaczynam oglądać jeden z tuch durnych seriali o modzie. Serio? Żeby uwieść faceta trzeba się drogo ubierać? Kiedy ja byłam na studiach i codziennie praktycznie chodziłam w dresach (nawet na wykłady, jak nie miałam czasu się przebrać) to chłopcy nie narzekali. Tak! Miałam chłopaka na studiach i nie, nie jestem tak kompletną nudziarą. Miał na imię Benjamin i był kochany, opiekuńczy, uroczy, ale.. dziwny. Zazdrość była jego jedną z wielu wad i po dwuch latach związku rozstaliśmy się. Ben nie był z tego powodu zadowolony, ale ja nie miałam zamiaru żyć z człowiekiem, który nawet o moją mamę był zazdrosny. No, ludzie! Nawet do niej zadzwonić nie mogłam!

Przełączam na inny kanał i spotykam program kulinarny. Co do gotowania to nic się nie zmieniło, nadal nie umiem nic zrobić, ale za to zupka chińska wychodzi mi perfekcyjnie.

Wzdycham i przełączam kanał, na jakiś denny, hiszpański serial. Dojadam swoje chipsy i rzucam papierek do małego kosza pod stoliczkiem. Secjalnie go tu kupiłam, żeby nie musieć latać co chwila do kuchni i, jak widać, to było dobre rozwiązanie.

Rozwalam się na kanapie, a po chwili przychodzi do mnie Stiles i kładzie się obok. Przygniata mnie jedną swoją łapą, domagając się pieszczot, a ja głaszcze go delikatnie, po dużym, napełnionym brzuszku. Widać, że się najdadł. Uśmiecham się, kiedy pies mruczy cicho z przyjemności i wracam do oglądania telewizji.

Takie chwile w moim życiu lubie najbardziej.

**

ten rozdział to małe wprowadzenie do jej teraźniejszego życia ;) przepraszam za błędy i literówki :)x

hey boy // l.hemmings (sequel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz