l u k e
Całe moje dnie to spotkania biznesowe, przysięgam. Nawet nie mam czasu na zabawę z Tobym. Potrzebuje czasu dla siebie, trochę wolnego, urlopu! Jednak to nie takie proste, prawnik nie dostaje urlopu z dnia na dzień, potrzeba do tego przynajmniej miesiąca... No chyba, że jest się synem szefa, to co innego. Tak, owszem, mój tata także jest prawnikiem, dlatego tak naciskał na mnie na ten kierunek. Jak widać opłaciło mi się, jestem dość dobry, w tym co robię, a nawet mam paru stałych klientów, którzy najwidoczniej uwielbiają przesiadywać na sali sądowej. Co kto lubi...
Toby od niedawna zaczął uczęszczać na jazdę konną. Ja osobiście nie znoszę koni, ale on uwielbia wszystkie zwierzaki od owadów począć na ssakach skończyć. Jest uroczym i hałaśliwym dzieckiem, jeśli mam być szczery. Energii ma więcej niż nie jeden chłopiec w jego wieku, a ja naprawdę niekiedy mam dość uganiania się za nim. Na szczęście od tego mam Ashtona i Michaela, którzy (dzięki ci Boże!) mogli by nawet za Tobym do Australii pobiec i nie byliby na niego źli. W tym czasie ja zawsze mogę odpocząć po ciężkim dniu pracy, lub pójść na umówione spotkanie biznesowe. Nie chcę mówić nic złego na temat mojej pracy, bo to dzięki niej mam pieniądze na utrzymanie siebie, małego i domu, ale nienawidzę jej.
Wysiadam z auta i idę w stronę domu. Jestem w sumie padnięty. Naprawdę mam ochotę tylko na ciepłą kąpiel i ewentualnie mogę pooglądać jakieś durne bajki z Tobym. Biorę siatki z zakupami i wspinam się po schodkach, których jest niewiele, ale przy moim stanie fizycznym czuję się jakbym wchodził tu przez parę ładnych godzin. Łokciem otwieram drzwi i wchodzę bezszelestnie do kuchni, gdzie oczywiście zastaję małego, który jak zawsze wcina płatki z mlekiem.
-Hej, Toby. - witam się i całuję go czule w policzek, który on wyciera bezceremonialnie.
-Tatoo, nie rób tak, nie jestem już dzieckiem. - szatyn kręci głową z obrzydzeniem i odsuwa od siebie miskę. - W ogóle wpadłem na świetny pomysł, wiesz? - mówi, kiedy ja rozkładam zakupy do szafek. Kiwam głową, żeby zachęcić go do dalszego mówienia. - Pomyślałem sobie, że gdybyśmy zaadoptowali jakiegoś psa byłoby fajnie. - maluch uśmiecha się od ucha do ucha, a ja marszczę brwi i spoglądam na niego.
-Nie zgadzam się na żadnego psa. - oświadczam i wkładam mleko do lodówki. - Pies w domu to nie jest dobre połączenie, Toby. Będzie wszędzie się załatwiał i zostawi po sobie pełno sierści. Wiesz, że nie lubię jak coś mi się pałęta po domu. - mówię, nawiązując do kota, którego mieliśmy i który zgubił się po pół roku.
-Przecież niekoniecznie musimy trzymać tego psa w domu. - chłopczyk robi maślane oczka. - Możemy zrobić mu wspólnie budę, lub kojec. Będzie spał na dworze i może raz na kiedy wpuścimy go do domu, jeśli będziesz miał dobry humor. Będę wychodził z nim na spacery i dawał mu jeść, przecież mam już dziesięć lat, nie jestem mały.
Westchnąłem i niechętnie się zgodziłem. Zajebiście, teraz jeszcze trzeba będzie psa wykarmić, super. Poinformowałem, że idę wziąć kąpiel i poszedłem do łazienki. Od razu po wejść do wody zacząłem się rozluźniać. Zamknąłem oczy i pozwoliłem sobie na parę chwil relaksu. Jednak jak zwykle wszyscy byli przeciwko mnie i nagle mój telefon zaczął dzwonić i chcąc, nie chcąc musiałem odebrać.
-Tutaj Luke Hemmings, w czym mogę służyć? -spytałem formalnie, włączając głośnik i kładąc telefon na szafce.
-Siema, stary! Wiesz, musisz wbić do mnie, jest niezła domówka. - słyszę głos Caluma i wzdycham głośno. Chyba nici z długiej kąpieli.
-Ile ty masz lat, Hood? Domówki są dla nastolatków, a nie dla ojców z dziećmi. - zauważyłem i wyszedłem z wanny, bo już nie było mowy o relaksie.
-Tylko ty masz dziecko. - oczyma wyobraźni widziałem jak wzrusza ramionami. - Poza tym, możesz wziąść Tobyego. Ariana powiedziała, że weźmie Stilesa, bo nie może zostawać sam tak późno w domu, więc ona ich popilnuje.
Od razu po usłyszeniu jednego, konkretnego imienia byłem pewny, że ja także będę uczestniczył w tej imprezie. Oczywiście bez nadmiaru alkoholu i bez szaleństw, ale znowu ją zobacze. Nie widziałem jej od ponad dwóch tygodni, ostatni raz wtedy w parku. Nawet nie wiecie jakie uczucia we mnie odżyły, kiedy zobaczyłem ją wtedy u niej na grillu. Nadal była piękna, mądra, zabawna i tak niesamowicie pociągająca. Hej!, jestem tylko mężczyzną!
-Może wpadniemy. - wymamrotałem po chwili i owinąłem biodra ręcznikiem. - O której u ciebie?
-Po dwudziestej, weź jakieś żarcie, bo jak się Michael dorwie... No to czeeść! - i rozłączył się. Mam jeszcze ponad godzine, zdąże się ogarnąć.
Przeszłem do salonu, aby poinformować o naszych planach synka, a ten bardzo ucieszył się na tą wiadomość. Szczerze mówiąc bardzo polubił Ariane i jej psa (dałbym sobie rękę uciać, że to przez nich chcę mieć własnego), a przy okazji kochał grać na xboksie Caluma.
Toby to kochane dziecko i to, że nie jest moim biologicznym synem wcale nie zmienia moich stosunków do niego. To mój mały synek i nawet gdyby nie wiem co zrobił nie zamienie go na nikogo innego. To on jest najważniejszy, już za dużo się w życiu wycierpiał, teraz to ja go chronie i wspieram. To on jest moim oczkiem w głowie, moim promyczkiem i najukochańszym urwisem świata. Kiedy tak patrzę, jak odrabia swoją pracę domową, skupiony na zadaniach i (kiedy nie wie co napisać) przygryza lekko koniec ołówka, tak jak ja to robie, to wiem, że podjąłem dobrą decyzję.
Jest moim synem i nie oddam go nikomu, no kocham go najbardziej na świecie.
a/n kocham luke'a jako ojca jsnsisjs w ogóle wiecie już, że toby nie jest biologicznym synem luke'a, a reszty dowiecie się kiedyś, kiedyś jak będzie opowiadał o tym arianie ;) (możecie bić, ale nie po twarzy xd) nie mówie kiedy następny, bo nie wiem, a nie lubię obiecywać, a później słowa nie dotrzymywać :) więęęęc, do następnego! kocham was moi wytrwali czytelnicy ❤
CZYTASZ
hey boy // l.hemmings (sequel)
DiversosWkroczyli w dorosłość osobno, ale los chciał, żeby skończyli ją razem. Zapraszam na pierwszą część 'hey girl' ;)