Rozdział 1

28 1 0
                                    

Cześć, jestem David. David Riley. Mieszkam w małym miasteczku New Bakelly. Życie pisze różne scenariusze, a właśnie Ciebie chcę zaprosić do poznania historii pewnej dziewczyny, bardzo mi bliskiej, która od życia dostała trudną rolę do zagrania.

*Grace*

Rozległ się dzwonek mojego telefonu. Popatrzyłam na wyświetlacz... no tak, mogłam się tego spodziewać.

- Halo..- rzekłam ochrypłym, zaspanym głosem.

- Dzień dobry Grace. Otwórz okno, na dworze jest troche chłodno, a ja stoję pod nim jak jakiś debil.

Rozłączyłam się i podeszłam do okna. Otworzyłam na oścież i moim oczom ukazał się David.

- David, jest trzecia w nocy. Co ty odpierdalasz?

Chłopak złapał się parapetu i nim się obejrzałam był już w środku. Rozłorzył się na moim łóżku.

- Nawet wygodne to nowe łóżko. Świetny wybór.

Usiadłam na przeciwko niego na krześle. Tak, była trzecia w nocy, a ja nie bardzo kontaktowałam.

- Zbieraj się. - rzekł David rzucając we mnie poduszką.

- No tak, zaraz pójdę dokończyć mój sen o zajebistych striptizerach tylko wyleź z mojego pokoju.

- Hahahah dobry żart. Dziś raczej już go nie dokończysz. - poderwał się i stanął obok mnie. Złapał mnie za ręce i podniósł do góry. - No już, tempo.

Wskazał mi palcem drzwi. Poklepał mnie po tyłku za co dostał porządnego sierpowego w ramię. Poszłam do łazienki żeby sprawić abym choć na chwilę przypominała człowieka. Założyłam byle co, włosy związałam w jakiegoś koka czy coś i wyszłam do Dave'a.

- Ślicznie. Teraz wyłaź przez okno i idź pod mój dom.

- A ty? - spytałam ziewając.

- Będę szedł za Tobą. Wiesz, uciekamy z domu, poważna sprawa.

Westchnęłam głęboko i zrobiłam to co kazał David. On szedł za mną i udawał jakiegoś kurwa komandosa. Turlał się po trawie i nucił muzyczkę z Mission Impossible. Po chwili i ja się wkręciłam.

- Agentko Miller, odbiór. - powiedział Dave kucając.

- Tak jest, komandosie Riley. Rozpoczynamy misję?

- Rozpoczynamy. Zadanie numer jeden. Musimy iśc na podjazd i zabrać auto rodziców. Zrozumiano?

- Tak jest. - szepnęłam i ruszyłam w stronę dużego, czarnego auta państwa Riley. Przede mną pierwsza przeszkoda, żywopłot. Wypatrzyłam dziurę, przez którą mogłam się wydostać. Przeszłam przez nią i ukucnęłam przy drzwiach pasażera. Dałam znak Davidowi, ruszył. On nie zauważył tajemnego przejścia. Stwierdził, że będzie skakał przez żywopłot. Stuknęłam się dłonią w czoło. To była moja typowa reakcja na jego głupotę. Rozpędził się i...

- Ała! Cholera jasna! - usłyszałam.

Podbiegłam do niego. Nie mogłam opanować śmiechu.

- Co Cię tak śmieszy?! - spytał ze skrzywioną miną. - Lepiej pomóż mi wstać.

Podałam mu rękę. Chłopak z moją pomocą wstał, otrzepał się i pokuśtykał w stronę auta. Nadal nie mogłam się opanować. Śmiech totalnie nade mną zapanował. Po cichu weszliśmy do auta i ruszyliśmy.

- Powiesz mi co cię tak podkusiło żeby o 3 nad ranem wparowywać mi do pokoju i wywozić gdzieś autem? - spytałam opierając głowę na ręce.

- Boże, Grace! Ty od tego przepracowania nawet kalendarz przestałaś ogarniać. - odparł kładąc mi dłoń na czole, sprawdzając czy nie mam gorączki.

- Ehh nigdy cię nie zrozumiem.

- I vice versa.

- Skąd znasz takie zwroty? David, nie poznaję cię.

- Ostatnio jakoś dobrze sypiam więc w szkole skoro nie śpię to od czasu do czasu kogoś posłucham. Żeby nie było, tylko jak serio mi się nudzi.

- Ufff. Myślałam, że już straciłam mojego przyjaciela, tumana. - roześmiałam się i klepnęłam go w ramię. Po kilku minutach dotarliśmy na miejsce.

Ideał?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz