35

15.2K 988 188
                                    

- Kochanie, zaczekaj! - krzyknąłem, kiedy starałem się dogonić moją rodzinę z wózkiem przed sobą. Nie odwróciła się, ani nie zwolniła. Jedyne co ją nie opuściło, to złośliwość, która chyba była cechą odziedziczoną po Brianie. - Wiem, że teraz nie jest między nami najlepiej, ale mogłabyś zwolnić.

- Widać twoja kondycja nie jest odpowiednia.

- W łóżku nie narzekałaś. - wtedy się zatrzymała i odwróciła w moim kierunku. Leoś spojrzał na mamę, a raczej na jej minę, a potem zaczął piskliwie się śmiać oraz pokazywać na mnie palcem.

- To nie jest dobry moment na tego typu odzywki, wiesz? Użyj resztki swojego mózgu i się hamuj. - ponownie usłyszałem śmiech synka, który pomimo tego, że nic nie rozumiał, to idealnie zachowywał się do sytuacji. 

- Przepraszam. Hej, nie obrażaj się. - odebrałem od niej Leo, którego cmoknąłem w policzek i ułożyłem wygodnie w wózku. Zatrzymałem nas na środku dróżki w parku, więc ludzie musieli nas omijać, lecz to najmniej mnie interesowało. Złapałem ją za dłonie i zacząłem sunąć nosem po jej szyi.

- Przestań mnie smyrać. Jestem na ciebie wściekła, jestem zraniona i cię nienawidzę. I mam ochotę na ciastko, ale wiesz co? Tata zjadł ostatnie, rozumiesz? Stary grzyb.

- Kotku, czy ty masz okres?

- Mam. - dla własnego dobra odsunąłem się, ponieważ doskonale pamiętałem jak kiedyś miała okres i prze to, że nie posprzątałem w sypialni, musiałem spać w ogródku. Dobrze, że było lato.

Szliśmy w ciszy. Emma obok mnie, a ja prowadziłem wózek. Jedynie Leoś przerwał milczenie swoimi piskami lub odgłosami jak coś zauważał. Zajęliśmy jedną z ławek i ustawiliśmy wózek tak, żeby być twarzą do malucha.

- Chciałbym, abyś poszła ze mną jutro zobaczyć dom.

- Dom?

- Nie sądzę, żebyś chciała wracać do Francji. Poza tym tutaj są dziadkowie Leosia, twoja i moja rodzina. Do Lyonu zawsze możemy jechać na weekendy, ferie lub wakacje. Nie sprzedałem domu, ponieważ jesteś współwłaścicielką, ale zamierzam się przenieść do Londynu.

- Co z kancelarią?

- Wciąż działa, jednak obowiązki przejął Dennis. Zostaję tutaj. Kupiłem już nawet budynek. Wszystko trzeba wyremontować, jednak tym się nie trzeba przejmować.

- Dobrze, a gdzie ten dom?

- Tutaj niedaleko. Blisko parku, byśmy mogli chodzić na spacery, kancelarii, która nie jest jeszcze gotowa i... pewnego miejsca. - obserwowałem jak delikatnie się uśmiecha, a potem nachyla nad Leosiem, żeby poprawić mu bluzę. Zdecydowała się jednak wziąć go na swoje kolana i w tym momencie zaczął patrzeć na wszystko, co się ruszało. Ludzi, patki, liście, cokolwiek. - Kocham was, wiesz to, prawda?

- Wiem. - zawahała się na samym początku i to mnie martwiło, bo musiała mieć pewność, że kochałem tylko ich i byli najważniejsi, aczkolwiek miała wątpliwości. Nie powinna ich mieć.

- Kochasz mnie? - wzięła głęboki wdech i pierwszy raz zwróciła na mnie swój wzrok. Chwila, w której się nie odzywała była jedną z najbardziej stresujących oraz potwornych chwil w moim życiu. 

- Kocham. - przymknąłem na sekundę oczy, słysząc jej odpowiedź. Uspokoiłem się i chwytając ją za kawałek żuchwy oraz miejscem pod uchem, złączyłem nasze usta. Najpierw nie odwzajemniła pocałunku, potem niepewnie to uczyniła. Oderwaliśmy się od siebie, gdy Leoś machnął w moją stronę zaciśniętą ręką. Spojrzałem na jego okrągłą buźkę i przyglądałem mu się jak podnosił ramiona do góry.

- Mój kochany maluszek. - przycisnąłem wargi do jego policzka, a później wsłuchiwałem się w jego gaworzenie. - Niedługo zaczniesz mówić "tata".

- Tak, po tym jak powie "mama".

- "Tata" będzie jego pierwszym słowem.

- Wybacz, ale raczej muszę cię rozczarować.

- Zobaczymy, skarbie. - spacerkiem wróciliśmy do domu, w którym rodzice Emmy siedzieli przed telewizorem. Oznajmili nam, że jedzenie było w lodówce, dlatego postanowiliśmy coś zjeść.

- Tato, chciałbyś pobawić się z Leo?

- Oczywiście! - mały był już po karmieniu, także wystarczyło poczekać na brudną pieluszkę. Zabraliśmy sałatkę i widelce i prędko pobiegliśmy na górę. - Ej! Paskudy jedne, nie będę go przewijał!

Następnego dnia oboje się ogarnęliśmy, zjedliśmy śniadanie, zajęliśmy się odpowiednio maluszkiem i razem wybraliśmy się do samochodu.

- Gdzie ta łapa? - usłyszałem, kiedy położyłem dłoń na jej kolanie. Uśmiechnąłem się do niej i odpaliłem auto.

- Lubisz to. - parsknęła śmiechem, odwracając swoje brązowe tęczówki w kierunku okna. - Zamierzam sprzedać samochód.

- Co? Dlaczego?

- Chciałbym mieć większy, rodzinny.

- Nasza rodzina liczy trzech członków. Bez przesady. Ten w zupełności wystarczy.

- A nie wolałabyś mieć swoje własne?

- Jasne, ale najpierw muszę na nie zarobić.

- W porządku. Kupimy ci nowe auto.

- Harry, wiesz, że nie o to chodzi. Możesz mi kupić cały świat, ale to ma najmniejsze znaczenie. Nie pieniądze się liczą.

- Chcę, żeby żyło nam się lepiej. Kochanie, jeśli potrzebujesz nowy samochód, to go kupimy. - wywróciła oczami i skupiła się na widoku za szybą, bo zaparkowaliśmy pod domem.

- Duży. - stwierdziła, wychodząc na zewnątrz. Zrobiłem to samo i przywitałem się z agentem nieruchomości. Bezczelnie gapił jej się w dekolt, dlatego objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie. Dyskretnie poprawiłem jej bluzkę, co wprowadziło ją w śmiech, a mężczyznę w zakłopotanie.

- Dobrze, może wejdziemy do środka. - zaprowadził nas do wnętrza domu i musiałem przyznać, że prezentowało się doskonale. Duży salon, jadalnia, kuchnia, gabinet i łazienka na jednym piętrze. - Dom jest idealny dla dużych rodzin. Perfekcyjne miejsce spotkań, dla spędzenia wszystkich świąt. Świetny do zakładania sporych rodzin.

- Moglibyśmy się rozejrzeć?

- Oczywiście. - weszliśmy wgłąb salonu, w którym Emma kpiąco na mnie zerknęła.

- Co?

- Jesteś zazdrosny o czterdziestoletniego agenta nieruchomości?

- Musiałaś ubierać taką bluzkę? Patrzył ci się na piersi. 

- Bo mam ładne.

- Fakt, ale tylko ja mogę na nie patrzeć... i dotykać. - przysunąłem ją bliżej siebie, obejmując ją w talii. Całując jej zagłębienie między szyją a obojczykiem, przeniosłem nas na kanapę. Placami muskałem jej odkryte ramiona, a ustami żuchwę i jej okolice.

- Jest jeszcze doskonały ogród dla dzieci. Dużo przestrzeni, więc można wybudować plac zabaw, basen, jest patio, można jeść na dworze w letnie dni... Boże, bardzo przepraszam. 

- Nic się nie stało, to my przepraszamy.

- Więc co państwo sądzą o willi? - wymownie zwrócił uwagę na naszą pozycję, także wstaliśmy, poprawiając swoje ubrania.

- Jesteśmy zadowoleni. Możemy podpisać papiery.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Hej x

To nadal nie jest Hemma. Nie pogodzili się!  Oops.

Liczę na Wasze opinie, misie xx

Kocham xx

Family Guy✫h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz